2 grudnia 2024

loader

Jak budżetówka walczy o przeżycie – służba zdrowia

25 kwietnia był nie tylko dniem zawieszenia strajku nauczycieli, porażki tej grupy zawodowej w konfrontacji z rządem Prawa i Sprawiedliwości. Tego samego dnia w Łodzi miało miejsce coś niezwykle ciekawego i obiecującego – wspólna, oddolna akcja nauczycielek, muzealników, urzędników i pracowników Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej, kadr sądowych i pracowników prokuratur. Łódzka demonstracja była dla nas pretekstem, by przyjrzeć się sytuacji w różnych sektorach budżetówki – a w wielu narasta gniew.

Wyraz temu dają organizatorzy demonstracji w facebookowej zapowiedzi wydarzenia. Na stronie o wymownej nazwie Zaniedbani i Pomijani stwierdzają, że pracownicy budżetówki są grupą dla rządu niewidoczną. Nikt z elity nie rozumie, że „bez pracowników sądów i prokuratur nie ma wymiaru sprawiedliwości. Bez muzealników i bibliotekarzy nie ma pamięci, tradycji – wszystkiego, co czyni z nas wspólnotę. Bez nauczycieli nie ma szkół. Bez urzędników nie ma administracji rządowej oraz lokalnej. Jednym słowem – bez nas nie ma przeszłości, teraźniejszości oraz przyszłości!”.
Budżetówka to również służba zdrowia – w niej kolejny protest rozpoczął się 7 maja. Ponad rok temu cała Polska patrzyła na strajkujących rezydentów; teraz prawdę o swojej pracy spróbują przekazać społeczeństwu fizjoterapeuci. To wykwalifikowani specjaliści po studiach wyższych, tymczasem w publicznej służbie zdrowia mogą liczyć na zarobki rzędu 2200-2400 zł brutto. Nic dziwnego, że chętnych do pracy w szpitalach brakuje i ci, którzy tam (jeszcze) pracują, są obciążeni nad miarę.

O położeniu tej grupy zawodowej i planach protestu opowiedział Portalowi Strajk dr Tomasz Dybek, przewodniczący Zarządu Krajowego Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Pracowników Fizjoterapii oraz wiceprzewodniczący Rady Branży OPZZ „Usługi Publiczne”.

Jak wyglądały dotychczasowe rozmowy fizjoterapeutów z rządem?
Minister obiecał na spotkaniu 21 stycznia podwyżki dla grup pominiętych we wcześniejszych porozumieniach w służbie zdrowia. Przyznał przy tym, że zarobki fizjoterapeutów są śmieszne – zarabiamy od 1600-1800 złotych na rękę po studiach magisterskich. W dodatku fizjoterapeuci do tego czasu uczestniczyli czynnie w bardzo wielu akcjach, w tym w proteście głodowym rezydentów. A więc wzburzenie wśród naszego zawodu było już 21 stycznia bardzo wysokie.
Ale podwyżek nie dostaliście.
Tak, na deklaracji ministra się skończyło.
Co z tym dalej zrobicie?
Każdy fizjoterapeuta, nie tylko związkowcy, literalnie wszyscy biorą udział w akcji „Maj bez Fizjo – wystarczy chcieć”. Na 7 maja zaplanowaliśmy akcję ogólnopolską o nazwie „Fizjoterapeuci Pacjentom” – będziemy oddawać krew i zanosić czekoladę oraz upominki do Domów Dziecka. Od ósmego maja do odwołania będzie trwać akcja „Nie chodzimy na skróty, ratujemy system”, będzie to akcja w stylu protestu włoskiego.
Czego żądacie od rządu?
Naszymi postulatami są: podwyżki w wysokości 1600 złotych na wzór lekarzy, pielęgniarek i ratowników, zwiększenie wyceny świadczeń gwarantowanych przez fizjoterapeutów, po trzecie urlopy szkoleniowe, po czwarte podwyżka dla innych zawodów medycznych, które zostały wykluczone przy wcześniejszych porozumieniach.
Mówię o elektroradiologach, psychologach, logopedach, diagnostach – my wszyscy na tym samym poziomie zarabiamy i będziemy solidarnie walczyć o godną płacę.
A jeśli wasz protest, prowadzony w tak niecodziennej formie, nie poskutkuje?
W połowie maja, ogłosimy to w odpowiednim czasie, będzie miała miejsce akcja o nazwie „Dbamy o zdrowie, gdy zawodzi”. Zainteresowani naszym protestem sami sobie odpowiedzą, co robią w momencie, gdy ich zdrowie zawodzi.
Czy szacowaliście, jaką sumę musiałby wygospodarować rząd na spełnienie waszych postulatów? Co odpowiecie, gdy minister zdrowia załamie ręce i stwierdzi, że nie ma pieniędzy?
W tym momencie fizjoterapeutów z prawem wykonywania zawodu jest w Polsce około sześćdziesięciu tysięcy, z czego około połowy pracuje w ramach Narodowego Funduszu Zdrowia.Wygospodarowanie dla nas podwyżek, jakie dostały pielęgniarki, i na zasadach wynegocjowanych w 2015 r., czyli w czterech ratach po 400 zł, nie spowoduje budżetowej katastrofy.

Pod względem liczby lekarzy Polska zajmuje ostatnie miejsce w Unii Europejskiej. Z raportu Health at a Glance 2018, przygotowanego dla krajów europejskich przez OECD i KE wynika, że w najtrudniejszej sytuacji znalazła się podstawowa opieka zdrowotna. Odsetek lekarzy rodzinnych – na tle innych krajów UE – jest dramatycznie niski i wynosi zaledwie 9 procent spośród wszystkich specjalistów! Mniej ma tylko Grecja – 5 procent.
Według autorów raportu w Polsce na 1000 mieszkańców przypada średnio 2,4 lekarza. Przed nami jest Rumunia i Wielka Brytania – 2,8, średnia europejska wynosi – 3.8. Austria ma wskaźnik 5,1; Czechy, kraj o podobnych historycznych zaszłościach jak Polska, również wypada dużo lepiej z wynikiem 3,7.
Średnia wieku lekarzy sama w sobie jest dowodem zbliżającej się katastrofy. Wśród lekarzy specjalistów wynosi ona aż 54 lata, natomiast niewyspecjalizowanych 52. W 2017 roku odsetek lekarzy pracujących i jednocześnie znajdujących się w wieku emerytalnym wynosił 17 proc.
Przeciętne zarobki dla zatrudnionego w publicznym szpitalu na umowę o pracę lekarza z wieloletnim stażem około 4 do 4,5 tys. zł brutto miesięcznie. W innej sytuacji są natomiast młodzi lekarze-rezydenci, którzy walczyli już o podwyżki i zmianę systemu pracy, także stosując drastyczne formy protestu, jak 29-dniowy strajk głodowy, który miał miejsce w stołecznym Dziecięcym Szpitalu Klinicznym w Warszawie. Na koniec podpisali porozumienie, ale działaniami rządu są rozczarowani. Twierdzą, że obiecane podwyższanie nakładów na służbę zdrowia – do poziomu 6,8 proc. PKB do 2024 roku – idzie tak powoli, że może nigdy się nie ziścić.
Rezydenci i rezydentki ostrzegli strajkujące kadry oświaty, by walcząc o podwyżki zachowywać czujność i nie dawać się zwieść. Pisali: „Drodzy Nauczyciele, po 14 miesiącach od porozumienia nadal gros szpitali nie wypłaca podwyżek. Wczoraj, w 12h lekarze zgłosili nam 67 takich szpitali”. Sami również planują na 1 czerwca demonstrację o nazwie „Czas na zdrowie!”. Będą upominać się o to, co już raz, we wspominanym porozumieniu, im obiecano.

 

Wojciech Łobodziński

Poprzedni

Logika w wydaniu Tuska

Następny

Odeszła kolejna Pani DD

Zostaw komentarz