Związki zawodowe oczekiwały, że obiecane przez Andrzeja Dudę świadczenie solidarnościowe będzie uzupełniać zasiłek dla bezrobotnych. Rządowy projekt jest dla nich rozczarowaniem.
Świadczenie czy też dodatek solidarnościowy miały wynosić 1400 zł – obiecywał prezydent. I to akurat się zgadza. Dalsze szczegóły są dla obrońców praw pracowniczych raczej niemiłym rozczarowaniem.
Świadczenie przeznaczone jest dla osób, które straciły pracę po 31 marca i będzie mogło być wypłacane maksymalnie przez trzy miesiące. Kto złoży wniosek w czerwcu i spełni kryteria, dostanie pieniądze w tym miesiącu, a potem w lipcu i sierpniu. Chyba, że na mocy nowego rozporządzenia rada ministrów uzna, iż sytuacja na rynku pracy nadal jest bardzo trudna, a bezrobotni nie mają perspektyw na znalezienie zatrudnienia.
Tylko dla etatowców
Prezydencki projekt przeznaczony jest wyłącznie dla osób, które do końca marca były zatrudnione na etatach. Ponadto, aby otrzymać świadczenie w należy udowodnić, że w 2020 r. podlegało się ubezpieczeniom społecznym z tytułu stosunku pracy przez minimum 90 dni. Kto miał „śmieciówkę” i stracił zajęcie już na początku kryzysu nadal może liczyć tylko na wsparcie zapisane w pierwszej „tarczy antykryzysowej” – nieco ponad 2000 zł, o które zresztą wniosek powinien złożyć pracodawca. I często nie składa, by uniknąć zbędnych wyjaśnień, dlaczego zatrudniał w oparciu np. o umowy zlecenia, gdy spełnione były kodeksowe warunki etatu.
Z dodatkiem, bez zasiłku
Związki zawodowe dość wyraźnie sugerowały rządowi, że optymalna pomoc na czas kryzysu polegałaby na radykalnej podwyżce zasiłku dla bezrobotnych i równoczesnym wypłacaniu dodatkowego świadczenia. Gotowy projekt ustawy oparty na takich założeniach przygotował parlamentarny klub Lewicy. Tak jednak nie będzie. Projekt ustawy złożony przez prezydenta nie pozostawia żadnych wątpliwości.
– W przypadku nabycia prawa do dodatku solidarnościowego,prawo do zasiłku dla bezrobotnych lub stypendium, o których mowa w ustawie z dnia 20 kwietnia 2004 r. o promocji zatrudnienia i instytucjach rynku pracy, z mocy prawa ulega zawieszeniu na okres od dnia nabycia prawa do dodatku solidarnościowego do dnia jego utraty – głoszą proponowane przepisy. Tylko status bezrobotnego będzie można uzyskiwać, niezależnie od składania dokumentów o dodatek.
Nie zapomniano nawet o tych, którzy zarejestrowali się jako bezrobotni na tyle wcześnie, by w czerwcu już otrzymać zasiłek, ale w tym miesiącu zawnioskują o dodatek solidarnościowy.
– W przypadku pobrania zasiłku dla bezrobotnych lub stypendium, o których mowa w ustawie z dnia 20 kwietnia 2004 r. o promocji zatrudnienia i instytucjach rynku pracy,w miesiącu złożenia wniosku o dodatek solidarnościowy, dodatek wypłacany jest za ten miesiąc w kwocie, o której mowa w ust. 1, pomniejszonej o wypłaconą kwotę tego zasiłku lub stypendium – czytamy.
Hojność władzy
Rząd łaskawie zgodził się jedynie, by okres pobierania dodatku solidarnościowego nie był wliczany do okresu pobierania zasiłku dla bezrobotnych, tym samym nie skracając okresu jego wypłacania. A także, by dodatek był nieopodatkowany.
W projekcie zapisano również planowane zmiany w zakresie wysokości zasiłku dla bezrobotnych. Ale i tu podwyżki nie zwalają z nóg. W pierwszych 90 dniach zasiłek miałby wynosić 1200 zł. Później – 942,30 zł. I wszystko to, jeśli dobrze pójdzie, dopiero od września.
Opracowany przez socjaldemokratów projekt ustawy o świadczeniu kryzysowym miał kosztować 3,6 mld zł miesięcznie, przewidywał świadczenie dla każdego zwolnionego z pracy oraz dla małego przedsiębiorcy, który zamknął działalność. Ustanawiał również zasiłek dla bezrobotnych na poziomie połowy ostatniego wynagrodzenia.