8 listopada 2024

loader

Kto dziś rządzi Polską?

Na to pytanie odpowiada Marek Migalski w rozmowie z Justyną Koć (wiadomo.co)

Justyna Koć: Jarosław Kaczyński, Zbigniew Ziobro, posłanka Siarkowska czy służby specjalne?

MAREK MIGALSKI: Nikt dziś nie rządzi, Polska jest jedynie administrowana przez ekipę PiS-u i jest miejscem rozgrywki tych wszystkich sił, o których pani powiedziała. To wojna wszystkich ze wszystkimi w obozie władzy, natomiast to już nie jest rządzenie, tylko administrowanie, i to masą upadłościową. Długo wyborcy opozycyjni czekali na ten moment, kiedy ten statek o nazwie PiS będzie szedł na dno i chyba się doczekali.

Także w samej ekipie rządzącej już nikt o rządzeniu nie myśli, tylko raczej o administrowaniu i szykowaniu się na oddanie władzy albo przygotowywaniu się na nieoddanie władzy w mniej lub bardziej niedemokratyczny sposób.

W Polsce nie ma rządu, co widać w odniesieniu do najważniejszych spraw, czyli kwestii polityki zagranicznej, kwestii walki z pandemią, kwestii ekonomicznej, czyli ładu ekonomicznego, widać, że to kraj, w którym nikt już nie decyduje.

Także tak surowo ocenia pan działania rządu w kwestii Ukrainy i kryzysu na Wschodzie?

Tak, bo to jest też bezrząd, a nawet już anarchia. Obóz rządowy z jednej strony zapowiada wysłanie Ukraińcom amunicji, za chwilę są rozmowy na najwyższym szczeblu między prezydentem Dudą a Zełenskim, a z drugiej strony premier uczestniczy w spotkaniu antyeuropejskich, antyunijnych, prorosyjskich i proputinowskich faszystów.

To nie jest żadna polityka i oznacza, że nie jesteśmy żadnym partnerem do rozmów, a polityka, którą prowadziliśmy przez wiele lat, jest de facto zablokowana. To była polityka wspierania niepodległości Ukrainy. Skoro PiS tak bardzo lubi się powoływać na słowa św. pamięci prezydenta prof. Lecha Kaczyńskiego, to powinien wiedzieć, że był to jeden z fundamentów prowadzenia przez niego polityki. Przy tej ekipie raz jest tak, a za chwilę może być inaczej.

BBC podaje, że ma powstać sojusz Wielkiej Brytanii, Polski i Ukrainy. To realny scenariusz?

Jeśli miałaby powstać taka oś, to gdzie tu jest UE i w jaki sposób? Gdyby tak rzeczywiście było, to oznaczałoby, że Polska dała się wmanewrować, bo Brytyjczycy za kanałem mogą tworzyć sobie wszelkie możliwe sojusze, bo ich to nic nie kosztuje, natomiast to by oznaczało osłabienie Ukrainy i narażenie Polski na osamotnienie w słusznej walce o niepodległość Ukrainy.

To by oznaczało, że znowu wyciągnięto nas z UE w jakąś kompletnie egzotyczną oś Londyn-Warszawa-Kijów.

Gdyby to okazało się prawdą, pokazałoby to kompletną amatorszczyznę polityki zagranicznej, bo zamiast opierać się o Waszyngton, Brukselę i inne stolice unijne, budowalibyśmy coś, co jest godne „myślicieli” w Pałacu Prezydenckim, czyli teoretyków jak Szczerski, Soloch czy inni, którzy specjalizują się w tworzeniu takich wirtualnych bytów jak Trójmorze.

Jak ocenia pan spotkanie w Madrycie premiera Morawieckiego z antyeuropejskim partiami? Sam określił to twierdzeniem, że „pokazaliśmy, że jest inna przyszłość dla Europy”.
Jak najgorzej. Jeśli można użyć stwierdzenia nadużywanego przez PiS, czyli zdrada dyplomatyczna albo Targowica, to to jest dokładnie ten moment, kiedy należałoby użyć tych stwierdzeń wobec PiS-u. Nie ma zbyt mocnych słów, żeby krytykować to, co zrobił premier Morawiecki, bo to jest sojusz z partiami, które chcą de facto rozwiązania UE, bo dla nich tylko pewnym parawanem jest mówienie o Europie ojczyzn, tak naprawdę chcą remontować Unię.

I potrafiłbym to zrozumieć, gdyby Morawiecki był nacjonalistą niemieckim albo francuskim – wówczas być może zabawa w koncert mocarstw nie byłaby najgorszym rozwiązaniem. Ale jak jest się Polską i leży się tam, gdzie się leży, to rozwiązywanie UE wypełnia wszelkie znamiona zdrady narodowej, a już na pewno zdrady dyplomatycznej.

Dzisiaj jedynym państwem, które zagraża naszemu istnieniu, jest Rosja, a premier w obliczu inwazji rosyjskiej na Ukrainę zawiązuje sojusz z miłośnikami Putina, zatem tego nie da się określić łagodniej, niż tymi słowami.

Poseł Ardanowski mówi, że sprawę Pegasusa trzeba wyjaśnić i że nie jest sam, zatem rośnie grono buntowników na pokładzie rządzących. Czy wierzy pan, że rzeczywiście część posłów PiS mogłaby poprzeć np. komisję śledczą?

Wierzę w to, ponieważ to jest w ich interesie. To nie jest nagły przypływ myślenia o demokracji i standardach, które powinny obowiązywać w polityce, tylko dbanie o własna skórę, bo tak jak mogli być inwigilowani politycy opozycji, mogli być inwigilowani politycy PiS-u i przy następnej kadencji ofiarą pisowskich służb specjalnych mogą paść oni. W tym znaczeniu wierzę, że ten bunt jest możliwy, bo ludzie zaczynają się bać swoich przywódców.

To podobna sytuacja do tej z Gowinem; oni przez wiele lat budowali państwo, które dziś może zacząć ich atakować. Ardanowskiego nie jest mi kompletnie żal, bo to oni przez 6 lat głosowali za panią Przyłębską, Pawłowicz i panem Piotrowiczem w TK, za dwoma miliardami na PiS-owską szczujnię zwaną dla żartu mediami publicznymi. Przypomnę, że WOŚP przez 30 lat swojej działalności łącznie zebrała mniej, niż PiS z przystawkami coroczne przeznacza na TVP.

Ci politycy po prostu przestraszyli się, że machina, którą skonstruowali, która wydawało się będzie bić po głowie tylko politycznych przeciwników zaczyna również bić ich.

Dodałbym jeszcze do tego obrazka pana Święczkowskiego, który właśnie zapowiedział, że będzie startował do TK na sędziego, bo to by oznaczało coś jeszcze szerszego i głębszego analitycznie, niż tylko strach PiS-owców przed staniem się ofiarą tego potwora. To ucieczka z tonącego okrętu, a to oznacza, że oni rozumieją, że ich czas się kończy i uciekają – albo jak Gowin w stronę opozycji, jak Ardanowski w rzekomą niezależność, czy Święczkowski szukający immunitetu, który będzie mu gwarantowany jako sędziemu TK.

Opisałbym ten proces w dwóch porównaniach: to harcowanie myszy albo brutalniej, to ucieczka szczurów z tonącego okrętu. To jest ciekawe, bo dobitnie pokazuje, że władza idzie na dno i nie dowodzą tego tylko publikowane od czasu do czasu sondaże, to nie jest przeświadczenie mniej lub bardziej wnikliwego politologa, tylko sami PiS-owcy to czują. To jest ostatnie kilkanaście miesięcy rządzenia i trzeba zacząć zastanawiać się, co dalej. Ten odór gnicia będzie coraz silniejszy, a nagłych oświadczeń i oświeceń będzie coraz więcej, także wśród publicystów, którzy nagle znajdą w sobie odwagę do krytykowania PiS-u.

Prof. Monika Płatek w ostatniej rozmowie powiedziała mi, że byłaby gotowa zaakceptować amnestię dla skruszonych przedstawicieli władzy. A pan?

Nie będę mówił o swoich odczuciach, natomiast rzeczywiście gdyby zastosować instytucję świadka koronnego, bo tak to trzeba ocenić, to może mieć ona równie druzgocący efekt dla politycznej mafii, jak dla tej kryminalnej. W tym znaczeniu wysłanie takiego sygnału do ludzi dziś sprawujących władzę, że mogą w ten sposób ratować własną skórę w zamian za pogrążenie mocodawców, byłoby skuteczne.

Czy kondycję PiS także dobrze odczytuje opozycja? Mam na myśli weekendowe konwencje programowe. Lewica zapowiedziała, że żadnej współpracy z PiS, tylko wspólna praca opozycji, PO pokazała program, i to już nie 3×15, a raczej nastawienie na odbudowę wspólnoty. Zatem czy programowo i taktycznie to dobry ruch i dobry czas?

Co do programu – rzeczywiście jest tak, że przeciwnika politycznego najlepiej pokonać, przejmując część jego haseł. Tak się robi na całym świecie, niektórzy to krytykują, ale tak się dzieje. Zatem nie zdziwiłby mnie ten zwrot w kierunku solidaryzmu i akceptacji rozbudowanej polityki społecznej. To byłoby uspokojenie wyborców PiS, że po dojściu opozycji oni nie stracą tego, co dostali od PiS-u. Oceniam to zatem jako przemyślane działanie.

Co do strategii, to rzeczywiście mam wrażenie, że liderzy anty-PiS też rozumieją, że to jest ten moment, kiedy fortuna zaczyna się do nich uśmiechać.

Dlatego też zaczęła się nowa wojna na opozycji, bo jest się wreszcie o co kłócić i co dzielić, skoro PiS kruszeje.

Justyna Koć Justyna Koć

Poprzedni

Gorycz Hłaski

Następny

48 godzin sport