GadzinowskiTrbuna
Ten urlop zwyczajnie się temu Mejzie należał. Chłopak kłamał, kradł, łajdaczył. Żył jak pan prezes elitom swym pozwolił, wręcz przykazał.
Kłamał, kradł i łajdaczył ten Mejza na potęgę. Co mu przeróżne media zgodnie udowodniły. Czemu kierownictwo PiS nie zaprzeczyło. Pewnie dlatego, że ten Mejza nie próbował żyć uczciwie, co niejednemu z PiS nadal można zarzucić. Nie był miękiszonem, moralizatorem, ani inną ciamciaramcią. Przeciwnie, w swych łajdactwach regularnie ponoć przekraczał wszelkie, ustanowione przez elity PiS, wyśrubowane normy kurestwa politycznego. Szybko stał się przodownikiem pracy PiS w kategorii kłamstwa. Jeszcze rok a byłby jak pan prezes Jacek Kurski albo pan premier Morawiecki. Chociaż młodszy od nich jest i mniej miał czasu na swą działalność.
Kłamał, kradł i łajdaczył ten Mejza od rana do wieczora. A nocami też pewnie w łajdackiej robocie nie ustawał. Dlatego musiał się zmęczyć, bo każdy, nawet pan prezes Bąkiewicz, zmęczyłby się tyloma łajdactwami. Poza tym po ciężkiej pracy na rzecz „Dobrej Zmiany” każdemu należy się odpoczynek. Chwila urlopu od jakże wyczerpujących łajdackich zajęć.
Dlatego „Flaczki” raz jeszcze powtarzają – ten wypoczynek, ten urlop zwyczajnie się temu przodownikowi kaczystowskiego łajdactwa należał.
Miesiąc trwać będzie urlop, jaki sobie ten Mejza sam wyznaczył. W tym czasie pan prezes Kaczyński ma czas na znalezienie jakiegoś satysfakcjonującego tego Mejzę rozwiązania. Może mu pozwolić na złożenie dymisji z zajmowanego stolca wiceministra sportu, bo ten Mejza człowiekiem honoru też jest. PiS „honoru” rzecz jasna. Ale w zamian za ten honor ten Mejza musi coś dostać. Jakąś szmalcowną posadę, najlepiej doradcy w spółce skarbu państwa. Bo wtedy nie trzeba się dużo narobić, nawet rzekomo wykonanej pracy nie trzeba udokumentować, choć to akurat ten Mejza zrobić potrafi.
Posada doradcy nie kłóci się bardzo z ustawą o wykonywaniu mandatu posła, a mandat posła ten Mejza wykonywać musi. Bo na jego głosie wisi rządząca sejmowa większość tak zwanej Zjednoczonej Prawicy. Oczywiście reżim Kaczyńskiego może złamać prawo i załatwić każdą posadę temu Mejzie. Mianować go ambasadorem w Watykanie, nawet generałem wojska polskiego. Pan prezes nie raz już pokazał, że może bezkarnie łamać obowiązujące w Polsce prawo, kiedy sprawiedliwość ma być po jego stronie. W takim Watykanie dużo się ten Mejza nie narobi, dużo kłamać też nie będzie musiał. A wojsko polskie elity PiS zdążyły już w zwyczajny cyrk zamienić. Jeden taki generał Mejza więcej w wojsku polskim, jaka byłaby to różnica?
Ale nie po to ten Mejza złapał za polityczne gardło pana prezesa Kaczyńskiego, żeby zadowolić się tak podłymi posadami, jak byle generał w wojsku pana ministra Błaszczaka. Ten Mejza celuje wysoko, wysoko, w okolicę Orlenu może? Na razie będzie odpoczywał na urlopie, walczył z traumą jaką ma po kontakcie z mediami, i trzymał w napięciu sekretariat rzecznika dyscypliny klubu parlamentarnego PiS.
Bo kiedy stamtąd zadzwonią z pytaniem czy będzie na ostatnim, grudniowym posiedzeniu Sejmu RP, to tenże Mejza, najpierw nie będzie odbierał. Czym doprowadzi rzecznika dyscypliny, liczącego potencjalnie obecnych parlamentarzystów, do stanu najwyższego napięcia nerwowego. Bo rzecznikowi większość parlamentarna nie będzie się spinać. A kiedy już ten Mejza ów telefon odbierze, to najpierw użali się,że strasznie zmęczony jest. I nie wie, czy do tej Warszawy przyjedzie. A skoro dietę poselską opozycja chce mu odebrać, to po co za darmochę pchać się. Ale jeśli będzie mógł skorzystać ze służbowej limuzyny, która formalnie jako urlopowanemu ministrowi, teraz mu się nie należy, to spróbuje na głosowaniach być. Choć prawo złamie znowu. Ale to nic nowego. Elity partii, zwanej „Prawo i Sprawiedliwość”, obowiązujące w Polsce prawo regularnie łamią, aby tylko sprawiedliwość była po ich stronie.
Oczywiście pan prezes Kaczyński nie musi być zakładnikiem tego Mejzy. Może kazać łajdackiego ministra sportu ze stanowiska odwołać, nawet wystąpić o uchylenie immunitetu poselskiego tego Mejzy. Ale wcześniej musi znależć w polskim Sejmie neoMejzę. Dublera Mejzy. Kolejnego parlamentarzystę, który da się kupić. Niestety w Sejmie jest tylko 460 parlamentarzystów. Zbiór skończony. Większość podatnych na kurestwo polityczne, jak choćby pan poseł Kukiz i jego drużyna, zostali już przekupieni. W Sejmie RP brakuje nowych, potencjalnych Mejzów, a Konstytucja nie pozwala ściągnąć ich zewnątrz. Nie da się tam brakujących rąk do głosowania uzupełnić migrantami, jak to się dzieje w polskiej gospodarce. Parlamentarzystami z Ukrainy, Nepalu, czy Bangladeszu chociażby.
Nie próżnował zjednoczony front propagandowy PiS. Aby wybielić łajdactwa Mejzy, usłużni wobec reżimu Kaczyńskiego dziennikarze prześcigali się w przypominaniu zarzutów stawianych politykom opozycji. Znów usłyszeliśmy o zarzutach korupcyjnych wobec marszałka Senatu Grodzkiego, kiedy był lekarzem. Nieudokumentowanych. Bohaterem kaczystowskich mediów stał się francuski dziennik „Liberation”, który zarzucił handel wpływami i nieuczciwe praktyki jakich dopuszczać się mieli sędziowie Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej (TSUE), urzędnicy Komisji Europejskiej (KE) oraz politycy Europejskiej Partii Ludowej (EPL). Czyli tej do której należą PO i PSL. I jak to zwykle bywa u kaczystowskich dziennikarzy zarzuty, o których francuski dziennikarz pisze, że nie są kryminalne, ale świadczą o zwichrowaniu obyczajowym zaprezentowano jako zbrodnię zasługującą na karę śmierci.
Podczas warszawskiego sabatu prawicowych ultrasów i neofaszystów pan prezes Kaczyński zaatakował Niemcy, wypominając im zbrodnie II wojny światowej. Krytykował nowy niemiecki rząd, który zapowiedział dążenie do federalizacji Europy, co się panu prezesowi Kaczyńskiemu z budowaniem IV Rzeszy kojarzy. Pan prezes zaprezentował Polskę jako ofiarę niemieckich „niebywałych zbrodni, niestety nieznanych w ogromnej mierze na Zachodzie”. Ofiarę, którą teraz zachodnia propaganda „próbuje przedstawić jako współsprawcę”. Zakłamany pan prezes nie dostrzegł, że przemawiał do polityków z Austrii, Węgier, Rumuni, Francji, Estonii, Litwy, Hiszpania. Reprezentantów państw, które w czasie II wojny były z Hitlerem, kolaborowały z nim albo sprzyjały mu.
Zakłamany pan prezes Kaczyński żąda od Niemiec „reparacji wojennych”. Ale nie żąda ich od Austrii, pełnoprawnego członka III Rzeszy Niemieckiej. Od Słowacji, która razem z Austrio- Niemcami i ZSRR w 1939 roku napadła na Polskę. Ani od Węgier, które najdłużej z państw europejskich przy III Rzeszy Niemieckiej stały.
Nie czyni tego, bo sam pewnie nie wierzy w te „reparacje”. Obiecuje je „ciemnemu ludowi” za głosy wyborcze. Tak jak ten Mejza obiecywał cudowne terapie nieuleczalnie chorym za ich ostatnie pieniądze.