Można być ignorantem, ale to ukrywać, żeby nie wyjść na tego, kim się jest, przed ludźmi. Można być ignorantem i się z tym obnosić, bo wydawać by się mogło, że lud ceni prostolinijność i szczerość przekazu. Można też być ignorantem, i nie wiedzieć, że się nim jest, bo ktoś z naszego ignoranctwa uczynił normę prawną, tym samym, dając na ignoranctwo przyzwolenie.
W tym ostatnim przypadku ignorancja wyniesiona zostaje, w majestacie prawa, do jego formalnej wykładni. Innymi słowy, niewiedza i jawny brak spójności w myśleniu, zostają przez Państwo uznane za pożądane, a to, co dotychczas było normą, na raz staje się karykaturą samej siebie. Prościej będzie na przykładzie. O ignorancji, która wynika z niewiedzy, ale na szczęście nie zmienia zbyt wiele w naszym postrzeganiu świata, oprócz postrzegania samego ignoranta.
Dochtór profesór Horban mówił niedawno, że nie rozumie tej całej ruchawki z otwieraniem siłowni, bo, jego zdaniem, można przecież z powodzeniem ćwiczyć sobie na powietrzu, a jak komuś mało, to niech sobie kupi hantle za parę groszy i pakuje w domu. I po krzyku. Powiedzieć mógł tak ignorant, który nigdy nie uczęszczał na siłownię, lub/i ma bardzo mało wspólnego z tężyzną fizyczna i o tej tężyzny dbanie. Powiedzieć tak mógł ignorant, który nie wie nic o tym, co ludzi, zwłaszcza w dużych miastach, ale nie tylko, trzyma z dala od nudy, co daje radość ale i pozwala znaleźć sposób na życie. To by się akurat zgadzało, bo profesór Horban nie najmłodszy. Na szczęście jego ignorancja względem siłowni i tego, czym dla ludzi są, nikomu strasznej krzywdy nie wyrządza. Jako rzekłem, świadczy raczej o nim samym, jako o ignorancie w temacie fitnessu, ale w końcu profesura nie daje wcale gwarancji nieomylności i nie czyni z człowieka omnibusa.
Jest u nas jednak dużo poważniejszy przykład ignorancji. Zapewne nie on jeden, ale o tym akurat co nie bądź wiem. Jest to ignorancja bardzo groźna dla szarego człowieka, bo na dzień dobry stawia go na przegranej pozycji w ewentualnej konfrontacji z piekielną maszyną państwa i fiskusa. Sprawa dotyczy artystów i ich sposobu wynagradzania. Rzecz jest o tyle ciekawa, że ciągnie się jak za nami jak smród od, co najmniej, kilku ładnych lat, a w tym roku nabrała przyspieszenia. Idzie o umowy o dzieło, za pomocą których ja i moi koledzy, rozliczani jesteśmy ze swojej pracy. Od 1 stycznia będzie trzeba w ZUS-ie rejestrować umowy o dzieło pod karą grzywny. Dotychczas nikt tego nie robił. Niepokój jednak w branży był, bo jakiś czas temu sąd w jednej ze spraw uznał, że artysta wykonujący partię solową bądź zespołową w zespole małym, średnim lub dużym, od duetu po orkiestrę symfoniczną, nie wykonuje dzieła, tylko zlecenie. Żeby mówić o dziele, trzeba móc udowodnić niepowtarzalny i oryginalny jego charakter. Jeśli ktoś wykonuje, solo lub w większej grupie coś, co już raz zostało wykonane, nie tworzy, a jedynie odtwarza. Jak kopista, malujący kopię obrazu. Mimo że tworzy, to tak naprawdę nie tworzy. A jak nie tworzy, w tym wypadku dzieła, nie płaci składek do ZUS, tak jak za zlecenie. Prawo co prawda nie działa wstecz, ale prawo skarbowe już tak. Można mu z tego tytułu, naliczyć zaległe składki od źle zinterpretowanych umów na pięć lat wstecz, skazując go, de facto, na bankructwo. Po co więc ZUS zaczyna zbiórkę informacji o umowach o dzieło właśnie w tym roku? Oficjalnie do celów statystycznych. Urzędnicy chcą się rzekomo dowiedzieć, ile jest takich umów w kraju, jakich gałęzi gospodarki dotyczą i jakie będą trendy zatrudnieniowe na lata następne. To oficjalnie. Nieoficjalnie wszyscy w środowisku wiedzą, że gamonie szukają kasy gdzie się da i zechcą się teraz dobrać do tyłka wszystkim niebieskim ptakom, którzy do tej pory nie odkładali na emerytury, bo w umowach o dzieło przewidziano tzw. uzysk. Dzięki temu, nic od nas do ZUS-u nie trafiało i mogliśmy zatrzymać w kieszeni więcej. Wszystko wskazuje na to, że przez ostatni już rok. Zaczęły się po kapelach przymiarki, w mojej zresztą też, żeby przechodzić na samozatrudnienie, bo to ułatwi rozliczenia i pozwoli uniknąć ryzyka wzięcia pod lupę przez ZUS. Oczywiście, większości z nas to nie po drodze, bo dodaje to nam niepotrzebnej nikomu roboty, a po wtóre, nie zależy nam szczególnie na obowiązkowym ubezpieczeniu itd. bo każdy ma rodzinę, która go bierze pod skrzydła socjalu albo rozlicza się ze współmałżonkiem, dzięki czemu parę groszy więcej zostaje w kieszeni. Kiedy zaczniemy być jednoosobowymi przedsiębiorstwami, trzeba będzie oddawać Państwu myta więcej i pamiętać o fakturach. Pamiętać też należy cały czas, że mogą nas prześwietlać pięć lat wstecz, żeby zbadać czy tworzyliśmy czy tylko odtwarzaliśmy.
Kto mógł wpaść na taki pomysł? Tylko ignorant, który nigdy nie był na koncercie i nie wie, o co chodzi w tej materii. Nie wie, że jak jedną orkiestra zadyryguje trzech różnych dyrygentów, to usłyszymy trzy różne koncerty, mimo że muzycy będą grali z takich samych nut. Na taki pomysł mógł wpaść tylko ignorant, dla którego liczy się zaspawanie dziury zusowskiej czym tylko się da. Nawet pieniędzmi wyciągniętymi od artystów, którzy zawsze klepali w Polsce biedę. I nie mam na myśli celebrytów, którzy mają się jak pączki w maśle i ta zmiana niewiele ich obejdzie. Mam na myśli całe rzesze normalsów, którzy żyją z miesiąca na miesiąc za to, co stworzą i odtworzą i nie myślą, że coś na emeryturze ich czeka, bo nie wierzą w żadne emerytury. O wolnych ludziach, którym rząd resztki wolności chce wydrzeć. Mało nas na tej ziemi umęczonej, coraz mniej.