Jeszcze w styczniu wicepremier Jacek Sasin jasno deklarował, że Polacy na pewno nie zapłacą w tym roku więcej za prąd. Jednak teraz, już po wyborach (i na długo przed kolejnymi) opuściła ministra aktywów państwowych pewność siebie w tej sprawie.
Opłaty za energię elektryczną w Polsce od kilku lat stale rosną, co ma związek ze wzrostem cen emisji CO2 i węgla, na którym wciąż opiera się polska energetyka. Pod koniec 2018 roku rząd przestraszył się potencjalnego niezadowolenia społecznego i dlatego zdecydował się te ceny dotować. W 2019 roku zostały one zamrożone, a na 2020 r. obiecano wprowadzenie systemu rekompensat. Były to jednak lata kampanii wyborczych. Dzisiaj, kiedy rząd na jakiś czas odsunął od siebie ryzyko wyrażenia przez społeczeństwo niezadowolenia na karcie wyborczej, minister Sasin już tak ochoczo o rekompensatach na nie zapewnia. 3 września w RMF FM próbował uchylić się od odpowiedzi na ten temat: „Rekompensaty będą wtedy, kiedy zdecyduje o tym rząd”. Dopytywany o szczegóły bronił się, że to nie jego ministerstwo zajmuje się obecnie projektem: „Zgodnie ze swoją zapowiedzią mój resort przygotował stosowny projekt ustawy wprowadzający właśnie rekompensaty dla tych, którzy płacą więcej za prąd. Ten projekt został przejęty przez Ministerstwo Klimatu w związku z tym, że cały dział energia został przeniesiony do Ministerstwa Klimatu i dzisiaj Ministerstwo Klimatu jest dysponentem tego projektu.” Zdążyliśmy się do tego cyklu już przyzwyczaić – sprawczość i możliwości ministra Sasina rosną wprost proporcjonalnie do zbliżania się terminu wyborów. Teraz, kiedy wybory dopiero za trzy lata, wicepremier znowu nic nie może zrobić. Sprawa rekompensat pozostaje więc otwarta, a rząd, uwolniony od szybkiego wyborczego ,,sprawdzam” zrobi wszystko, by wypłacić je jak najmniejsze, albo nie wypłacić ich w ogóle.
Według nowych taryf na 2020 rok, ceny prądu dla gospodarstwa domowego wzrosły średnio o 7-9 złotych miesięcznie. To przeciętnie ok. 96 złotych rocznie na rachunku. Zrekompensowanie obywatelom tych kosztów w 2020 roku według wstępnych założeń miałoby kosztować rząd 2,4 mld zł.