Codziennie słyszymy ostrzeżenia ministerstwa zdrowia i lekarskich autorytetów abyśmy dochowali rygorów kwarantanny, bo szczyt zachorowań dopiero przed nami.
Media piętnują obywateli przyłapanych na zbiorowych piknikach, sprawdzają centra handlowe i kościoły. Jednocześnie uwadze ich umyka kilkudziesięciotysięczna grupa mężczyzn, która w Polsce zasad kwarantanny nie przestrzega. I może być potencjalnym środkiem przenoszenia istnych bomb wirusowych.
Od 28 lutego trwają na terytorium Polski wielkie manewry wojskowe NATO „Defender Europe 2020”. Zaplanowano w nich udział ponad 37 tysięcy żołnierzy z osiemnastu państw Paktu Północnoatlantyckiego. Najwięcej z USA.
Od stycznia tego roku wojska lądowe Stanów Zjednoczonych przerzuciły około 6 tysięcy żołnierzy z USA do Europy, wliczając w to dowództwo dywizji i pancerną brygadową grupę bojową.
To był początek wielkiej migracji młodych mężczyzn, bo ćwiczenia „Defender- Europe 2020” zaplanowano jako największy od ponad 25 lat przerzut amerykańskich wojsk do Europy. Z USA miało przybyć do nas ponad 20 tysięcy żołnierzy, do których dołączyć miało 9 tysięcy amerykańskich wojskowych stacjonujących w Europie. Przemarsze kolumn wojsk po europie zaplanowano na czas od stycznia do kwietnia 2020 roku.
Jeszcze w lutym zaczęła się operacja ich przerzutu do Polski. Najpierw do Szczecina, gdzie stacjonuje 12 Brygada Zmechanizowana, trafili amerykańscy żołnierze i ciężki sprzęt. Stamtąd mają być przerzucani na poligon w Drawsku Pomorskim. Tam też koncentrowany jest sprzęt i żołnierze z Wielkiej Brytanii, Niemiec, Chorwacji i Rumunii.
Współpracują oni z 15 Brygadą Zmechanizowaną z Giżycka. Wojsko polskie miało wysłać na poligony około 3 tysięcy żołnierzy wyposażonych w ciężki sprzęt. Aby przećwiczyć współdziałanie z armiami sojuszniczymi.
Wirus manewrowy
Przygotowania do tak wielkich ćwiczeń zwykle trwają przynajmniej dwa lata. Kiedy planowano manewry „Defender Europe 2020”, nikt nie spodziewał się, że w 2020 roku cały świat będzie walczył przede wszystkim z pandemią koronawirusa. Jeszcze niedawno pan minister obrony narodowej Mariusz Błaszczak informował, że rozmawiał o wirusowym zagrożeniu z szefem Pentagonu Markiem Esperem.
„Organizatorzy i uczestnicy ćwiczeń będą dążyć, aby koronawirus miał jak najmniejszy wpływ na jego przebieg. „Defender” pozostaje priorytetem naszej współpracy, a Polska będzie dalej silnie zaangażowana w ćwiczenia”, uspokajało wtedy biuro prasowe MON. Jednak zaraza rozwijała się coraz szybciej, objęła już całą Europę. Czy zatem nie byłoby bezpieczniej odwołać, albo przynajmniej przełożyć manewry „Defender- Europe 2020”?
Na to pytanie nie udzielono jeszcze jednoznacznie dobrej odpowiedzi. Ćwiczenia przerwano w Norwegii. Amerykanie lakonicznie poinformowali o ewentualnych ograniczeniach w manewrach.
„Wiem, jak wielką operacją logistyczną byłoby w tej chwili wycofanie tysięcy wojska i sprzętu. Być może stopniowe ograniczenie rozmiaru ćwiczeń i jednocześnie położenie nacisku na osłonę epidemiologiczną wojska ma większy sens, informował media prof. Krzysztof Chomiczewski, krajowy konsultant ds. obronności w dziedzinie epidemiologii, były komendant Wojskowego Instytutu Medycznego Higieny i Epidemiologii.
Koronawirus dodał nowego elementu do trwających manewrów. Początkowo planowano je jako pokaz sprawności wojsk NATO gotowych odstraszyć armię rosyjską. Teraz do agresywnego Rusa doszedł podstępny WiRus.
„Być może NATO będzie chciało przećwiczyć nowy element, czyli przemieszczanie się wojska w warunkach pandemii, zauważył Janusz Zemke, były wiceminister obrony narodowej.
Podobnie uważa gen. Waldemar Skrzypczak, były dowódca Wojsk Lądowych i były wiceminister obrony. Twierdzi on, że wojsko nie zatrzyma ćwiczeń, tylko je ograniczy. Armia musi respektować stan zagrożenia epidemicznego, ale wojska epidemia nie ominie, bo przez swoje kontakty międzynarodowe jest bardziej wrażliwe na koronawirusa niż środowisko cywilne.Musi więc podjąć kroki, które ograniczą bezpośrednie kontakty w większych grupach, zmienić ich scenariusz. Jednocześnie wojskowi powinni wykorzystać nadarzającą się okazję, aby przećwiczyć prowadzenie sojuszniczych działań bojowych w warunkach pandemii.
Inaczej widzi to Mieczysław Gocuł, były szef Sztabu Generalnego Wojska Polskiego. Uważa, że choć szkolenie wojska zawsze jest ważne, to dziś mamy sytuację nadzwyczajną. Skoro każde większe zgromadzenie jest obecnie w Polsce zakazane, to warto się zastanowić, czy takie skupiska ludzkie, jak żołnierze na poligonach szykujący się do ćwiczeń, sprzyjają hamowaniu wirusa, czy przeciwnie. A może lepiej byłoby wykorzystać potencjał wojska do niesienia pomocy społeczeństwu, bo n pewno będzie potrzebowało wsparcia?
Głowy z wirusem
Co o walce z wirusem sądzi aktualne dowództwo wojska polskiego nadal nie wiemy. Nie mamy jednoznacznego komunikatu, bo jednym z pierwszych zarażonych kononawirusem w Polsce był dowódca generalny rodzajów sił zbrojnych generał Jarosław Mika.
Złapał go podczas konferencji dowódców zaangażowanych w „Defender Europe 2020”. Bo jego kolega, generał Salvatore Farina, szef sztabu armii włoskiej, był wtedy nosicielem wirusa. Teraz generał
Mika przebywa na kwarantannie w warszawskim szpitalu przy ul. Szaserów. I wszyscy, którzy mieli kontakt z zarażonym wirusem dowódcą, również zostali objęci taką kwarantanną.
W związku z rozprzestrzenianiem się koronawirusa pan prezydent Andrzej Duda przełożył na inny termin corocznie odbywającą się odprawę kierowniczej kadry Ministerstwa Obrony Narodowej oraz Sił Zbrojnych RP. Ta najważniejsza odprawa prezydenta RP, czyli zwierzchnika sił zbrojnych, służy podsumowaniu poprzedniego roku i określeniu priorytetów działania wojska na następny rok.
Niezależnie od tego jakim kosztem armie NATO wygrają z koronowiusem podczas „Defender Europe 2020”, to już widać jak bardzo bezpieczeństwo Polski projektowane przez elity PiS i ich międzynarodowych sojuszników, odbiega od nowej rzeczywistości.Jak wielce kosztowne manewry wojskowe, które miały odstraszać „agresywnego Rusa”, cofają się przed nowym wirusem. Jak jesteśmy bezradni wobec nowego zagrożenia.
Czas zatem zastanowić się nad nowymi sposobami zapewnienia Polsce bezpieczeństwa. Innymi niż bajkowy „Fort Trump”, albo wielce kosztowne, mało dla nas użyteczne samoloty F-35.
Czas na międzynarodowy dialog i regionalne odprężenie. Powrót do negocjacji, tworzenia nowego systemu bezpieczeństwa w Europie. Tworzenia nowego porozumienia ograniczającego wyścig zbrojeń, zwłaszcza w kategorii rakiet średniego zasięgu.
Czas zmiany priorytetów w wydatkach na obronę i bezpieczeństwo państwa. Ograniczanie finansowania sprzętu stosowanego przez generałów w „minionych wojnach”, a wzmocnienia powszechnej służby zdrowia, bezpieczeństwa informatycznego naszego państwa.
Czas na poważną, pozbawioną historycznych fobii i uprzedzeń debatę o bezpieczeństwie Polski w XXI wieku.