7 listopada 2024

loader

Bigos tygodniowy

Zakończyła się najkrótsza kariera polityczna w dziejach Rzeczypospolitej. Być może nawet. Gryzelda z Milanówka pojawiła się ni stąd ni zowąd coś koło połowy lutego, wypaplała jakieś dyrdymały przeciw wolności słowa, następnie wyszedł na jaw wypadek z ugryzieniem przez nią mężczyzny, który przyłapał ją na łamaniu ciszy wyborczej. Gwoździem do trumny, w której została złożona świetnie zapowiadająca się kariera Gryzeldy, było ujawnienie, że w jej domu odbywały się antypisiorskie i antykaczorowe sabaty, a jej mąż okazał się, jako autor „Ballady Milanowskiej”, kimś w rodzaju nowego Szpotańskiego, autora antygomułkowskiego pamfletu wierszem, o którym w marcu 1968 roku Władysław Gomułka z trybuny w Sali Kongresowej Pałacu Kultury i Nauki w Warszawie, że jest „człowiekiem tkwiącym w zgniliźnie rynsztoka, człowiekiem o moralności alfonsa”. Podobno sama Gryzelda była współautorką „Ballady Milanowskiej” („Do pieca wsadzić Kaczora, w ten sposób naród by się obudził, a Kaczor przestał ogłupiać ludzi”). Gdy na kilkudziesięcioosobowym spotkaniu towarzyskim Gryzelda osobiście czytała balladę („Różne stosują triki Króliki, by zmieść Kaczora z polityki…”, salwom śmiechu zapewne nie było końca.


Określić podtrzymywanie, nawet ograniczone, przez kościół kat. zbiorowych obrzędów religijnych w budynkach zwanych „świątyniami” jako nieodpowiedzialność, to nic nie powiedzieć. Apel Lewicy, by je zawiesić był w najwyższym stopniu racjonalny. Rzecz przecież nie w treści odbywanych tam obrzędów, lecz w tym, że ludzie, którzy będą się tam wzajemnie zakażać, będą także zakażać na zewnątrz. Przy okazji dało się słyszeć szereg głosów, totalnie absurdalnych i nieodpowiedzialnych, jakby wprost z najgorszych mroków średniowiecza, m.in. Gowina Jarosława, Isakowicza-Zaleskiego Tadeusza, Terlikowskiego Tomasza. „Gdy rozum śpi, budzą się upiory…”. Okazuje się, że częściowe wymiksowanie się z chóru pisowskich propagandystów nie oznacza pełnego powrotu do rozumu. Redaktor Warzecha krytykę skierowaną przez Włodzimierza Czarzastego pod adresem Gądeckiego Stanisława nazwał „chamskim atakiem na kościół”.


Nie chcę powiedzieć, że arcybiskup Gądecki, przewodniczący Konferencji Episkopatu Polski nie potrafi myśleć, ale mam poważne podstawy, by podejrzewać, że jego myślenie jest histerycznie rozchwiane. Jednego dnia, w reakcji na epidemię, zaordynował „więcej mszy” w kościołach, a kilka dni uznał, że jednak trzeba ograniczyć działalność. Jak na jednego z dowódców Kościoła kat. – fatalne sobie dał świadectwo.


Głosy na rzecz odsunięcia terminu wyborów w czasie jest najzupełniej logiczna i nie złośliwość opozycji jest tu przyczyną. Po pierwsze, chodzi o to, że mamy do czynienia faktycznie z kampanią wyborczą wyłącznie jednego, uprzywilejowanego kandydata, czyli Adriana. Inni nie mają żadnych możliwości prowadzenia kampanii. To podważa konstytucyjną zasadę równości w walce wyborczej. Po drugie o to, że czasie epidemii zorganizowanie wyborów staje się nieporównywalnie trudniejsze logistycznie, choćby z uwagi na pewność mniejszej frekwencji oraz na większą trudność w rekrutacji osób do komisji wyborczych. Jeśli reżym uprze się przy majowych wyborach, będzie to rodzaj politycznego terroryzmu. O grze fair nawet nie wspomnę, bo im to jest najzupełniej obce.


Nie zależy mi na pomniku Bitwy Warszawskiej 1920 roku. Jest wystarczająco upamiętniona w Ossowie pod Radzyminem. Jeśli jednak ma już być wzniesiony, to nie powinien być absurdalnym dziwactwem i skandalem estetycznym. To pomnik bitwy sprzed 100 (słownie: stu) lat, więc powinien nawiązywać formą, choćby stylizowaną, do ducha tamtych czasów, a nie wyrażać jakieś współczesne „tryndy” w sztuce. Na przykład może nawiązywać do tradycyjnego, rzymskiego łuku triumfalnego lub do rzymskiej kolumny. Rzymskiego, a zatem uniwersalnego. Co ma wspólnego z wymową tej bitwy sprzed wieku horror estetyczny przypominający zdeformowaną, metalową sztabę, do tego przechylającą się tak, jakby za chwilę miała runąć, albo zniszczoną przez wadliwie wkręcenie śrubę? To skutek owczego pędu, mody projektanckiej, przykład konformizmu w podążaniu za modnym dziś pseudonowoczesnym ascetyzmem geometrycznych form, który towarzyszy innej chorobie dzisiejszych projektów urbanistycznych, czyli beton ozie. Epidemia na pewno wstrzyma realizację, więc jest okazja, żeby raz jeszcze to przemyśleć.


Bernatowicz Piotr, koryfeusz sztuki smoleńskiej, który zastąpił odwołaną przez Glińskiego Piotra dotychczasową dyrektorkę Centrum Sztuki Współczesnej w Warszawie, zaczął działać na całego. Aktywność ta polega na wycofywaniu się z umów na przyszłe wystawy z artystami z kraju i zagranicy. Niedługo przed i po uzyskaniu Bernatowicz zachowywał się jak przebiegły pisowiec, rozsnuwał zasłonę dymną, zapewniał, że mowy nie będzie o cenzurowaniu w instytucji, którą obejmuje, że chodzi tylko o przywrócenie równowagi między różnymi formułami sztuki. Szydło jednak szybko wyszło z worka i Bernatowicz zaczął urządzać w CSW przybytek propagandowej sztuki nacjonalistycznej.


Jedną z pierwszych ofiar koronawirusa może się okazać obyczaj całowania rączek pań. Nadmieniam, że nazywanie go arcypolskim czy sarmackim jest niezupełnie trafne, bo przez stulecia był kultywowany w całej Europie. Włącznie z Francją-elegancją, w której jednak ostał się on (czy jeszcze?) jedynie jako bardzo intymny gest między kochankami. Nie zamierzam podążać po najmniejszej linii oporu i iść na łatwiznę zadając pytanie, czy Prezes zrezygnuje z uprawiania tej tradycji. Bo przecież robi to w Polsce nie tylko on. Co w ogóle z tym obyczajem? Czy koronawirus zabije go definitywnie, czy też w przyszłości odrodzi się jak Feniks z popiołów? Nawiasem mówiąc, Prezes pojawił się w niedzielę w kościele. Bardzo nieostrożnie!


Antypatyczna arogantka Krynicka Bernadetta z Łomży, eksposłanka PiS, która tak po chamsku zachowała się w Sejmie wobec niepełnosprawnych, tym razem okazała swoją arogancję własnej partii i w oczy im zakomunikowała, jak chłopczyk z bajki Andersena, że „król jest nagi” wbrew buńczucznej propagandzie skrywają liche przygotowanie do walki z koronawirusem. Takich Łomż są w Polsce setki. A gniewna święta Bernadetta została zawieszona w prawach członkini PiS nawet nie za opinię, lecz za wyrażenie nagiej prawdy.

Krzysztof Lubczyński

Poprzedni

Nie tylko własnymi rękami

Następny

Pogrążamy się w degradację i samotność

Zostaw komentarz