7 listopada 2024

loader

Delfinowi wyrosły kły

Ostatnie wyskoki Ziobry, z „albo śmiercią w Brukseli” na czele, to tylko wisienka na wielopiętrowym torcie który rośnie od lat, a szczególnie po wyborach w 2015 roku.

Ziobro jest pojętnym politykiem. Po wpadce z doktorem G. nauczył się nie brylować przed kamerami. Teraz gada publicznie tylko wtedy, gdy musi, a musi rzadko. Dzięki temu zabiegowi wyrasta na myśliciela. I nie tylko…

A kto to jest Morawiecki

Drugą lekcją, którą odrobił, jest nauczenie się, że z prezesem się nie pogrywa. Udowadnia Kaczyńskiemu, że Solidarna Polska jest bardziej pisowska niż PiS.

Prezes musi to dostrzegać. W przeciwnym wypadku nie pozwalałby Ziobrze zdobywać coraz to nowych przyczółków jego władztwa. I to zarówno tych realnych jak i politycznych. A wizerunek ministra sprawiedliwości w narodzie rośnie dzięki temu, że robi porządek z głupotami, z którymi nie chciało się nic zrobić Platformie. Likwiduje bezkarność dla bogaczy mogących wynająć najlepszych prawników, czyli kontradyktoryjność w procesach karnych. Ukraca finansowe apetyty komorników. Zdejmuje z ludzi strach przed ściganiem za przedawnione lub wymyślone długi. Podnosi kary dla piratów drogowych, gwałcicieli i innych takich, których naród się boi. Wprowadza do polskiego systemu prawnego konfiskatę rozszerzoną. Uruchamia rejestr pedofilów. Zaostrza przepisy pozwalające ścigać alimenciarzy. Poszerza zakres obrony koniecznej. To wszystko ma mu dać rząd dusz.

Rząd państwa zdobywa jednak inaczej. Skorzystał choćby z tego, że w latach 2016-17 CBA gromadziło kwity na osoby współpracujące z resortem skarbu przy procesie prywatyzacji i zbycia akcji Ciechu. Kwity trafiły do podległych Ziobrze prokuratorów, najpierw z Warszawy, a w maju 2017 r. do bardziej zaufanych w Katowicach. W sprawie chodzi o zbyt tanią sprzedaż za czasów PO grupie Kulczyk Investments 37,9 proc. należących do skarbu państwa akcji Ciech SA za 619 mln zł, „czym wyrządzono państwu szkodę majątkową w wielkich rozmiarach”. Prokuratorzy wyliczyli ją na 110 mln złotych.

W lutym zatrzymano 6 osób. W tym byłego wiceministra skarbu i prezesa Giełdy Papierów Wartościowych oraz ministerialnego urzędnika. Sąd nie zgodził się na ich areszt, a prokuratura złożyła zażalenie. Pro forma raczej.
Bo Ziobrze nie o nich chodzi. Nie zależy mu też, aby proces rozpoczął się szybko. Procedury przygotowawcze mają trwać do czasu, kiedy minister sprawiedliwości dostanie decyzję, że pora pozbyć się Mateusza Morawieckiego. Od Jarosława Kaczyńskiego.

Rzecz w tym, że kierowany przez Morawieckiego bank współpracował przy prywatyzacji Ciechu. Konkretniej zaś, to Bank Zachodni WBK dał firmie Kulczyka kredyt na zakup jego akcji. Nie ma siły, by przy tej skali pożyczki w sprawie nie uczestniczył osobiście aktualny szef rządu.

W tej chwili Ziobrze i Kaczyńskiemu wystarczy, że mają na premiera haka. Przesłuchanie przez prokuratora pod kątem spekulowania na krwawicy Polaków, byłoby początkiem końca następcy Szydło. Prawdziwym finałem byłoby stannięcie Morawieckiego przed sądem w roli oskarżonego o świadomy udział w oszwabieniu skarbu państwa.

Ciech nie jest jedynym powodem, dla którego premier nie powinien drzeć kotów z Ziobrą. Bo wtedy jakiś prokurator mógłby pogrzebać w papierach i dojść do wniosku, że dom maklerski należący do kierowanego przez Morawieckiego BZ WBK pośredniczył w próbie wrogiego przejęcia polskich Azotów przez Rosjan.

Odsadzić Dudę od Trumpa

Rozgrywanie kwestii Ciechu to ledwie kolejny rozdział pokazywania jaka jest realna siła ministra sprawiedliwości. Zdobywanie realnej władzy zaczął niemal po zaprzysiężeniu gabinetu Szydło.

Dwa lata temu Ziobro zapragnął zaskarbić sobie względy wicepremiera Glińskiego. Od człowieka bliskiego wicepremierowi, szefa Reduty Dobrego Imienia – Macieja Świrskiego dostał projekt nowelizacji ustawy mający na celu „ochronę dobrego imienia Rzeczpospolitej Polskiej, w szczególności ochrony Państwa Polskiego przed oskarżeniami o współudział w zbrodniach wojennych dokonanych przez okupanta na ziemiach polskich”.
Przyjął projekt pod skrzydła swojego resortu choć Instytut Pamięci Narodowej, to byt odrębny od administracji. Ma też swoich prawników i ustawowo winien współpracować z resortem Glińskiego, lub Czaputowicza, a nie Ziobry.

Chęć pozyskania Świrskiego, czyli Glińskiego, powoduje jednak, że Ziobro wchodzi w nowelę, ale odpowiedzialnym za jej procedowanie robi swojego zastępcę Patryka Jakiego. Słusznie.

Gdy projekt ukazał się w internecie 17 lutego 2016 r. rozpoczął się festiwal wieszania na nim psów. Pretensje mieli wszyscy. Od organizacji pozarządowych, przez naukowców, po MSZ. Już w marcu 2016 na biurko Ziobry trafiały opinie, w których tylko debil nie dopatrzyłby się znamion tej zadymy, przez którą Duda miał embargo na Trumpa. Minister sprawiedliwości wiedział, że wszedł na minę. Było jednak za późno. Ziobro mógł jedynie podzielić się współautorstwem z innymi. Projekt nowelizacji stał się zatem pomysłem całego rządu i szybciutko trafił do Sejmu.

Leżał tam sobie przez 1,5 roku, bo Kaczyński, z którym Ziobro podzielił się wynikami konsultacji nowelizacji o IPN, wiedział czym to pachnie. W styczniu 2018 r. prezes uznał jednak, że taka zadyma to idealny lep na elektorat, któremu nie spodobało się wywalenie z rządu Macierewicza.
Resztę znamy, – musieliśmy się kajać po głupocie ze ściganiem po całym świecie ludzi mówiących, że Polacy nie zajmowali się podczas okupacji wyłącznie karmieniem i głaskaniem Żydów. Twarz nowelizacji dał Jaki, popłynął na tym Morawiecki, Gliński się ośmieszył, zaś Czaputowicz wykazał się nieudolnością urzędniczą. Ale Minister Sprawiedliwości – odpowiedzialny politycznie za wkurzającą pół świata nowelkę – pozostał niezbrukany.

Administracja podległa prokuratorowi

Uchronienie Ziobry przed odium ustawy o IPN to nie przypadek. Jego rola w rządach PiS jest od początku znacznie większa niż się wydaje. Dowodem jest choćby arcydrobna sprawa rozesłania w lutym 2017 roku przez zastępcę Prokuratora generalnego – czyli Ziobry – pisma, w którym przypomina, że niedopuszczalne jest przyjęcie przez Kierownika Urzędu Stanu Cywilnego oświadczenia o wstąpieniu w związek małżeński przez osoby tej samej płci. Przypomina prokuratorom, a nie kierownikom USC.
Wszechmoc ludzi Ziobry wypływa z ciągu dalszego pisma jego zastępcy: „prokuratura stoi na straży praworządności. Zadanie to realizowane jest m.in. poprzez wytaczanie powództw w sprawach cywilnych oraz składanie wniosków i udział w postępowaniu sądowym w sprawach cywilnych, z zakresu prawa pracy i ubezpieczeń społecznych, jeżeli tego wymaga ochrona praworządności, interesu społecznego, własności lub praw obywateli”. Dlatego „prokurator może żądać wszczęcia postępowania w każdej sprawie, jak również wziąć udział w każdym toczącym się już postępowaniu, jeżeli według jego oceny wymaga tego ochrona praworządności, praw obywateli lub interesu społecznego”. Czy można takie pismo interpretować inaczej niż pokazanie prokuratorom, że są ponad wszystko. A w ich kompetencjach jest kontrolowanie poczynań wszystkich urzędników państwowych. Zaś wszyscy prokuratorzy podlegają Zbigniewowi Ziobrze.

To sobie teraz posądzimy

A to i tak jeszcze nie szczyt kompetencji „pana Zbyszka”. Ten zdobył dzięki skokowi na sądownictwo. I niech nikogo nie zmyli letnia burza medialna z zawetowaniem przez Dudę ziobrowych ustaw. Po kandydatach do KRS widać kto wygrał. To „krewni i znajomi” Ziobry wybierają Sąd Najwyższy. Ziobro obsadza swoimi ludźmi stołki we wszystkich sądach. A w prokuraturach nie ma śladu po tych, którzy kiedykolwiek mu podpadli.
No i obsadzony przez ziobrowych nominatów Sąd Najwyższy będzie zatwierdzał wyniki wyborów – bądź nie zatwierdzał. Jego prokuratorzy będą oskarżać, lub umarzać. Zaś lokalni sędziowie z nadania Ziobry, równie dobrze mogą skazywać jak i obdarować zadośćuczynieniem. Jeśli to nie jest władza najbardziej realna, to co to jest?

Zanim doszło do podmiany pani Szydło na Morawieckiego, magazyn “Politico”, ogłosił ranking 28 osób z naszego kontynentu, które w 2018 roku w największym stopniu będą miały wpływ na politykę europejską. Na 14 miejscu znalazł się nie kto inny, jak polski Minister Sprawiedliwości i Prokurator Generalny Zbigniew Ziobro. Jego nazwisko opatrzono proroctwem, że dzięki potężnej władzy, którą zgromadził, będzie w stanie obalić prezesa.

Tu jednak publicyści „Politico” się mylą. Gdyby Kaczyński nie był – przeczołganego po eksperymencie z Solidarną Polską – pewny Ziobry jak siebie, to nigdy nie pozwoliłby mu na zdobycie władzy niemal absolutnej. Niegdysiejszy delfin, czyli kandydat prezesa na swego następcę wrócił. To co się dzieje od paru miesięcy, chyba najlepiej to potwierdza. Dziś jasno widać, że Ziobro chce zgarnąć całą pulę.

Tomasz Borowiecki

Poprzedni

Osieroceni przez Trumpa: domorośli stratedzy PiSu i westernowi Konfederaci

Następny

Udawane, kiepskie porno

Zostaw komentarz