7 listopada 2024

loader

Flaczki tygodnia

Cały Naród żyje zadaniami jakie jaśniepan prezes Kaczyński postawił przed Partia, Państwem i wspomnianym Narodem do rychłego wykonania. Repolonizacja mediów, czyli podporządkowanie ich sobie. Oraz PiSizacji samorządów. Też podporządkowanie ich.

Na wieść o tym krajowe media skupiły się na pierwszym zadaniu. Bo dziennikarze lepiej znają się na mediach niż samorządach. Bo już sam dźwięk słowa „repolonizacja” budzi strach wśród nich. Bo „repolonizować” znaczy, że będą wyrzucać z pracy.

A teraz pochylmy czoła przed wielkim językotwórcą, czyli jaśniepanem prezesem. Dzięki niemu słowo „repolonizacja” zyskało nowe znaczenie. Repolonizacja oznacza też bezrobocie polskich dziennikarzy.
Jaśnie pan prezes Kaczyński chce repolonizacji mediów aby było w IV PR jak w Republice Czeskiej. Żeby zagraniczni właściciele mediów wycofali się z Polski i sprzedali swe udziały krajowym oligarchom. Na przykład szwajcarscy właściciele „Faktu” opylili swe udziały rodzinie Szumowskich albo Morawieckich. Będzie to kolejny krok w dziele budowy polskiej, narodowo- katolickiej oligarchii. Kolejny krok wyprowadzający Polskę ze wspólnoty unio europejskiej w stronę systemu ukraińsko lub turecko podobnego.

Młodszym Czytelnikom trzeba przypomnieć czemu krajowe media trzeba „repolonizować”. Skąd ten niemiecki kapitał, porównywalny w mediach PiS do podstępnych Krzyżaków, znalazł się u nas. Kto sprowadził ich do Polski.
Dawno temu, jeszcze w 1989 roku polskie media, czyli prasa była w koncernie RSW „Prasa – Książka – Ruch”. Koncern był własnością Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej. Nie niemieckiej, amerykańskiej, rosyjskiej, czy chińskiej. Niestety na przełomie 1989/90 roku kierownictwo PZPR zlekceważyło rolę mediów i ich los pozostawiło nowemu rządowi Tadeusza Mazowieckiego. A kiedy PZPR rozwiązała się, nową „Solidarnościową” władza potraktowała mienie poPZPRowskie jak mienie pożydowskie w czasie okupacji niemieckiej.
Powołano Komisję Likwidacyjną RSW, która niczym dawni treuhanderzy zarządzali polską prasą. Ci „likwidatorzy” sprzedawali tytuły prasowe wraz z dziennikarzami, jak kiedyś sprzedawano wsie z chłopami pańszczyźnianymi. Rozdawali atrakcyjne tytuły nowym, prawicowym partiom politycznym, a pozostałe likwidowali. Dzielili to RSW arbitralnie, niczym państwa kolonialne terytorium Afryki podczas konferencji berlińskiej w latach 1884-85.

Własność większości gazet likwidatorzy dzielili wtedy na trzy cząstki. Jedną trzecią dostawał związek Zawodowy NSZZ ”Solidarność”. Aby nie protestował przeciwko anty pracowniczym skutkom transformacji gospodarczej dokonywanej przez ekipę Balcerowicza. Drugą jedną trzecią sprzedawano inwestorom zagranicznym, zwykle pochodzenia francuskiego. Wtedy polska prawica jeszcze kochała Francję. A trzeci jedną trzecią przekazywano zespołowi redakcyjnego jako akcje pracownicze. Aby osłodzić dziennikarzom udział w tym złodziejskim procederze.

Ponieważ dziennikarze byli najsłabsi ekonomicznie w tej ustawce, to zagraniczni właściciele proponowali im wykup ich akcji pracowniczych. I tak kapitał zagraniczny stawał się większościowym właścicielem, bo miał już dwie trzecie udziałów.
W 1997 roku elit związku zawodowego zwanego NSZZ Solidarność” potrzebowały pieniędzy na kampanię wyborczą do parlamentu. Najłatwiej było pozyskać je sprzedając udziały w polskich mediach. I tak solidarnościowi związkowcy sprzedali polskie media zagranicznym wydawcom.

Finałem tej depolonizacji, dokonywanej przez elit polskiej prawicy i związku używającego nazwy NSZZ „Solidarność”, była sprzedaż polskiej prasy niemieckim kapitalistom przez kapitał francuski. Następnie zagraniczni wydawcy „optymalizowali” posiadaną prasę, czyli stopniowo likwidowali ją. Ku zdumieniu polskich dziennikarzy, którzy z grupy uprzywilejowanej w Polsce Ludowej, zamienili się w pariasów ekonomicznych III RP. W biedny placek z wisienką na szczycie. Grupką gwiazdorów – celebrytów.

Pomimo groźnych pomruków jaśniepana prezesa, Flaczki mogą zapewnić, że wielkiej repolonizacji, czyli likwidacji opozycyjnych mediów nie będzie. Ofiarą gróźb i akcji zastraszania padną jedynie niektóre prywatne tytuły i pisma wydawane przez samorządy. Pozostałe przetrwają kiedy tylko zaprzestaną krytyki elit PiS.

Zapowiadana repolonizacja TVN i bulwarówki „Fakt” nie nastąpi. Należą one do obywateli USA. I kiedy tylko któryś z polityków PiS zamachnie się na TVN lub „Fakt”, to Jej Ekscelencja Ambasador USA Mosbacher publicznie wytarga go za uszy. Przypomni, że każdy prowokator czy szaleniec, który odważy się podnieść ręką przeciwko kapitałowi USA, niech będzie pewny, że mu tę rękę kapitał USA odrąbie.

Jeśli wierzyć dziennikarzom związanym z Konfederacją to służby specjalne IV RP rozpoczęły operację „Sputnik”. Śledzenia, zakładania podsłuchów wszystkim obywatelom RP publikującym lub wypowiadającym się na łamach „Sputnika”. Rosyjskiego portalu internetowego i powiązanych z nim mediów. Konfederaci uważają, że akcja służb wymierzona jest przeciwko nim. By wykreować ich na „agenturę Putnina”. Skompromitować rosnącej poparciem Konfederacji. W tym przypadku „repolonizacja” rosyjskiego „Sputnika” może zakończyć się aresztami wydobywczymi dla działaczy i sympatyków tej partii.

Repolonizacja mediów zakończy się jak obiecane już miliardowe reparacje wojenne od Niemiec. Bardziej skutecznie rozprawi się PiS z opozycyjnymi samorządowcami. Użyje to tego pana premiera Morawieckiego. Najbardziej obiecującego premiera w czasie kampanii prezydenckiej. Po zaprzysiężeniu pana prezydenta Dudy, rząd PiS obetnie samorządom wpływy z podatków i narzuci im nowe, kosztowne zadania do wykonania. Swoich wesprze. Nieswoich weźmie głodem.

Piotr Gadzinowski

Poprzedni

Sekretarz Generalny ONZ, prezydent Duda i komicy rosyjscy

Następny

48 godzin sport

Zostaw komentarz