Jeśli przyjrzeć się dokonywanemu przez PiS rozbiorowi sądownictwa, coś mi tu nie gra. Po co właściwie PiSowi sądy? Pytanie wydaje się absurdalne, lecz tylko z pozoru. Partia mająca w nazwie kluczowe dla społeczeństwa pojęcia: prawo i sprawiedliwość, doskonale radzi sobie z wymierzaniem swoiście pojętej sprawiedliwości poza obiegiem procedur sądowych.
Arbitralna wola ponad wyrokami sądów
PiS niczym ruski tank, z rykiem propagandowych silników prze ku całkowitemu przejęciu i poddaniu swej kontroli systemu sądownictwa. To główne na tym etapie zadanie grupy trzymającej władzę. Cel wydaje się oczywisty; za pomocą sądów utrwalać władzę przedstawicieli pisowskiego ludu i niczym rasowi bolszewicy nigdy raz zdobytej władzy nie oddać. Popatrzmy jednak na dorobek legislacyjny pisowskiego rządu. Gdy przypomnimy sobie jak PiS w ferowaniu konkluzji, stanowieniu karykatur ustaw, decyzji o charakterze represyjno-odwetowym, obywało się bez wyroków sądowych, ignorowało je lub obchodziło bokiem, dostrzegamy naraz, że ugrupowanie Jarosława Kaczyńskiego właściwie sądów nie potrzebuje (!). Sądem najwyższym i ostatecznym orzecznikiem jest jego osobista wola realizowana przez posłusznych i sterroryzowanych dworaków. Ta arbitralna wola nie potrzebuje oparcia o prawno-sądowe zaplecze, choć niewątpliwie komfortowo byłoby czuć bezpieczeństwo płynące z świadomości, że w razie potrzeby ma się za sobą sędziego o złamanym kręgosłupie.
Sądy sądami, ale sprawiedliwość musi być po naszej stronie
Jak więc w praktyce pisowscy demolatorzy państwa prawa rozstrzygali sprawy bez udziału sądów i instytucji wymiaru sprawiedliwości. W 2004 r. PiS jeszcze nie rządził, ale to w tamtejszych gronach firmowanych twarzą mgr Zbigniewa Ziobry wyprodukowano wyrok w sprawie afery Rywina, a sejm większością głosów przyklepał pisowską wersję ogłaszając co jest prawdą, a co nie jest. Sejm z inicjatywy pisowskiego grona wyręczył sądy, oskarżając czołowych polityków SLD w procesowo niedowiedzionej korupcji. Co charakterystyczne: jednak po przejęciu władzy przez PiS i objęciu stanowiska ministra sprawiedliwości przez Ziobrę, żadne postępowanie sądowe przeciw kierownictwu SLD w tym kontekście nie zostało wdrożone. Powód? Pisowscy łowcy głów dobrze wiedzieli, że droga sądowa nie doprowadzi ich do politycznego celu jakim było zniszczenie politycznego konkurenta.
Pamiętna, choć i nieco zapomniana sytuacja ignorowania przez PiS niewygodnych wyroków sądowych i zarazem zastępowania ich decyzją pisowskiego funkcjonariusza, zaistniała w 2005 r. podczas kampanii prezydenckiej. Knujący wówczas przeciw Donaldowi Tuskowi Jacek Kurski wyraźnie zapędził się nie tylko z ,,dziadkiem z Wehrmachtu”, lecz i rzekomo nielegalnym finasowaniem przez PZU bilbordów Tuska. Lech Kaczyński wsparł Kurskiego w tych niedorzecznych oskarżeniach, a sąd obydwóm nakazał przeproszenie Tuska, co resztą nigdy nie nastąpiło. W rozmowie w TOKFM sprawujący już funkcję ministra sprawiedliwości i prokuratora generalnego Ziobro powiedział wówczas rzecz karygodną: ,,jeśli ktoś głęboko nie zgadza się z wyrokiem sądu, ma poczucie niesprawiedliwości, nie musi go wykonywać”. Trudno o lepszą drogę ku demolowaniu społecznego odbioru prawa i praworządności, ku demoralizowaniu obywateli i podważaniu zaufania do aparatu sądowego. W praktyce wiec prawomocny wyrok sądu został podważony przez publicystyczną wypowiedź pisowskiego działacza.
Sytuacji ignorowania i podważania wyroków sądowych podczas 5 lat rządów PiS zebrało się całkiem sporo. Już nie tylko prokurator generalny i kandydat na prezydenta, lecz i kancelaria premier Beaty Szydło, ustami Beaty Kempy, odmówiła wykonania obowiązku publikacji wyroku TK w sprawie list poparcia kandydatów do neo KRS, a kancelaria sejmu wyroku TSA w sprawie nieprzekazania tychże do Sądu Okręgowego w Olsztynie. Szczytem pogardy dla prawa i wyroków sądowych stała się zapowiedź szefowej kancelarii sejmu, że wraz z prawnikami przeanalizuje wezwanie do sądu i zastanowi się, co z nim zrobić. Cyniczny obrońca po pisowsku rozumianej praworządności Stanisław Piotrowicz przekonywał, że decyzja pisowskiego zresztą szefa GUS jest ważniejsza od uchwały SN i dlatego nie może ona być brane pod uwagę. Jeśli w sprawie list poparcia do KRS poseł Tadeusz Cymański wyraził pogląd, że to społeczeństwo powinno zdecydować o tej kwestii, to jest już to nie tylko prymitywny populizm, cynizm, ale i pospolita głupota tego polityka, choć nie tylko jego, bo wyraźnie nawiązywał tymi słowami do kuriozalnej wypowiedzi Kornela Morawieckiego o dobru narodu, które ma stać ponad prawem (!). Tylko gdzie w tej niedorzecznej rzeczywistości kreowanej przez PiS miejsce na praworządność i szacunek do orzeczeń sądowych ? Tymczasem ośmielony pozasądowymi rozstrzygnięciami i bezprawnymi procedurami starszych kolegów Patryk Jaki podważał na komisji sejmowej ds. reprywatyzacji prawomocne wyroki sądu, a inny młodociany aktywista partyjny o nazwisku nie wartym przytoczenia, sprawdzający się na odcinku bycia wiceministrem twoerdził, że ma w nosie orzeczenie 60 sędziów SN i ma dość ,,tych inteligenckich glindzeń” . Czy nie bolszewia w krystalicznej postaci? Tak wiec przedstawiciele władzy wykonawczej śmią oceniać uchwały SN i twierdzić, że są nieprawomocne, a nawet sprzeczne z Konstytucją (!). Tak tez robił Morawiecki i Ziobro, choć ich pseudo oceny były dokonywane poza jakimkolwiek trybem proceduralnym.
Inny przypadek omijania procedur sądowych to tzw. ,,zbrodnia smoleńska”. Antoni Macierewicz nie raz z naciskiem i determinacją mówił o zamordowaniu prezydenta Lecha Kaczyńskiego i 98 pasażerów lotu do Smoleńska, wskazywał na 27 kolejno prezentowanych wersji dokonania tego zamachu i sugerował kto zaangażowany był w jego wykonanie. W PiS bynajmniej nie traktowano Antoniego jak szaleńca. Przeciwnie, wszyscy bardziej lub mniej uzasadniali jego racje lub sugerowali to. Sam Kaczyński jednoznacznie wspierał zamachowe teorie mówiąc o ,,ohydnej zbrodni” lub zwracając się do opozycji: ,,zamordowaliści mi brata”. W 2015 r. PiS przejął władzę i dokonał skoku na sądownictwo. I co z tego wynikło dla skazania rzekomych zbrodniarzy smoleńskich ? Nic, bo pisowcy wiedzą, że nawet posłuszny im sąd nie będzie w stanie wykazać zaistnienie tu czynu przestępczego, który doskonale posłużyłby budowaniu mitu prezydenta, by znów posłużyć się słowami Antoniego – ,,bohatersko poległego pod Smoleńskiem w obronie Ojczyzny”.
Kaczyński zaufania nie ma do nikogo. Nie ufa nawet uległym sądom. Wizerunkową katastrofą PiSu byłoby orzeczenie sądu o zaistnieniu zwyczajnej katastrofy komunikacyjnej. A jeśli zdarzyłoby się, że sądowo udowodniono by, że to nie Donald Tusk czy Arabski winni są niedopatrzeń i lekceważenia procedur, a wina leży po stronie urzędników kancelarii prezydenta, jak choćby Jacek Sasin ? Dlatego pisowcy opętani wizją największego w historii zamachu, nie odwołują się do sądów, a powołują i utrzymują za ogromne pieniądze, dyletancką jak cały PiS, podkomisję złożoną z entomuzykologów, akustyków, antropologów, architektów, weryfikatorów komisji wyrzucającej z armii doświadczonych, najlepszych oficerów i innych dziwaków, specjalistów od zgniatania puszek, rozgotowywania parówek i wykańczania Caracali. Inna sprawa, że i to groteskowe grono, podobnie jak i sąd, nie jest i nie będzie w stanie dowieść prawdziwości obłąkańczych wizji zamachowych. Jednak w odczuciu połowy społeczeństwa wyrok w tej sprawie zapadł, a niedowiedziona nigdy w sądowej procedurze ,,zbrodnia” na długo podzieliła Polaków.
Budzący głębokie zatroskanie ogromnej części Polaków prezydent Andrzej Duda także nie dał szans sądowi na wykazanie się w sprawie przeciw Michałowi Kamińskiemu oskarżonemu o uciekanie się do bezprawnych, zabronionych prowokacji jakie stosowało kierowane przez niego CBA. Ten czołowy aktywista partyjny, siedziałby bezwarunkowo gdyby nie absurdalna i wręcz karykaturalna interwencja Dudy, który z dziecięcą beztroską, kompromitującą go jako prezydenta i polityka, oświadczyło swojej intencji wyręczenia sądu. Wypowiedział te słowa po swoim kuriozalnym ułaskawieniu Kamińskiego jeszcze przed wydaniem prawomocnego wyroku sądowego.
Mając tak nonszalanckie i pogardliwe podejście do praworządności i takie kadry zapewniające bezkarność poprzez ignorowanie wyroków sądowych lub też pomijanie procedur sądowych, faktycznie nie sposób nie zastanawiać się czy cały mozolny i konfliktogenny proces zagarniania sądownictwa pod swoją całkowitą kontrolę, jest dla PiSu grą wartą świeczki.
Oskarżenie bez żadnego trybu
Ale co powiedzieć na wyręczenie sądów w kwestii ustawy represyjnej, nazywanej przez odrażającą pisowską propagandę ustawą dezubekizacyjną? Pisowscy aparatczycy nazywają dotkniętych nią oprawcami, łotrami i ubekami. Powiedzmy sobie, że faktycznych ustawa ta ubeków dotyczy najmniej lub w zerowym stopniu. To ludzie, którzy albo nie żyją od dawna lub są przed setką i jest ich mikroskopijna garstka, którym ustawa i tak nie czyni krzywdy bo redukcja emerytur wynikająca z ustawy nie dotyka ich z powodu posiadanych przez nich tych świadczeń już na minimalnym poziomie. Dotyczy natomiast 50 tys. osób, takich jak zasłużeni dla III RP generałowie Adam Rapacki twórca CBS, Sławomir Petelicki, założyciel i dowódca naszej chluby – GROMu, Gromosław Czempiński, któremu Polska zawdzięcza umorzenie 16 mld dol. długu za brawurową akcję Samum w Iraku, którą wykonali podlegli jemu agenci. Im zresztą też ustawa ta odebrała należne emerytury. Im i innym agentom wywiadu, analitykom kontrwywiadu, tłumaczom, paniom z Dep. PESEL, paszportowcom, lekarzom i pielęgniarkom szpitala MSW, BORowcom, żołnierzom Straży Granicznej i zwiadu, strażakom, sportowcom przypisanym do klubów milicyjnych, policjantom walczącym i poległym w walce z bandziorami, a nawet wdowom i sierotom po poległych, wszystkim mundurowym podległym MSW, za to, że choćby 1 dzień przesłużyli przed czerwcem 1989 r. Wszystkich ich pozbawiono 70 % emerytur i publicznie oszkalowano na honorze jako zbrodniarzy. Zwróćmy jednak uwagę na kluczowy wątek tej sprawy. Jeśli ci wszyscy ludzi to łotry zasługujący na karę i popełnili konkretne czyny karalne, to dlaczego PiS wprowadzając ustawę represyjną budzącym ogromne zastrzeżenia trybem, ukarał ich pozbawieniem emerytur na zasadzie sądu kapturowego, poprzez decyzję gremium partyjnego, w głosowaniu sejmowym, zupełnie jakby wymiar kary zależał od większości parlamentarnej, a sejm jako władza zastąpił władze sądowniczą i przyznał sobie prerogatywy do ferowania quasi sądowniczych wyroków. Otóż pisowscy obsesjoniści zemsty doskonale wiedzą, że nie ma możliwości wytoczyć pokazowych procesów 50 tys. ludziom, bo faktycznie nie popełnili oni żadnego czynu zabronionego, nie ma ku temu jakichkolwiek podstaw, dlatego pomijają drogę sądową, dlatego szukają innej drogi zemsty, dotkliwie i z gruntu niesprawiedliwie karzą dosłownie każdego mundurowego funkcjonariusza bez próby postawienia choćby jednego z ich przed obliczem sędziego. Każdy rozumny człowiek musi przyznać, że od wymierzania kar są sądy i ich werdykty, nie posłowie na Sejm i ich ustawy.
Przedmiotową ustawę nie sposób uznać za sprawiedliwą i zgodną z prawem, narusza bowiem zasadę nieodbierania praw nabytych (także tych po 1989 r.), wprowadza niedopuszczalną odpowiedzialność zbiorową, godzi w rzymską zasadę obowiązującą we współczesnym, cywilizowanym świecie, mówiącą o niedziałaniu prawa wstecz, jest sprzeczna z sądową zasadą niekarania dwukrotnie za ten sam inkryminowany czyn (10 lat wstecz taką samą ustawę represyjną zastosowała przecież PO), jest wyrazem dyskryminacji funkcjonariuszy ze względu na wiek oraz wykonywany zawód, podważa zaufanie obywatela do państwa, godzi w zawartą niegdyś umowę o pracy i zawarte w niej warunki odejścia na emeryturę i wreszcie jest sprzeczna z prawem unijnym sprzeniewierzając się zasadzie rzetelności stanowionego prawa. I tu wyraźnie uwidacznia się powód nieskierowania spraw przeciw tym funkcjonariuszom do sądów; żaden sąd i żadna szanująca prawo instancja wymiaru sprawiedliwości nie wydałaby wyroków zgodnych z oczekiwaniem pisowskich funkcjonariuszy i autorów tej ustawy, bo po prostu musiałyby sprzeniewierzyć się prawu.
Pis wykreował abstrakcyjną, absurdalną i niedorzeczną sytuację, gdzie na wolności bezkarnie przebywa 50 tys. rzekomych zbrodniarzy, którzy za swe przewiny nie stanęli przed prokuratorem, a jedyną sankcję za ich niewykazane przestępstwa, stało się odebranie im emerytur, czyli kara w ogóle nie przewidziana w kodeksie karnym (!). Sytuacja jest analogiczna do tej, w której propagandowo oskarża się całą Platformę Obywatelską o przestępstwa nadużyć, kradzieży, sprzyjanie jakimś efemerycznym mafiom VAT-owskim i paliwowym, a jednocześnie zapomina się postawić przed sądem choćby jednego, rzekomego przestępcę z PO. Powód jest oczywisty; brak jakichkolwiek dowodów i przekonanie, że bezpodstawnie narzucona infamia ma większą siłę nośną od prawomocnego wyroku sądowego.
Sądy często są więc istną zawadą dla niecnych poczynań PiSu, zbędnym brzemieniem. To omijanie sądów, ignorowanie ich, wiele mówi czym jest PiS i ludzie tej opcji. Świadczy o ich nieprzystawaniu do cywilizacyjnych i prawnych norm Europy i współczesnego świata, daje świadectwo ich małego formatu, mściwości charakteryzującej tego typu osobników, krętactwa, kombinatorstwa, opętania obsesją zemsty i odwetu, zaślepienia w nienawiści, ignorowania prawa i sądów, pogardy dla instytucji sądownictwa. To wszystko pokazuje, że jest to partia bezprawia i niesprawiedliwości, a także absurdu, niedorzeczności, indolencji i dyletanctwa. A nieufność do sądów, obchodzenie ich konstytucyjnych funkcji, zastępowanie wyroków partyjnymi werdyktami, to wyraz hołdowania zasadzie ,,władza dla władzy”, bo taką władzą napawają się ludzie marnej reputacji i podłej konduity. Sądy chcą mieć na wszelki wypadek, lecz też dlatego, że są dotknięci obłędem bolszewickiego wszechwładztwa i kontroli nad wszystkimi sferami życia.