Jarek Ważny
Pojechali na Ukrainę polski premier z wicepremierem. Doprosili premiera Czech i Słowenii. Dla światowego pokoju niewiele ta wizyta wniosła, ale dla sondaży u siebie a i owszem. A mówiła mamusia: ucz się synu od najlepszych, żebyś nie musiał całe życie oglądać się na innych.
Pamiętam, jak dziś: wybory parlamentarne, przyspieszone. PiS pewny siebie, Platforma w natarciu. Kampania toczy się swoim, rytualnym torem. Raz my ich, raz oni nas, a tłuszcza spija krew ze zwłok kolejnego, ranionego słowem polityka z wrogiego obozu. Na raz, kiedy żadna z armii nie wyciąga nowego arsenału tylko operuje na starym sprzęcie, w mediach pojawia się informacja, że Donald Tusk, lider PO, leci, rejsowym samolotem, do Wielkiej Brytanii, żeby spotkać się z polonusami w Londynie. – Ale nas trafili, miał wówczas powiedzieć Jacek Kurski, jeden z mózgów pisowskiej kampanii. Na raz niedoceniana i marginalizowana brytyjska Polonia na wygnaniu, zaczyna nadawać ton krajowej kampanii, a Tusk i Platforma jawią się jako ci, którzy pierwsi wyciągnęli do niej rękę i przyjechali porozmawiać o jej problemach. Widzą to Polacy w starym kraju i poczynają myśleć: swoi ludzie. Nie bali się. Miast wsłuchiwać się w głos Polaków zza granicy przez radio, sami biorą sprawy w swoje ręce i jadą do nich. Odważnie.
Kaczyński i Morawiecki pojechali na Ukrainę. Odważnie. Ludzie teraz też to widzą. I, czego by o obydwu jegomościach nie napisać i nie powiedzieć, w większości oceniają to właśnie w ten sposób. Być może u elektoratu opozycji nie przybędzie im po tej eskapadzie zbyt wiele przechrzt, ale w swoim twardym jądrze bez wątpienia zapunktowali. Opozycja ma pod tym względem trochę gorzej, bo nikt nie zagwarantuje posłom czy senatorom z opozycyjnych ław, że wjeżdżając na teren objęty działaniami wojennymi, powrócą do kraju w jednym kawałku. Co innego delegacja rządowa. Choć i tu nie mogło być mowy o stuprocentowej pewności, niemniej, to trochę inna ranga i inne środki zaradcze. Co jednak naszym parlamentarzystom mogło nastręczać trudności, nie powinno już być tak wielkim kłopotem dla delegacji choćby Europejskiej Partii Ludowej, której Tusk jest przewodniczącym. Gdyby zebrać pół samolotu eurodeputowanych z innych krajów z największej frakcji w PE, można by się pokusić o jakiś wyjazd, choćby w rejon przygraniczny, żeby pokazać biurokratom, z czym tak naprawdę mierzy się Polska, a co może być, przy nieodpowiedzialnej, europejskiej polityce, codzienności innych w bardzo niedługim czasie. Zaapelować do społeczności międzynarodowej o wsparcie, bo sami, jako kraj, co tu kryć-biedny i na dorobku, nie przerobimy takiej rzeszy uchodźczej ze swoim, kulejącym systemem zdrowia i opieki społecznej. Jeśli nie chcecie ludzi umierających w kolejkach do lekarzy i żebraków na ulicach, wyskakujcie z kasy. No ale żeby to zrobić, trzeba mieć jaja i chęci. Do pracy.
Zastanawiam się co dzień, dlaczego w obrazkach z ośrodków recepcyjnych albo z dworców, na których przebywają uchodźcy, nie widzę żadnego polityka, który robi kanapki albo segreguje dary przyniesione przez ludzi. Zastanawiam się, dlaczego nie słyszę, ilu uchodźców wzięli pod swój dach politycy z pierwszych stron gazet. Jestem przekonany, że nie mieszkają w kawalerkach, tylko w większości dorobili się domów albo mieszkań, niektórzy nawet kilku albo kilkunastu. No jakoś ciężko się doszukać wzmianki o ich wielkoduszności. Słów za to wszędzie pełno, jak to bardzo chcą pomagać i jak bardzo doceniają ludzką bezinteresowność i życzliwość. A to tylko słowa. A te nic nie kosztują.
Zastanawiam się też, czy Jarosław Kaczyński ma jeszcze jako taki kontakt z rzeczywistością, czy jednak myśli tylko o tym, co się przydarzy jemu i jego drużynie, kiedy ktoś w końcu wysadzi ich z siodła. Bo czymże innym, jak nie utratą zmysłu antycypacji, jest jego propozycja, żeby zaangażować NATO w akcję humanitarną na Ukrainie; toż to jawne zaproszenie Putina do konfliktu światowego, jak tylko zobaczy na Ukrainie wojska sprzymierzone. Sensownym byłoby zapytanie na poziomie ONZ-tu, gdzie się podziewa Wysoki Przedstawiciel do Spraw Uchodźców i jakie ma pomysły na rozwiązanie kryzysu migracyjnego, oprócz zajmowania stolca na którym siedzi, bo jego aktywności na ukraińskiej granicy próżno szukać. Gdzie się podziewa Rada Europy, co robi UNESCO, kiedy cierpi tyle dzieci, a te co mają mniej szczęścia, giną od rosyjskich kul i bomb. To jest wasza/nasza europejska solidarność? Tymczasem Kaczyński puka do drzwi NATO, żeby jawnie zaangażować się w konflikt. Po co to robi ten starszy pan, zapyta ten czy ów. A no po to, żeby jego apologeci i czapkowi mówili mu i o nim: patrzcie, to jest prawdziwy mąż stanu. Nie boi się iść na wojnę. Nie boi się jawnie postawić Putinowi, kiedy naokoło inni tylko gadają. Jest w tym rzeczywiście ziarenko prawdy. Inni głównie gadają. Niemniej, nawet najgorsze gadulstwo jest lepsze od nieprzemyślanej decyzji o wojnie, bo ta zawsze jest porażką humanizmu i rozumu. Jeśli ktoś jeszcze miał wątpliwości w sprawie porażki rozumu Jarosława Kaczyńskiego, teraz powinien wyzbyć się wszelkich wątpliwości.