Z inicjatywy PiS został do Sejmu skierowany projekt ustawy zakładającej odwleczenie wyborów samorządowych z jesieni 2023 r. na wiosnę 2024. Pomysł ten, jak łatwo było przewidzieć, nie znalazł uznania wśród opozycji.
Krytyczną jego ocenę przedstawiły m.in. dwa zespoły ekspertów Fundacji im. Stefana Batorego. Podkreślają oni, że rzeczony projekt ustawy został wprowadzony w pośpiechu, bez konsultacji i „prób zbudowania szerokiego porozumienia partyjnego”, co szewca Fabisiaka akurat nie dziwi. Poważniejszym argumentem podnoszonym przez ekspertów jest naruszenie konstytucyjnej zasady kadencyjności bez odpowiedniego uzasadnienia. Szewc Fabisiak zwraca uwagę, że uzasadnienie jednak było tyle tylko, że diabła warte. Takie mianowicie, że wybory samorządowe zbiegłyby się w czasie z parlamentarnymi.
Owo zbiegnięcie się dostrzegają także fundacyjni eksperci, jednak w zamian proponują inne, równie sensowne rozwiązanie. Otóż optują oni za tym, aby zamiast przedłużać kadencję samorządów skrócić kadencję Sejmu. Byłoby to zgodne z konstytucją, jako że Sejm może sobie skrócić kadencję. Natomiast okresu działania samorządów nikt z góry nakazać nie może. Eksperci twierdzą jednak, że przy jednoczesnych wyborach mogłyby powstać problemy z rzetelnym przygotowaniem procesu wyborczego, rekrutacją członków obwodowych komisji wyborczych oraz kontrolą finansowania kampanii wyborczych. Nie mówią o tym, choć niektóre osoby tak uważają, że równoczesne głosowanie na kilka list byłoby dla niektórych wyborców zadaniem zbyt intelektualnie skomplikowanym i mogłoby ich dodatkowo zniechęcić do udziału w wyborach. Zdaniem szewca Fabisiaka może być wręcz odwrotnie. Sporej grupie wyborców bardziej zależy na tym kto w ich gminie będzie burmistrzem i działał w organach samorządowych, niż brylował w Sejmie czy Senacie. A skoro już taka osoba pojawi się w lokalu wyborczym, to niejako przy okazji będzie mogła zagłosować także na posłów i senatorów.
Ponadto równoczesne przeprowadzenie wyborów to także niższe koszty, co może potwierdzić każda osoba umiejąca liczyć. W niektórych krajach takie wybory są zjawiskiem normalnym. W ostatnim czasie takie wybory miały miejsce w Angoli, gdzie jednocześnie wybierano parlament i prezydenta a w Kenii dodatkowo jeszcze burmistrzów gmin. Czy tego co jest możliwe w Afryce nie da się zastosować w Polsce? – pyta retorycznie szewc Fabisiak.
Pozostaje do ustalenia tylko po co PiS-owi opóźnienie wyborów samorządowych. Można by tu snuć różne domysły, jednak zdaniem szewca Fabisiaka pisowcy mogą obawiać się jednoczesnej utraty władzy na wszystkich szczeblach. Gdyby wygrali wybory do Sejmu, to mniejszą wagę przywiązywaliby do wyborów samorządowych. Gdyby jednak stało się odwrotnie, to wówczas cała machina propagandowa i finansowa poszłaby na uzyskanie jak najlepszego wyniku w wyborach samorządowych, zwłaszcza tam, gdzie mocna jest opozycja. Mogą liczyć na to, że w przypadku przejęcia rządów przez opozycję nie da sobie ona w ciągu jednego roku rady uporać się z problemami otrzymanymi w spadku po poprzedniej władzy. Można by wówczas gromko wołać: Wyborcy, popatrzcie co oni zrobili przez ten rok. Czy chcecie, aby tak samo nieudolnie rządzili na waszym terenie?
Całe to zamieszanie wokół wyborów samorządowych jest skutkiem ich upolitycznienia, Głosuje się bowiem na partie i rozmaite często ukrywające partyjny rodowód komitety wyborcze, a nie na konkretnych ludzi. Szewc Fabisiak może podać konkretny przykład ze swojej gminy, gdy kandydatka mająca całkiem sensowny program w zakresie edukacji nie została wybrana, ponieważ jej lista nie znalazła poparcia wśród wyborców. A ile było i najprawdopodobniej będzie takich przypadków w całej Polsce?