Wielu moich lewicowych znajomych wyrażało zdziwienie, że PiS zgodził się na kandydowanie Patryka Jakiego na prezydenta Warszawy.
Według nich młody wiceminister ze swoimi nieprzyjemnymi cechami charakteru, agresywnym wizerunkiem i skrajnym konserwatyzmem jest niewybieralny w mieście, które jest otwarte, przyjazne, liberalne (podobno). Stawiali więc na drugie nazwisko obecne w przedwyborczych rozważaniach – Michała Dworczyka – który miałby przyciągnąć centrowy elektorat. Na człowieka bez wyrazu, bez charyzmy, nudnego. Tylko, że PiS już testował tę metodę – 4 lata temu przeciwko Hannie Gronkiewicz-Waltz wystawiono Jacka Sasina, który wówczas był grzeczny.
Nie sądzę, żeby motywacją Kaczyńskiego było wepchnięcie Jakiego w walkę, która jest z góry przegrana. W PiS-ie najprawdopodobniej zdano sobie po prostu sprawę z tego, że mdłych kandydatów będzie na pęczki. Na ich tle Jaki będzie przynajmniej wyrazisty. Gość umie przyciągać uwagę, zna się na mediach (społecznościowych – też) i ma naturalny pęd na stanowisko. Stawiam, że kampania będzie przebiegać pod jego dyktando.
Bo na pewno nie Trzaskowskiego, który przypomina Komorowskiego z kampanii prezydenckiej – nie budzi zaufania. Jego obecne górowanie w sondażach wynika jedynie z tego, że pierwszy wystartował. Nie pokazał dotychczas śmiałej wizji, opowiada banały, nie zauważając, że partia, która go wystawia, rządzi w stolicy 12 lat. Jest dobrym kandydatem na liberalne mniejsze zło, ale boję się, że to może nie wystarczyć. Już się zresztą wkopał, witając kandydaturę Jakiego sugestią, że ten nie jest rodowitym Warszawiakiem – w mieście, w którym tak duży odsetek ludności napływowej, takie gadanie nie jest zbyt mądre. I od razu zostało wykorzystane przez kandydata PiS-u. Coś czuję, że będzie tego więcej. I dziś byłbym skłonny się założyć, że w tej walce to Trzaskowski będzie leżał na deskach.
Prawicowy radykalizm też może nie być wystarczającym straszakiem. Jaki wczoraj ogłosił w TVN, że nie jest przeciwko in vitro i że nie zakazałaby Parady Równości, choć zarazem nie pojawiłby się na niej osobiście. To zupełnie jak rządząca przez trzy kadencje prezydent jakże liberalnej Platformy, która na paradzie nie była nigdy, a na in vitro zgodziła się pod naciskiem zbiórki podpisów zorganizowanej przez Partię Razem, dopiero w 2016 roku. Niewiele więc trzeba, żeby skrajny prawicowiec przebrał się za ”tolerancyjnego Warszawiaka”, szczególnie jak walczy z takimi samymi konserwatystami.
Czy pojawi się ktoś trzeci? Jeśli już to będzie raczej z lewicy, bo ta łącznie w sondażach przekracza 20 proc. Kto konkretnie? Kalisz nie startuje. Biedroń zostaje w Słupsku. SLD chce wystawić Celińskiego jako kandydata przetargowego do przyszłych rozmów koalicyjnych z PO i Nowoczesną. Są ruchy miejskie, klecące koalicje niezależnie od poglądów, czyli idące drogą, która już raz doprowadziła je do klęski. Jest Piotr Ikonowicz, któremu jednak raczej nie uda się zbudować szerszego poparcia. I jest potencjalna – nie zdradzam wielkiej tajemnicy – szeroka koalicja lewicy społecznej (Razem, IP-la czy Zieloni) oraz działaczy samorządowych ze sporą rozpoznawalnością (Śpiewak, Piechna-Więckiewicz), którzy – jeśli się dogadają – mogą sporo namieszać. Czas jednak gra na niekorzyść tego porozumienia, bo moim zdaniem Jaki będzie z każdym dniem zyskiwał.