7 listopada 2024

loader

Ani społeczeństwo obywatelskie, ani naród.

Cel lewicy to wspólnota pracy i dobrego życia dla wszystkich

W szkole, w mediach, w potocznej świadomości dominują dwie narracje. Tworzą one swoiste ciemne okulary do oglądu otaczającej rzeczywistości. Jedna liberałów o cudach wolnego rynku, przedsiębiorczości i wolności, którą przyniósł kapitalizm po upadku realnego socjalizmu. Druga – prawicy o narodzie jako wielkiej rodzinie, najwyżej podzielonej na parafie i diecezje. W jednej jednostka jest przedsiębiorcą samego siebie, walczy z innymi o pozycje do zdobycia, w drugiej – ludzi łączy spreparowana przeszłość, język, religia. Ale za to wszyscy jej członkowie są równi w swoich obowiązkach i zadaniach wobec kościoła, państwa, wodza, na dodatek mogą liczyć na lepsze życie w niebiańskim mieszkaniu,… i udział w rocznicowych akademiach. Obie narracje są ideologiami, służą bowiem maskowaniu przyczyn i następstw sytuacji życiowej ludzi, którą określa ich miejsce w społecznym podziale pracy i własności. Obywatele są równi, ale tylko na płaszczyźnie prawa, bo obywatel nie ma społecznego adresu. Jeśli go poznamy, to jedni obywatele okażą się operatorami kapitału produkcyjnego czy finansowego, inni będą pracującymi na ich rzecz dobrze opłacanymi specjalistami. Ogromna większość wykonuje pracę na podrzędnych stanowiskach w budżetówce, w polskich bieda-firmach, w usługach dla biznesu, w strefach specjalnych. Podobnie jest z członkami dumnego narodu niezłomnych inaczej. Na patriotę po manifestacji 11 listopada czeka patron w warsztacie samochodowym, na patriotkę zaś, bywa, szefowa w studio kosmetycznym, gdzie będzie się oddawać filozofii fryzur (taki szyld widziałem przed rokiem w Kołobrzegu). Liberalna i tradycjonalna, narodowo-katolicka narracje przemilczają ten problem. Różnice interesów ekonomicznych między kapitalistą-przedsiębiorcą a pracownikiem pierwsi kodują w języku wolności gospodarczej (i ty możesz być przedsiębiorcą, albo bizneswomen, daliśmy ci szansę, ale nie skorzystałeś), politycznej, w mniejszym stopniu obyczajowej. Tu człowiek staje się jednostkowym przedsiębiorstwem, ostatecznie depresyjnym konformistą w korporacyjnym boksie. Drudzy zacierają jak mogą społeczno-ekonomiczne konflikty w języku różnic religijno-etnicznych ludzi. Oferują przynależność do wspólnoty wielkiej rodziny Polek i Polaków, gdzie wszyscy mogą być patriotami, co zresztą niewiele kosztuje.

Świadomość społeczna klas pracowniczych rozpięta jest obecnie między tymi przesłonami. Słabo przeświecają przez nie realia społeczno-ekonomiczne rynkowego społeczeństwa. Tymczasem wspólnota życia i pracy nad Wisłą to byłoby nowe jakościowo społeczeństwo. By być jej członkiem trzeba przyczyniać się do powiększania jej zasobów materialnych i symbolicznych: własną pracą, organizacją pracy innych, powiększaniem dóbr kultury. Społeczeństwo to organizm pracy zbiorowej, a więc gospodarka jest podstawą jego trwania i rozwoju. To w niej powstają najważniejsze więzy wskutek wzajemnego uzależniania się ludzi, np. kapitalista frunie na cudzych skrzydłach. Dlatego warunki pracy, i płacy powinny być w centrum uwagi lewicy. Wspólnota tworzy konieczne warunki prawne i instytucjonalne, by jednostki mogły zaspokajać swoje rozliczne potrzeby; pozwala jednostce lub grupom zachowywać tożsamość etniczną, rasową, płciową, seksualną. Jej członkiem zatem może być rozwożący pizzę Nepalczyk czy nasz sąsiad z Bliskiego Wschodu oferujący najlepszy kebab na ulicy. Taka wspólnota kontynuuje dziedzictwo materialne i kulturowe poprzednich pokoleń, obecne zaś zespala repartycyjny system zabezpieczenia emerytalnego, korzystanie z publicznych usług zdrowotnych, edukacyjnych, transportowych, oczywiście finansowanych z progresywnych podatków każdego, kto korzysta z dorobku minionych i obecnych pokoleń: osiągnięć nauki, sytemu kredytowego, bezpiecznych granic, porządku na ulicach czy nieopłaconej pracy reprodukcyjnej kobiet. Wspólnoty takie, zdaniem Cycerona, są zespolone „przez uznanie tego samego prawa, i przez pożytek, wypływający ze wspólnego bytowania”. Instrumentem takiej wspólnoty jest państwo, które reprezentuje racjonalność ogólnospołeczną, dlatego duże znaczenia ma jego demokratyczny charakter. Takie wspólnoty już istnieją. Modelową stworzyli podzieleni etnicznie, językowo, religijnie Szwajcarzy. Bliscy tego modelu są Skandynawowie. Natomiast wielbieni przez polską prawicę Amerykanie tworzą w nowych realiach historycznych westernową rzeczywistość: każdy ma broń, coraz więcej ludzi bez stabilnej pracy, obrońcy prawa sami osądzają i likwidują zakłócających ład i porządek, głos decydujący mają notable, już nie posiadacze stad bydła, tylko pakietów akcji, a także zarządcy banków i funduszy inwestycyjnych.

Problemem lewicy jest to, że uległa przemocy symbolicznej PO-PiSowego obozu: wstydzi się PRL, wstydzi się słów kapitalizm i wyzysk, uczy się savoir-vivre w debacie publicznej od beneficjentów systemu, czeka na recenzje swoich inicjatyw w Gazecie Wyborczej. Tymczasem tylko głoszenie z otwartą przyłbicą własnej diagnozy współczesnego kapitalizmu i wyprowadzenie wniosków praktycznych z tej diagnozy – może zbudować narrację przekonującą więcej niż margines wyborców. Krytyka półgębkiem prowadzi do tego, że katolicyzm-light w połączeniu z krytyką systemu partyjnego może odebrać lewicy nawet ten bezpieczny margines politycznej egzystencji, nie mówiąc o dalej idących przekształceniach polskiego skansenu kulturowego sprzężonego z peryferyjnym kapitalizmem.

Na jakim świecie żyjemy. Narracja lewicy o wspólnocie życia i pracy w Polsce, UE i w skali planetarnej powinna wychodzić od rozpoznania tendencji rozwojowych współczesnego, oligopolityczno-finansowego kapitalizmu. To słowo jest kluczowe w języku lewicy. Informuje bowiem o podstawowej charakterystyce panującego Systemu. Jest nią logika akumulacji kapitału, jego pomnażania kosztem przyrody, pracy ludzkiej, w konsekwencji jakości życia ogromnej większości Ziemian. Np. w 2010 r. koszty pracy chińskich montażystów i Phona stanowiły tylko 1,8% ostatecznej ceny sprzedaży w USA. Inspiracje teoretyczne dla analiz współczesnego oligopolistyczno-finansowego kapitalizmu zwolennik lewicy znajduje w dorobku radykalnych ekonomistów politycznych: w dziełach M. Kaleckiego, P. Sweezy`ego, S. Amina, J. B. Fostera, J. Tittenbruna czy J. Toporowskiego. Marks nie przestał być wielkim analitykiem mechanizmów funkcjonowania kapitalistycznej gospodarki. Najlepszą rekomendację wystawił mu nie kto inny, tylko przyjaciel Systemu wybitny ekonomista Joseph Schumpeter. Wspomniani badacze ukazują następstwa oligopolizacji gospodarki i rolę sektora finansowego. Tłumaczą, dlaczego jest ona poddana konieczności szukania coraz nowych pól akumulacji kapitału, a zarazem dlaczego zawsze ma kłopoty ze zbyciem wytworzonej masy towarowej, stąd nieodłączny konsumpcjonizm, i ….bariera ekologiczna, czyli kolejny tym razem strukturalny kryzys.

Gospodarkę kapitalistyczną zawsze trzeba odróżniać od rewolucji przemysłowej. Ta polegała na wzbogaceniu aparatu wytwórczego w paliwa kopalne i maszyny, które zwiększyły produktywność pracy ludzkiej, tym samym wielkość rozporządzalnych dóbr i usług materialnych. Wzrosła nie tylko jakość życia: jego wydłużenie, bezpieczna starość, zmniejszenie wysiłku fizycznego pracy, przyniosło też jednostce wiele swobód, stopniowo malał uścisk gorsetu tradycji. Jednak kapitalizm, który się dynamicznie rozwijał dzięki postępowi naukowo-technicznemu, stopniowo dochodzi do granic ekologicznych i surowcowych swojej historycznej prosperity. Jak przewidywał Schumpeter na początku lat 40., pogrąży go własny sukces i gargantuiczna masa produktów, którą ciągle musi wytwarzać. Kapitalizm znajduje się w fazie interregnum. Nastąpi spadek tempa wzrostu gospodarczego wskutek limitów przyrodniczych (z 3% do prognozowanego 1%). Zmienią się mechanizmy funkcjonowania tej gospodarki (przebudowa energetyki i transportu, nacisk na recykling minerałów, zmiana rynku pracy wraz z zastosowaniami robotyki i sztucznej inteligencji, kres koncepcji życia jaku użycia, tj. konsumpcjonizmu). Możliwe są różne scenariusze tych zmian: od eksterminizmu do stopniowego uspołeczniania. Władcy aplikacji z Doliny Krzemowej poszukują nowych pól akumulacji (biomedycyna, cyfryzacja służby zdrowia, wszechstronne wykorzystanie robotów i sztucznej inteligencji jako kolejnych źródeł ekstrakcji kapitału). Ale konieczność zachowania równowagi globalnego ekosystemu pozwoli jedynie na „dobrobyt bez wzrostu”. Nowa forma kapitalizmu (postkapitalizmu) nie będzie poddana logice zysku, lecz arytmetyce potrzeb społecznych, a także imperatywowi zachowania równowagi globalnego ekosystemu.

Obecnie kapitalizm egzystuje w trzech głównych wariantach: 1) amerykańskiego anarchokapitalizmu, otaczanego w Polsce kultem, 2) skandynawskiego społeczeństwa troski, i 3) kapitalizmu z chińsko-singapurską specyfiką. Lewica najpierw powinna się zdecydować, w jakim modelu kapitalizmu/postkapitalizmu chce tworzyć warunki dobrego życia dla wszystkich, a nie tylko dla ekonomicznej elity.

Narracja lewicy. Lewica musi odnosić się w swojej narracji do dwóch podstawowych problemów współczesnej cywilizacji w formie globalnego kapitalizmu: kryzysu ekologicznego i nierówności społecznych, w tym także do dysproporcji rozwojowych między regionami świata. W 2019 r. 1 proc. najbogatszych, według raportu „Global Wealth”, rozporządzał 44 proc. aktywów finansowych krążących po świecie, po 1,2 mln euro dla przeciętnego „inwestora”. Dodatkowa trudność polega na tym, że ich rozwiązywanie wymaga współdziałania w skali globalnej, europejskiej i krajowej. Niestety, polska chata nie jest już z kraja, o czym zapomina rządzący Polską obóz prawicy.

1) Na poziomie krajowym sojusz lewicy z obozem liberalnym może być tylko taktyczny. Lewica reprezentuje bowiem interesy ludzi pracy najemnej, bez względu na to, czy wykonywanej rękami czy głową. Zadania dla lewicy na najbliższe lata sprowadzają się do przeprowadzenia kolejnej (już piątej) polskiej modernizacji, budowy V RP – wspólnoty dobrego życia i pracy dla wszystkich. Wymaga to przezwyciężenia semiperyferyjnego statusu polskiej gospodarki i tradycjonalizmu kulturowego replikowanego przez szkołę, pospolite ruszenie prawicowych naganiaczy i utrwalaczy, wzmacniane echem kazań. W ten sposób lewica by kontynuowała rozpoczęty po koniec XIX wieku proces modernizacji polskiego społeczeństwa. Postsolidarnościowy obraz PRL jako ubeckich katowni i półek z octem w sklepach jest fałszem historycznym. Lewica powinna ukazywać Polskę Ludową jako kolejny etap w modernizacji polskiego społeczeństwa. To nie II RP, lecz PRL zbudowała podstawowy kompleks przemysłowy w warunkach braku zasilania kapitałowego z zagranicy. Łatwo wówczas ukazać regres kulturowy obozu prawicy, a zarazem połowiczność neoliberalnej transformacji. W jej wyniku Ursus stał się Factory, lecz głównym walorem przyciągającym do Polski filie zagranicznych korporacji, oprócz dużego rynku zbytu towarów, jest tania praca montażowa. W Polsce powstało też europejskie centrum usług biznesowych, wykorzystujące tańszą niż na Zachodzie pracę absolwentów uczelni wyższych (Warszawa, Kraków, Wrocław). Nie jest to bynajmniej Dolina Krzemowa, lecz Mordor, w którym pryska czar „radosnego dziamborzenia” Konfederatów o wolnej przedsiębiorczości. Polskiej lewicy jest najbliżej do zharmonizowanego społeczeństwa troski, które łączy efektywną gospodarkę z bezpieczeństwem socjalnym obywateli i zrównoważonym środowiskiem. Przez Bałtyk, nie przez atlantyckie mgły, powinna lewica prowadzić Polki i Polaków. Niemniej jednak podnoszenie pozycji polskich firm w łańcuchach wartości tworzonych przez niemieckie korporacje z wykorzystaniem polskiej siły roboczej i poddostawców jest w interesie zarówno pracodawców, jak i świata pracy. Jest to realna droga reindustrializacji polskiej gospodarki wobec braku narodowych globalnych firm. Zamiast reparacji wojennych rekompensata w postaci ścisłych związków kooperacyjnych obu gospodarek, systemów edukacji i szkolnictwa wyższego. Dlatego cenna jest orientacja polskiej lewicy na współpracę z różnymi nurtami lewicy niemieckiej (SPD, Die Linke, Partia Zielonych). Także podnoszenie płacy minimalnej przyczynia się do wzrostu innowacyjności gospodarki.

Zdobycie na początek uwagi klas pracowniczych wymaga odniesienia się do kolejnych wyzwań, które przynosi ewoluujący kapitalizm. To przede wszystkim dwa problemy i postulaty. Pierwszy to postulat skracania czasu pracy („pracujmy mniej!”). Jest on zgodny z dwuwiekowymi dążeniami świata pracy. Bezwzględny dochód podstawowy tylko by utrwalał panowanie nad warunkami życia masy bezrobotnych. Wielkość dochodu zależy wówczas od dysponentów funduszy publicznych. Równie ważnym i trudnym problemem do rozwiązania jest odczarowanie liberalnego populizmu w kwestii podatków dochodowych i majątkowych. Lewica powinna objaśniać klasom pracowniczym wpływ podatków bezpośrednich i akcyzy na poziom życia utrzymujących się z pracy, a także absurdy związane z 19% podatkiem od dochodów „samozatrudnionych” menedżerów. Wpływy z podatków dochodowych są wynoszą w Polsce zaledwie 5,3% przy średniej OECD 8,3 proc. Podatki CIT stanowią tylko 2% PKB, przy średniej OECD ponad 4 %. Języczkiem u wagi w sojuszach politycznych stają się pracujący na podrzędnych stanowiskach w sektorze budżetowym. Klasy pracownicze budżetówki są żywotnie zainteresowane przebudową systemu podatkowego i sektora usług publicznych, w tym systemu ochrony zdrowia, edukacji i transportu publicznego.

Przeciwnikiem klasowym są tylko zagraniczni i polscy globalizatorzy oraz obsługujące ich interesy klasy specjalistów, tworzące kompradorskie elity finansowe. To to pole powinni zagospodarowywać stratedzy i intelektualiści lewicy. W tym celu lewica powinna mieć własne zaplecze eksperckie, wydawnicze na poziomie akademickim, by chociaż osłabiać neoliberalną hegemonię mediów i systemu edukacyjnego. Żale na pochód neomarksizmu przez instytucje jest wytworem chorej wyobraźni obrońców okopów Św. Trójcy. By docierać z nowymi hasłami, lewicowe partie polityczne powinny przewodzić różnym formacjom progresywnym: związkom zawodowym, organizacjom pozarządowym, ruchom kobiecym, lokalnym animatorom ochrony środowiska, ludziom kultury, środowisku nauczycielskiemu i stowarzyszeniom szeregowych pracowników budżetówki; powinny też stopniowo przekształcać debatę publiczną i sferę kulturowo-symboliczną prowadząc polemiki zarówno z liberałami, jak i narodową prawicą. W tym celu polska lewica powinna umiejętnie i harmonijnie łączyć postulaty społeczno-ekonomiczne z postulatami wolnościowymi, skoro 20-30% polskiego społeczeństwa, według filozofa religii Zbigniewa Mikołejko, to mentalne podziemie, które się nie wychyla ku XXI w. Tym bardziej nie powinna kapitulować w sferze obyczajowo-kulturowej, oczywiście dzięki właściwemu rozłożeniu akcentów i pokazaniu współzależności tych sfer. Lewica pozostawia religię obywatelowi, której instytucje powinien sam finansować, jeśli chce.

2) Natomiast na poziomie UE lewica powinna popierać inicjatywy demokratyzacji kontroli nad neoliberalną Komisją Europejską. Mechanizmy funkcjonowania UE stworzyli niemieccy ordoliberałowie. Oczkiem w głowie jest jak dotąd podnoszenie konkurencyjności gospodarek, praktycznie tylko obieg kapitałów, towarów i pracowników oraz współpraca państw, głównie w tym zakresie. Brakuje wymiaru socjalnego: ochrony bezpieczeństwa pracy i płacy, choć obecnie KE rozważa wprowadzenie europejskiej płacy minimalnej. Główne postulaty to: polityka fiskalna i inwestycyjna na poziomie całej UE (postulat diem.25), co w wyniku pandemii staje się powoli faktem. Dalej, nadanie Unii republikańskiego charakteru (sojusze ideologiczno-polityczne w całej przestrzeni europejskiej, bezpośrednie wybory organów władzy UE); współdziałanie dla likwidacji offshoringu, rajów podatkowych, zamiast tego globalne podatki od korporacji zgodnie z postulatami Thomasa Pikkety`ego. Lewica powinna też hamować militaryzm USA i dążyć do stopniowego usamodzielniania się Europy pod względem bezpieczeństwa. Dla gospodarki europejskiej wyzwanie płynie z Azji Południowo-Wschodniej. Dlatego powróci do łask idea tworzenia wraz z Rosją euroatlantyckiej przestrzeni gospodarczej (od Lizbony do Władywostoku), też w związku z problemem zaopatrzenia w surowce i w celu zrównoważenia przewagi kapitałowej i technologicznej Chin.

3). Na poziomie globalnym pierwszym zadaniem jest przekonanie klas pracowniczych i ogółu społeczeństwa, że wyczynowy kapitalizm oparty na wzroście gospodarczym zbliża się do bariery ekologicznej. Wymaga przebudowy, polegającej na globalnym kształtowaniu brzegowych warunków dla biznesu (recykling, podatek węglowy), np. na wzór japońskiego doświadczenia z lat powojennych, kiedy ministerstwo handlu (MITI) sterowało za pomocą środków ekonomicznych (subwencji, umarzania kredytów, wspierania eksportu) przebudową struktury gałęziowej gospodarki. Taki program i zdecydowane działania w tym kierunku pozwoli zdobyć uwagę i głosy młodego pokolenia, co udało się niemieckim Zielonym.

W wariancie optymistycznym niekompletna ekonomiczna globalizacja będzie musiała być uzupełniona o nowy mechanizm regulacyjny (na początek np. G- 20). Zastąpi on global governance wielostronnych organizacji jednostronnych poddanych interesom korporacji, a sterowanych z tylnego siedzenia przez państwo amerykańskie, asekurowane ostatecznie przez pływające fortece i samoloty F-16. Natomiast na Globalnym Południu zadania dadzą się sprowadzić do ograniczenia przyrostu naturalnego, z czym bezpośrednio wiąże się awans materialny i kulturowy kobiet. By to było możliwe, musi dojść do urealnienia cen żywności przez zniesienie jej dotowania na bogatej północy, a także umorzenia lichwiarskich długów, itd.

Klucz do zmiany obecnej formuły funkcjonowania gospodarki kapitalistycznej znajduje się w Białym Domu. To stąd kolejni amerykańscy prezydenci deregulowali światową gospodarkę, demontując osiągnięcia welfare state. To stąd amerykańskie korporacje, państwo i bankowi ekonomiści działają w interesie rentierów całego świata (właścicieli kapitału pieniężnego, udziałowców, prezesów banków i funduszy inwestycyjnych, klasy menedżerskiej, pracujących na rzecz korporacji specjalistów: polityków, prawników, doradców, speców od reklamy itp.). Dzierżą oni władzę zwierzchnią nad systemem światowym, regułami jego funkcjonowania. Polityka lewicy względem Stanów Zjednoczonych, ich modelu biznesu, polityki podatkowej, roli dolara jako rezerwowej waluty i militaryzmu powinna być krytyczna. Lewica powinna zmierzać do tworzenia wielostronnych, lub co najmniej trójstronnych, formuł, w których harmonizowane są interesy Europejczyków (głównie zachowanie jakości życia i środowiska), z potrzebami rozwojowymi Chin, Rosji i USA. Przeciwnikami klasowymi są tu obecnie władcy aplikacji z Doliny Krzemowej i w pewnym stopniu chiński BATX. To bowiem do nich, a nie państw czy obywateli, należy decyzja o zakresie prywatności jednostki, modyfikacji DNA, likwidacji przez roboty i aplikacje stabilnych miejsc pracy. Lewica powinna zatem współdziałać z tymi siłami (państwami, ruchami społeczno-politycznymi), które opowiadają się za harmonijnym społeczeństwem i światem bez wojen, by doprowadzić przynajmniej do osłabienia neoliberalnego modelu kapitalizmu.

Tadeusz Klementewicz

Poprzedni

Mentalność gracza w trzy karty

Następny

Rząd nas weźmie za mordę

Zostaw komentarz