Każdy kryzys ideowy jest też zawsze kryzysem kierownictwa. A ten zazwyczaj ma swe źródło w wykształceniu i sposobach myślenia. Duża część lewicy zatrzymała się niestety na poziomie myśli Keynesa i różnych pomysłów-cud speców od MMT, jak np. bezwarunkowy dochód podstawowy. Dlaczego? Ponieważ na wszelkiego typu partyjnych szkoleniach, szkołach letnich itd. od lat dominują „lewicowi” ekonomiści, którzy w porywach są właśnie keynesistami. Marksistów lub teoretyków krytycznych tam nie uświadczycie. Poza kapitalizm nie wyjdziecie.
Włożono olbrzymi wysiłek w to, aby lewicowi działacze nie umieli myśleć poza kapitalizmem. Socjaldemokracja skutecznie wylansowała bardzo liberalne i prokapitalistyczne myślenie. W efekcie czytamy dziś w różnych źródłach, jak różni politycy lewicy (często nawet bardzo zasłużeni i godni szacunku) za najważniejsze uważają, by w czasie kryzysu ludzie mieli pieniądze do wydawania na rynku, by go stymulować i podtrzymywać jego funkcjonowanie.
Już abstrahując od tego, jak żałosna jest to pozycja dla lewicy, jeśli zaczyna ona z pozycji „musimy stymulować rynki i konsumpcjonizm by działały jak dawniej!”, to trzeba też podkreślić, że jest to w tym momencie wybitnie krótkowzroczna i realnie bardzo szkodliwa filozofia. Bo na już, na teraz potrzebujemy przede wszystkim stabilnych miejsc pracy, które zamortyzują lawinowe bezrobocie i pozwolą uniezależnić państwa od wahań na światowych rynkach. Kryzys nie skończy się za dwa miesiące. Państw nie stać ,by bez ingerencji w produkcję nastarczyć za wymogami giełd i rynków. Budżet państwa nie powstrzyma globalnych zmian i odwrotu kapitału. Państwa nie są też od ratowania prywatnej własności, która wybitnie się nie sprawdza. Społeczeństwo musi być ponad kapitałem – czas więc skończyć z myśleniem, że państwo to sługa rynków, który musi je wiecznie zadowalać.
Stąd też potrzeba nacjonalizacji kluczowych sektorów gospodarczych
– o czym ostatnio mówiła już nawet Wiceszefowa Komisji Europejskiej – i zabezpieczenia produkcji przez aktywność gospodarczą państwa i tworzenie uczciwych, dobrze płatnych miejsc pracy. Zasiłek w wysokości 1000 złotych (mniej więcej głodowa renta) i pobudzanie bieda-konsumpcji nie podtrzyma żadnej gospodarki. To przepis na społeczeństwo rodem z koszmarnej dystopii, gdzie rzesze biednych żyją już tylko po to, aby wydawać swe ochłapy na śmieciowe jedzenie. Potrzebny jest przepis na życie po kapitalizmie. Bo chyba nie kupiliście tego kitu, że miejsca pracy tworzą wyłącznie sami prywatni przedsiębiorcy w porozumieniu z rynkami i inaczej się nie da?
Jest źródło tych idei. Cały pomysł, że można stworzyć zrównoważoną gospodarkę manipulując samym pieniądzem i samą redystrybucją ma źródło w konkretnych, głęboko prokapitalistycznych, założeniach. Jednym z nich jest założenie, że nie ma dużego kryzysu gospodarczego (jaki mamy) i produkcja oraz handel są w miarę stabilne. Innym założeniem jest założenie, że produkcja oraz własność są świętością zarezerwowaną wyłącznie dla prywatnej własności. Przypomnijmy: keynesizm był szkołą zmierzającą do zadowolenia części klasy pracującej na zasadach kapitalizmu. Zgodnie z tym podejściem państwo/spółdzielnie itd. nie mogą bawić się we właściciela, a najwyżej interweniować w oparciu o zebrane podatki i zmniejszać bezrobocie, czy rozdawać trochę świadczeń. Keynes nigdy nie krytykował hegemonii kapitału, kapitalistycznego niszczenia planety, nie miał też żadnego przepisu na lepsze życie dla krajów-kolonii poddawanych imperialistycznemu drenażowi. Takie są fundamenty keynesizmu: z założenia bardzo zachowawczej, prokapitalistycznej i totalnie przedpotopowej szkoły w obliczu wyzwań przed którymi dziś stoimy. Niedaleko od tej szkoły znajdują się i inne, które w państwie widzą wyłącznie regulatora procesów kapitalistycznych.
Znaczna część ideologów stojących za promowaniem tych rozwiązań to dziś ostatnia deska ratunku dla kapitału i kapitalistycznych rynków. Lewicowa opozycja, która w najodważniejszych porywach chce rozdawać zasiłki i robić wszystko, by ratować rynki (ich popyt i podaż na dotychczasowych warunkach) to przeciwnik idealny, to po prostu przyjaciel ekspertów od Adama Smitha. Część ze zwolenników podobnych rozwiązań bardzo niesłusznie uchodzi też za głębokich, lewicowych radykałów. Wśród nich jest np. Janis Warufakis, który swego czasu, jeszcze jako minister finansów Grecji, sam w ramach pakietu reform proponował Trojce „standardowe thatcherystowskie i reaganowskie rozwiązania”, by następnie ze swymi socjalliberalnymi pomysłami uchodzić za skrajną lewicę i robić zadziwiająco skuteczną karierę.
Rynki i giełdy trzeba w ich społecznej roli stopniowo zastępować.
Musimy eliminować ich szkodliwy wpływ na Ziemię, a nie bawić się w podtrzymywanie ich dotychczasowej działalności różnymi chwilówkami. Kapitał w roli władcy po prostu się nie sprawdza. Gospodarką przyszłości jest gospodarka centralnie sterowana z kontrolą prywatnej własności. To musi się odbywać w społeczeństwach dbających o realizację celów społecznych (niekapitalistycznych) i posiadających bezpośredni wpływ na kształt, cele oraz sposób produkcji. Tymczasem manipulacja samym zrodzonym przez kapitalizm pieniądzem, by osiągnąć pewne minimalne zdobycze przy zachowaniu pełnej władzy rynków to kompletne nieporozumienie i podporządkowanie kapitalistycznemu niszczycielstwu.
Środki z budżetu państwa są po to, aby wejść na rynek i przejąć upadające firmy: z korzyścią zarówno dla pracowników, jak i globalnego układu sił, gdzie zbyt długo dominowali już wyłącznie spekulanci i reprezentanci prywatnych akcjonariatów. Polityka socjalistyczna jest natomiast polityką, która gwarantuje każdemu dobrze płatną i społecznie użyteczną pracę, jednocześnie szybko skracając jej czas i nie tworząc przy tym w społeczeństwie podziału na ludzi sprowadzonych do roli biernych bieda-konsumentów oraz na wybrańców, których rynki jeszcze uważają za godnych posiadania jakiejś kapitalistycznej pracy na rzecz katastrofy klimatu. Naprawdę każdy jest potrzebny. Być może nie z perspektywy kapitału, który woli zatrudniać najtaniej i kieruje nas ku planetarnej katastrofie… Ale z perspektywy interesu i potrzeb ludzkości? Jak najbardziej.
Wyjście poza pułap oczekiwań rynków i doktryn redystrybucjonistycznych to jedno z kluczowych wyzwań, przed jakimi stoimy. Marzenia o rentierstwie w starym systemie to szkodliwa mrzonka. Inaczej cała reakcja na kryzys będzie wypłatą głodowych świadczeń i modłami przed ołtarzykiem świętych giełd. A one już tu nie wrócą. I nawet nie powinniśmy tego chcieć. Bo rola uprzywilejowanego beneficjenta światowych procesów destrukcji i wyzysku to raczej nie jest element lewicowej wrażliwości. Poważne, lewicowe rozwiązania zaczynają się od Marksa.