Naród kombinuje jak może, ale cały czas jakby nie dowierzał, że trzeba się z władzą wziąć za bary i kto żyw, jąć przypominać sobie, jak dekodować władzy przekaz. To, że minister mówi że dobrze, czytać należy: niedobrze. To, że wszystko idzie po naszej myśli, rozumieć dokładnie odwrotnie. Bo każdy, kto ma władzę, niechaj budzi w Was, Polacy, głęboką odrazę.
Byłem wczoraj na basenie miejskim z córką, na lekcji pływania. Na własne oczy widziałem, jak sprawnie i bezkolizyjnie przebiega proces, jak to ujął mój kolega z kapeli na K. “apartheidu”, względem zaszczepionych i niezaszczepionych. Sam, dzień wcześniej, przyjąłem drugą dawkę Astry i mogę się poszczycić tym, że obyło się to u mnie bez najmniejszych dolegliwości somatycznych. Tłumaczę to sobie i innym, ponadstandardową odpornością organizmu na substancje obce doń wprowadzane, głównie za pomocą górnych dróg oddechowych i układu pokarmowego.
Na basenie, jak to na basenie, są przygody. A w taką aurę jak wczoraj, to już obowiązkowo. Deszcz lał jak oszalały, więc naród postanowił uciec na pływalnię. Na wejściu, na dzień dobry, przekroczono dopuszczalną liczbę kąpiących się, bo przecież obowiązują limity, a żoliborska administracja basenowa bardzo w tym względzie wyczulona na prawo i sprawiedliwość. Czekali więc pechowcy, którzy nie załapali się na wejście, karnie, w ogonku, aż ktoś opuści szatnię, żeby móc zająć jego miejsce. Do czasu, kiedy recepcjonistka ogłosiła, że ci, którzy są zaszczepieni i mają zaświadczenie papierowe albo QR kod w telefonie, mogą wejść bez kolejki. Nie minęła minuta, a już jeden człowiek żądał rozmowy z kierownikiem. Drugi wertował regulamin, żeby znaleźć podstawę prawną. Trzeci pisał skargę, a inni wygrażali rządzącym od najgorszych. Wszyscy oczywiście stłoczeni w ciasnym korytarzu, jeden za drugim, stoją przy sobie i chuchają, każdy każdemu, w kark. Teoretycznie więc jest tak, że jeśli osiągnie się 50 proc. zajętości miejsc i po tym fakcie będzie można wpuszczać na obiekt wyłącznie zaszczepionych, gdy zgłosi się z zamiarem wejścia 60 proc. zaszczepieńców, trzeba będzie ich przyjąć tak czy inaczej, mimo że rachunek wyniesie 110 proc. obłożenia. Rozumiecie Państwo tę kwadraturę koła? No właśnie, tylko premier Morawiecki może to objąć swoim umysłem. Tymczasem martwią się ci wszyscy, którym rząd aż tak łatwo nie odpuszcza. Co tu robić, żeby wyjść na swoje, kiedy możemy wpuścić tylko tyle, żeby nie dołożyć do interesu. Można oczywiście wpuszczać tylko zaszczepionych, ale tych i tak nie będzie aż tylu, żeby na nich zarobić. Najlepiej Najprościej, należałoby wpuszczać każdego, kto chce, ale formalnie się nie da. No właśnie, formalnie. Od początku tokowałem w rozmowach prywatnych, że jest bardzo prosty sposób, żeby pobić rząd ich własną bronią. Jest bowiem tak, że rząd nakłada obowiązek rozróżniania zaszczepionych od niezaszczepionych na organizatorach imprez lub administracji obiektu. Ci z kolei, nie mają żadnych prawnych ani technicznych możliwości, żeby zaświadczenia o szczepieniu weryfikować. Przecież można odbić sobie byle jaki QR kod na powielaczu, dopisać na komputerze nazwisko i dobra nasza. Wiedzą to i organizatorzy i konsumenci. Rząd udaje, że problemu nie ma, choć może prawda jest dużo bardziej brutalna; rząd najzwyczajniej jest ślepy i głuchy, gdyż właśnie tacy ludzie go tworzą; ślepi i głusi na głos obywateli. Tym samym, nie zostawiają rządzacy ludziom wyboru. Jeśli nie można sprawdzić prawdziwości lub fałszywości oświadczeń zaszczepieńców, a jednocześnie nie chce się zbankrutować przez narzucony domiar, trzeba robić, co każą i falandyzować prawo jak się da. Ot, jeden z organizatorów naszego, plenerowego koncertu, gdzie, przypomnijmy, wciąż obowiązują limity 250 osób na sztukę, na stronie internetowej, za pomocą której sprzedaje bilety, napisał, że pula 250 “wolnych” wejściówek wyczerpała się, i każdy, kto zdecyduje się zakupić bilet, z automatu oświadcza, że jest osobą zaszczepioną. Przepisy nie precyzują bowiem, w jaki sposób sprawdzć prawdomówność Polaków. Trudno więc domagać się, aby organizatorzy imprez masowych, traktowali swoich współbraci jako kłamców i oszustów, wszak wszyscy Polacy, to jedna rodzina.
Jak na razie, nie ma lewara na takie obchodzenie prawa. Człek składa oświadczenie woli, prawdziwe, czy nie, organizator sprawdzić nie może, bo łamie choćby przepisy RODO. A ci wszyscy, którzy chcą być świętsi od papieża i zamierzają zaglądać w dowody i QR kody Polaków, niechaj się martwią i dumają, jak zrobić tak, żeby było zgodnie z prawem i prawdą, bo Państwo im w tym nie dopomoże. Ja, w każdy razie zachęcam do jak najszerszego prawa obchodzenia, gdyż jest skrojone pod rządzących a nie pod zwykłych ludzi. A to zupełnie nie moja optyka.