30 listopada 2024

loader

Współczesny faszyzm na horyzoncie. Wywiad z Przemysławem Witkowskim

fot. Twitter

W obliczu rosnącej fali nacjonalizmu i ekstremizmu w Polsce dr Przemysław Witkowski, autor książki „Faszyzm, który nadchodzi”, w rozmowie z redaktorem Julianem Mordarskim, analizuje przyczyny tego zjawiska i proponuje konkretne kroki, które można podjąć, aby temu przeciwdziałać. Jakie są źródła lęków, które napędzają współczesny faszyzm? I czy istnieje skuteczne antidotum na te lęki?

Jakie są główne korzenie i powody rośnięcia w siłę współczesnego faszyzmu? 

Jeśli chodzi o skrajną prawicę, głównym uczuciem, które napędza ludzi w kierunku tej ideologii, jest lęk. To uczucie wynika z ogólnego poczucia niestabilności, które może wynikać zarówno z kwestii gospodarczych, jak i społecznych. Pojawiają się różne nowe lub też nie nowe, ale wychodzące z cienia tożsamości. Mamy wyraźną emancypację kobiet, osób homoseksualnych oraz transpłciowych. Dla wielu osób te zmiany wydają się trudne do zrozumienia i zaakceptowania, co budzi lęk, bo nie rozumieją tego i nie potrafią tego dostosować do swojego postrzegania świata.

Jeśli jednocześnie dołożymy do tego pojawiające się co kilka lat kryzysy ekonomiczne, a także wzrastający napływ migracji do Europy i wzrastającą niestabilność klimatyczną, to mamy tu nagle taką dość żyzną glebę na różnego rodzaju skrajnie prawicowe pomysły, które zdaniem ich propagatorów mają zapewnić bezpieczeństwo. Faszyzm obiecuje rozwiązania, sugerując, że może to wiązać się z utratą pewnych praw obywatelskich, wykluczeniem niektórych grup lub nawet ich napiętnowaniem, a także ewentualnie wydaleniem lub eksterminacją. Kapitalizm nie jest w stanie zapewnić sprawiedliwej redystrybucji tego, co produkujemy, ponieważ generuje nierówności i niestabilności ekonomiczne. Dlatego w takich społeczeństwach różne grupy społeczne są ustawiane w konflikcie względem siebie, na przykład jedni pracownicy są antagonizowani wobec innych. W takich warunkach nie jest zaskakujące, że pomysły skrajnie prawicowe, w tym faszystowskie, zaczynają się odradzać.

Czym różni się współczesny faszyzm od tego z lat 30-40?

Lewica często się odwołuje do „świętych” tekstów takich postaci jak Marks, Engels, Lenin, interpretując ich myśli na różne sposoby. Skrajna prawica natomiast preferuje symbol, mit i fantazji o przeszłości. Wizja tej wspaniałej i chwalebnej przeszłości, do której powinniśmy wrócić, stanowi istotny element skrajnoprawicowego myślenia, w tym faszyzmu.

Dla tego nurtu istotne są pewne podstawowe struktury, które pozostają niezmienne, choć forma może się zmieniać. Skrajna prawica głosi wizję bezpieczeństwa, jednocześnie odwołując się do wizji przyszłości, sięgając czasami nawet do czasów przed rewolucją francuską. W tym świetle, pojęcia takie jak równość czy braterstwo nie pasują do skrajnej prawicy, której naturalnym stanem jest hierarchia, wodzowskie rządzenie państwem, wieczny konflikt między kulturą A i kulturą B lub cywilizacją A, a cywilizacją B.

Oczywiście jest tak, że po doświadczeniach II wojny światowej, w tym Holocaustu, odwołanie się do dziedzictwa postaci takich jak Mussolini czy Hitler, czy jakichś tam pomniejszych wodzów typu waloński Léon Degrelle, czy rumuński Corneliu Codreanu stało się problematyczne. Ten problem już pojawił się u faszystów w latach 60. Wiedzieli, że na Zachodzie wygrywa rewolucja kulturowa, że bardzo popularne wśród młodych ludzi są ruchy jednak lewicowe czy nawet skrajnie lewicowe. 

Uznano, że skoro nikt za bardzo nie chce się nazywać faszystą, to trzeba zmienić myślenie o różnych kwestiach, żeby w praktyce był on faszystą ale nie musiał tak nazywać jeśli ma ku temu jakieś opory. No bo po obozach zagłady mało kto chciałby się z tym identyfikować wprost.

Postanowiono wtedy poeksperymentować nad modyfikacją myśli skrajnoprawicowej, aby uczynić ją akceptowalną dla niższej klasy średniej. Próbując unikać otwartego nazywania się faszystami, wprowadzono zmiany językowe i koncepcyjne, aby zachować podstawowe wartości hierarchii, wodzostwa, ksenofobii, nacjonalizmu, seksizmu, homofobii, tradycji i symboliki,  tak żeby to wszystko grało, ale już bez tego brendu, który się bardzo źle sprzedawał.

Takim przykładem, który zawsze podaję w tym kontekście, nie do końca jest on faszystowski, ale pokazuje ten proces jak to się odbywało, jest zmiana terminologii, na przykład z „płód” na „dziecko nienarodzone”, co zmieniło perspektywę semantyczną. Jeszcze 30 lat temu terminem, którego używaliśmy, był płód. Potem duża ekspansja Kościoła, partii prawicowych i partii religijnych sprawiła, że ten termin przenikał coraz bardziej do języka. Jeżeli mówisz płód, to zabieg terminacji ciąży i usunięcia płodu jest zabiegiem, a usunięcie dziecka nienarodzonego jest już semantycznie kojarzone z morderstwem. 

To samo można powiedzieć w takim bardziej faszystowskim przykładzie o terminie uchodźca. Kiedyś uchodźca oznaczał człowieka dotkniętego jakimś tam nieszczęściem, wojną, kataklizmem, który musiał uciekać ze swojego kraju i w najgorszym razie budził jakąś litość, a w najlepszym sympatię. Tak, teraz zaczyna być używany jako termin, który ma oznaczać faktycznie kogoś, kto przyjeżdża tutaj do Europy czy do USA, czy gdzieś tam bogatej Północy, po to, żeby drenować system pomocy społecznej, żeby sobie tam wygodnie żyć i generalnie jest w ich mniemaniu rodzajem pasożyta społecznego.

Oczywiście też wykorzystywano te prądy faszyzmu czy nazizmu klasycznego, które to nigdy do władzy nie doszły. No, na przykład strasseryzm, czyli to taką lewą flankę NSDAP, czy elementy pozaniemieckich faszyzmów czyli np. regionalizm rumuński czy walońskich reksistów. Odwoływano się również do dziedzictwa innych prądów, powiedzmy okołofaszystowskich, czyli do generała Franco w Hiszpanii, Salazara w Portugalii czy ruchów okołofaszystowskich z Ameryki Południowej, bo nikt nie by nie mogł powiedzieć, że to jakaś fantazja o Trzeciej Rzeszy. Dziś ci, którzy odwołują się do Hitlera czy do Mussliniego, to jest nisza, subkultura. To ludzie, którzy fantazjuhą o rekonstrukcji dawnych modeli ustrojowych. Większość skrajnej prawicy odwołuje się do innych źródeł, ale mimo to stara się zachować twarde jądro dawnej idei w stosunku do równości, internacjonalizmu czy hierarchii. 

Zgodzisz się z twierdzeniem, że skrajna prawica zdołała przejąć część elektoratu lewicy i stać się reprezentantem klas niższych. Jeśli tak, to dlaczego?

W książce, którą ułożyłem z rozmów z ekspertami, znajduje się także ta z Gáspárem Miklósem Tamásem, węgierskim opozycjonistą z czasów Węgier ludowych, a później marksistą w okresie kapitalistycznym, który dostarcza ciekawej interpretacji tego, jak doszło do tej transformacji. Z jednej strony mamy przesunięcie partii lewicowych w stronę socjalliberalizmu, które nie kwestionują kapitalizmu; a jeśli już, to raczej werbalnie niż przez realne próby radykalnej przebudowy. Dlatego dla części ludzi z klasy robotniczej te partie tracą wiarygodność. To jest jeden problem. Drugi problem, to przekształcenie europejskiej klasy robotniczej w globalne drobnomieszczaństwo. Czyli duża część produkcji przeniesiona została do krajów peryferyjnych, gdzie ma miejsce najbardziej drastyczny, hardcore’owy wyzysk, podczas gdy wielu ludzi z dawnej klasy robotniczej pracuje teraz w sektorze usługowym, w jakiś tam sposób korzystając z tych globalnych nierówności, choćby w materii tego co konsumują

Kolejny problem to próba kapitału budowania konfliktu między miejscową a imigrancką siłą roboczą, którą i tak przyciąga do Europy z powodu niskiego przyrostu naturalnego i braku zastępowalności pokoleń. Dlatego ściągani są pracownicy z krajów afrykańskich, arabskich, Azji Środkowej, Indii i wielu innych. Utrzymanie dużych różnic płacowych między najbogatszymi a najbiedniejszymi jest opłacalne dla utrzymania systemu. A jednocześnie kurczy się sfera socjalna. Najbiedniejsi zaczynają widzieć konkurencję w imigrantach. W ciągu ostatnich 30 lat, w Polsce szczególnie w latach 90., miały miejsce gwałtowne cięcia w wydatkach na usługi publiczne i pomoc społeczną. Widzimy, że jednocześnie, kiedy spadają wydatki na usługi publiczne i pomoc społeczną, napływa nowa grupa ludzi, którzy również korzystają z tych środków. Co prowadzi do tego, że co prawda okropne, ale możliwe jest następujące spojrzenie na sytuację: albo będziesz popierać nierówność i porzucisz internacjonalizm, czyli solidarność między narodami, i będziesz korzystać z tego systemu; albo inni przyjadą, dołączą do systemu, i będziesz dostawać połowę albo jedną trzecią. W rezultacie, dla wielu ludzi, nie tylko tych związanych z lewicą, to po prostu kwestia tego, że środki są coraz mniejsze, a trzeba je dzielić na coraz większą liczbę osób. Dlatego miejscowi pracownicy zaczynają postrzegać to jako konkurencję. Dlatego właśnie kraje takie jak Polska, Węgry, Słowacja i Czechy stały się najbardziej ksenofobicznymi i rasistowskimi krajami w Unii Europejskiej – ponieważ, pomimo późniejszego dołączenia do UE, miały niewiele wspólnego z Zachodem oprócz koloru skóry. Dlatego właśnie polscy emigranci w Wielkiej Brytanii często myślą, że są lepszą klasą niż Hindusi, Pakistańczycy czy ludzie z Karaibów – bo jedyna rzecz, która faktycznie łączy ich z Brytyjczykami to wygląd fizyczny. A napływ kolejnych grup imigrantów i uchodźców jest dla nich największym zagrożeniem dla pozyskania środków potrzebnych do konsumpcji. Tutaj polecam szczególnie rozmowę ze Gáspárem Miklósem Tamásem, który stara się to jakoś w miarę klarownie wyjaśnić.

Jakie są główne cechy i źródła przyciągania skrajnej prawicy dla młodych ludzi?

Skrajna prawica to jest taka szersza rodzina. Jedną jej flanką będą bardziej radykalnie nastawieni: neofaszyści, neonaziści, czy trzecia pozycja lub strasseryści itd. Te grupy narodowo-radykalne są tymi, którzy uważają, że sytuacja zaszła tak daleko i tak źle, że mówią o upadku Europy, wartości, moralności, kultury itd. i, że trzeba działać rewolucyjnie. Będą mówić, że powrót do przeszłości byłby piękny, ale nie możemy tego robić, bo zdarzyły się nowe wynalazki, nowe sprawy, których wcześniej te systemy nie obejmowały np. zmiany klimatyczne. I chcą nowymi środkami, ale jednak zbudować tą wymarzoną przeszłość. 

Ich przyrodnim rodzeństwem będą ultrakonserwatyści czy fanatycy religijni. Ci chcą raczej cofnąć czas i pobawić się w rekonstrukcję historyczną, jakiegoś wybranego przez nich “pięknego” okresu w historii, kiedy to, ich zdaniem, było doskonale. Różne ugrupowania lokują ten moment w różnych okresach. Trumpiści będą mówić o latach nawet 50-tych, podobnie fantazjuje Konfederacja, która próbuje przenieść tę fantazję o Ameryce lat 50 do Polski lat 20-tych XXI wieku. Monarchiści sięgają jeszcze dalej, snując marzenia o powrocie do monarchii i stanowego podziału społecznego. Integralni tradycjonaliści sięgają jeszcze dalej, pragnąc przywrócić przedchrześcijańską, pogańską rzeczywistość. 

Drugim źródłem tego przyciągania jest poczucie niestabilności, płynności aktualnej rzeczywistości, brak jakiś takich wyraźnych, twardych podziałów. Skrajna prawica kocha taką binarność, np. mężczyzna-kobieta, pan-sługa, właściciel-pracownik. 

Współczesna rzeczywistość ekonomiczna, łącząca różne role społeczne, oraz złożoność tożsamości płciowej mogą być trudne do zaakceptowania przez tych ludzi. Muszą oni konkurować z kobietami na równych prawach, co wskazuje na zmiany w tradycyjnych rolach płciowych.  Widzimy też podział taki wyraźny na kobiety i mężczyzn, role kobiece, role męskie, fryzury męskie i kobiece. Wszystko co jest pośrednie jest nazywane jako „pedalskie”, albo jakieś tam właśnie „dewiacyjne”, co świadczy o trudności w zaakceptowaniu tej narastającej elastycznosci tych wzorców.

Te dwa czynniki – lęk i potrzeba stabilności – wydają się być kluczowe, a zwłaszcza młodsi mężczyźni źle znoszą aktualną sytuację. Dlategoto to oni stanowią główną grupę zwolenników skrajnej prawicy. To również częściowo wynika z ekonomicznego uzasadnienia, ponieważ wcześniej zarabiali lepiej, a kobiety częściej zajmowały się domem i dziećmi. Teraz na rynku pracy, który jest trudny i konkurencyjny, muszą rywalizować z kobietami, które nie chcą rezygnować z kariery na rzecz rodziny. Kobiety oczekują, że mężczyźni będą atrakcyjni i będą dbali się o siebie, a nie tylko cytując Korwina „Żyli i żarli”, co stanowi odmienną sytuację w porównaniu do przeszłości. Mężczyźni odczuwają więc silny strach przed zmianami, które mają miejsce w społeczeństwie, oraz poczucie chaosu i upadku cywilizacji. Dla wielu z nich ważne jest odwrócenie procesów emancypacyjnych, szczególnie w odniesieniu do kobiet, aby zwiększyć swoje szanse na rynku pracy. Dlatego ruchy skrajnej prawicy są tak atrakcyjne dla tej grupy młodych mężczyzn.

Czyli to ten lęk przed przyszłością napędza tych młodych mężczyzn do głosowania na ugrupowania skrajnej prawicy takie jak Konfederacja?

Żaden z nich by się pewnie do tego nie przyznał, bo oni bardzo chcą uchodzić za niezwykle odważnych, silnych, twardych, takich typowo męskich, ale ja bym powiedział, że to zawsze lęk napędza tego typu partię. Jeżeli się boisz, to oczekujesz porządku i bezpieczeństwa, a to właśnie ma w swojej ofercie oferuje skrajna prawica. Oczywiście dzieje sie to kosztem wprowadzenie państwa policyjnego, militaryzacji oraz podkręcenia surowości prawa i przede wszystkim kosztem wielu grup mniejszościowych, ale akurat dla tych mężczyzn to ma mniejsze znaczenie, bo do tych grup najczęściej nie należą. Aczkolwiek podejrzewam, że w całej tej fantazji o bezpieczeństwie i porządku zapominają zupełnie o tym państwie policyjnym, które zazwyczaj w krajach zarządzanych przez skrajną prawicę powstaje.

Czy każdy z nas ma potencjał w odpowiednich okolicznościach, aby stać się faszystą?

Zdecydowanie tak. Uważam, że jest to bardzo interesujące. Widać to w dwóch rozmowach z mojej książki, z dr Janem Borowiczem, psychoanalitykiem z IKP, a druga z prof Ewą Majewską, filozofką i socjolożką z SWPS. Pojawia się tam hasło „momentu faszystowskiego”. W pewnym sensie każdy z nas ma pewne cechy faszystowskie. Domagamy się czasem jasnych podziałów, surowych kar, chcemy wierzyć, że jakiś wódz-zbawca przyjedzie na białym koniu i naprawi państwo. 

Oczywiście, nie u każdego te cechy prowadzą do spójnej wizji politycznej, ale czasami nawet osoby identyfikujące się z lewicą czy liberalizmem mogą doświadczać momentów lękowych, które kompensują sobie wizją wodza-ojca, potrzebą surowego karania czy brutalnego rozliczenia. Mam wrażenie, że to dotyczy każdego z nas. Często myślimy o faszystach jako o demonicznych postaciach w mundurach od Hugo Bossa, z runami czy swastykami. Historia jednak pokazuje, że to wielkie uproszczenie. Na początku są ludzie drżący w lęku, fantazjujący o wspaniałej przeszłości, bojący się innych narodów, religii, kultur czy tożsamości seksualnych. Domagają się wprowadzenia porządku twardą, nieustępliwą ręką, przekonani, że w tym w ich mniemaniu chaosie istnieje potrzeba silnego charyzmatycznego przywódcy, który stanowi lepszą opcję niż demokratyczny dialog i spory w parlamencie. Choć te spory czasem mogą przybierać nieco żałosną formę, pozwalają one jednak na wyrażenie opinii wielu różnorodnym grupom. W związku z tym warto przemyśleć własny sposób postrzegania rzeczywistości. Czy w naszych lękowych fantazjach nie pojawia się ten “moment faszystowski”. W mojej poprzedniej książce pisałem o Romach. I stosunek do nich to jest świetny przyklad teo problemu. W otoczeniu uznawanym za „dobre” niewielu ludzi miałoby odwagę wyrazić otwarcie rasistowskie komentarze na temat osób o ciemniejszej karnacji, jednakże w przypadku Romów muszę uczciwie przyznać, że wielokrotnie spotkałem się z tego typu uwagami. Mówiono, że Romowie „robią to czy tamto”, „mają to w swojej naturze”, posiadają „pewnego rodzaju cechy”, a to jest przecież tępy, surowy, biologiczny rasizm. Stąd wniosek, że jeśli chcemy przeciwdziałać skrajnie prawicowej wizji Polski, świata i społeczeństwa, istotne jest, aby zastanowić się nad własnymi przekonaniami. To, jak myślimy oraz jakie role przyjmujemy, zwłaszcza w momentach lęku i niepewności, a także nasze oczekiwania wobec społeczeństwa i nasze postrzeganie różnorodnych mniejszościowych grup, odgrywa istotną rolę. Warto więc spostrzec ten „moment faszystowski” również w sobie.

Na koniec zapytam jakie antidotum proponujesz antidotum na współczesny faszyzm i „lęki”, które go wywołują?

Jestem dosyć pesymistycznie nastawiony i obawiam się, że ta wizja niestety wygra. Niemniej jednak możemy dążyć do opóźnienia jej nadejścia i próbować jej przeciwdziałać. Przede wszystkim musimy zwalczać ten lęk. Przypomina mi się sytuacja, chociaż dotyczyła ona niewielkiej miejscowości. Na terenie Śląska Opolskiego miała wprowadzić się do małego miasteczka rodzina muzułmańska, co skierowało tamlokalną skrajną prawicę, by protestować i organizować demonstracje, na których pojawiło się kilkaset osób, co w skali małej miejscowości jest znaczną liczbą. Przez chwilę zastanawiałem się, dlaczego tak bardzo im przeszkadzała ta jedna rodzina? Dlaczego mieli takie obawy o “islamizację” małych miejscowości takich jak Paczków czy Prudnik? Wydaje mi się jednak, że prawdziwym powodem dla tych protestów i demonstracji było to, że liderzy skrajnej prawicy doskonale zdają sobie sprawę, że kiedy zaczynamy znać ludzi będących czarnoskórymi, muzułmanami, Romami, osobami homoseksualnymi czy transpłciowymi, przestajemy postrzegać ich jako abstrakcyjne grupy. Zaczynamy widzieć w nich konkretne osoby. W tym sensie trudniej jest nam kontynuować te uprzedzenia. Mówić: „Muzułmanie są źli”. Ale jeśli Ahmed, twój kolega z pracy, jest w rzeczywistości przyjazny, miły i sympatyczny, to trudniej jest to uogólnić. Wydaje mi się, że jeden ze sposobów na zmniejszenie tego lęku polega na poznawaniu ludzi. Warto pamiętać, że poza dużymi miastami w Polsce wiele osób nie miało okazji widzieć na żywo osób transpłciowych, homoseksualnych, Arabów, muzułmanów czy osób o ciemniejszej karnacji. Ich wiedza często opiera się na informacjach z telewizji, internetu czy filmów, które mogą pochodzić z prawicowych kanałów i często prezentują takie osoby w nieprawdziwy, rasistowski sposób. Dlatego tak ważne jest wprowadzanie ludzi w kontakt z konkretnymi osobami, aby mogli obalić własne stereotypy.

Kolejna sprawną to próba wprowadzenia działań bardziej konkretnych niż ogólna edukacja. W Polsce jednak brakuje pewnego rodzaju bariery między skrajną prawicą a tą bardziej umiarkowaną, a te ekstremistyczne idee przesiąkają do głównego nurtu partii politycznych, szczególnie w przypadku Prawa i Sprawiedliwości. Problem polega na tym, że w przeciwieństwie do Niemiec, gdzie uczestnictwo w neonazistycznych koncertach czy publikowanie w ekstremistycznych periodykach wyklucza udział w życiu politycznym i prowadzi do marginalizacji, w Polsce możliwe jest publikowanie np. w czasopiśmie „Szczerbiec” wydawanym przez Narodowe Odrodzenie Polski bez większych konsekwencji, a potem działanie w instytucjach budowanych przez Prawo i Sprawiedliwość. 

Polskie prawo ma też wystarczające narzędzia do ścigania rasizmu, ksenofobii i promocji nazizmu czy faszyzmu, ale niestety rzadko są one używane w odpowiedni sposób. Wystarczyłoby kilka, kilkanaście procesów zakończonych wyrokami skazującymi, aby przekonać ludzi, że łamanie prawa ma konsekwencje. Wtedy być może dwa razy zastanawialiby się, zanim zdecydowaliby się na hejtujące wypowiedzi w internecie. 

Mam wrażenie, że wypowiedziach publicznych, czy to prywatnych, czy publicznych np. w internecie na kanałach YouTube ludzie często pozwalają sobie na dowolną formę antysemityzmu, rasizmu, ksenofobii, nacjonalizmu w stopniu nawet takim ekstremistycznym, a mimo to nie spotyka ich nic złego. Łamią polskie prawo, wiedzą o tym i nic się nie dzieje. Więc dalej łamią, bo dlaczego mieliby go nie łamać, skoro nic się nie dzieje? Tak jakby jeździć po pijaku i policja by nikogo nie ściągała.

Także oprócz niwelowania lęków i rozszerzania horyzontów poprzez poznawanie innych, edukację w szkole, wydarzenia sportowe i kulturę ważne jest także twarde użycie polskiego prawa. Konieczne jest, aby ludzie zobaczyli, że przepisy są egzekwowane konsekwentnie i że naruszenia prawa nie pozostają bez konsekwencji,  bo ludzie widzą, że prawo po prostu nie jest przestrzegane i nie ma żadnych sankcji. A nawet ludzie typu Zbigniew Ziobro np. w sprawie ostatniej sprawy pani Mariki M. działają na korzyść osób skazanych za wybryki chuligańskie o podłożu faszystowskim. Ten proces musi zostać odwrócony ponieważ to budzi brak szacunku do państwa, a przede wszystkim buduje też wrażenie, że państwo wspiera tego typu grupy. 

Moim zdaniem ważnym krokiem byłoby zlikwidowanie tych wszystkich fundacji i funduszy, które pod płaszczykiem patriotyzmu wspierają ekstremistyczne grupy. Środki często trafiają do organizacji skrajnych, co jest bardzo niepokojącym zjawiskiem. Wydaje mi się też również, że jeśli chodzi o uczelnie publiczne, kilka uczelni kościelnych jest wylęgarnią tego typu myślenia o świecie np. Katolicki Uniwersytet Lubelski czy Uniwersytet Kardynała Stefana Wyszyńskiego, gdzie bardzo wiele osób głoszących eksterministyczne poglądy teraz pracuje jako wykładowcy. W tym sensie to też byłoby moim zdaniem jednym z postulatów. Potrzebna jest weryfikacja finansowania tego typu podmiotów, a także likwidacja tych, które wprost je sponsorują np. IPN,  Funduszu Patriotycznego czy Instytut Dziedzictwa Myśli Narodowej.

Dziękuję bardzo za tę rozmowę. Miejmy nadzieję, że mimo wszystko uda się jakoś odroczyć tę wizję nadciągającego faszyzmu.

Dziękuję bardzo.

Julian Mordarski

Redaktor Trybuny. Absolwent Polityki Społecznej na Uniwersytecie Warszawskim, obecnie studiuje Dziennikarstwo i Medioznawstwo na WDiB UW. Od 3 lat związany z lewicowymi mediami, aktywnie angażujący się w tematy społeczne i polityczne. Hobbystycznie pasjonuje się piłką nożną, śledząc zarówno rozgrywki krajowe, jak i międzynarodowe.

Poprzedni

Refleksje po Święcie Lotnictwa. Co dalej z zapomnianym grobem Wacława Ulassa

Następny

Prawdziwe cele szkolnictwa