Pewne historyczne wydarzenia powtarzają się wielokrotnie, ale nie koniecznie jako tragedia, a później farsa, także jako nadzieja.
„Gazeta Krakowska” w pierwszej dekadzie grudnia 1981 roku opublikowała za prof. Jerzym Wiatrem cztery możliwe scenariusze rozwoju aktualnej sytuacji w Polsce: pierwszy – powrót do stanu sprzed Sierpnia (prawdopodobieństwo zaistnienia najniższe); drugi – przeciwnicy socjalizmu przejmują władzę (nieco wyższy stopień prawdopodobieństwa); trzeci – długotrwałe rządy wojskowe (wariant o stopniu prawdopodobieństwa wyższym, niż dwa poprzednie) i czwarty – porozumienie i rezygnacja partii z monopolu władzy (prawdopodobieństwo najwyższe) – cytuję za M. Rakowski, „Dzienniki polityczne 1981-1983”. Przebieg wydarzeń w tamtym czasie żadną miarą nie wskazywał na spełnienie się czwartego scenariusza, a jednak tak się stało.
„Mamy do czynienia
– pisał w Onecie Sławomir Sierakowski 14 Sierpnia – z trzecią fazą protestu. Pierwsza to były nocne demonstracje po ogłoszeniu zwycięstwa Łukaszenki, brutalnie tłumione. Druga to prewencyjna przemoc milicji, bicie kierowców i masowe aresztowania. Zastraszenie się nie udało, dzięki kobietom, które wtedy przejęły protest. To był najtrudniejszy moment. Gdyby nie wyszły na ulice – a tylko one się odważyły! – byłoby po sprawie. Kobiety ośmieliły…Zaczęły się strajki największych fabryk, kluczowych dla gospodarki, zatrudniających po kilka-, kilkanaście tys. robotników. Z kobietami, lekarzami i robotnikami OMON nie wie, co ma robić. Nawet nie próbuje. Tym bardziej, że zaczęły się coraz liczniejsze odejścia funkcjonariuszy.”
Odrodzenie narodowej tożsamości
Białorusinów, podobnie jak i innych narodów w tej części Europy, przypadają na wiek XIX i początki XX co zaowocuje powołaniem w marcu 1918 roku Białoruskiej Republiki Ludowej. Ten bardzo krótko istniejący twór państwowy, z którym Józef Piłsudski wiązał, podobnie jak z Ukraińską Republiką Ludową, nadzieję na stworzenie kordonu sanitarnego wobec bolszewickiej Rosji, zakończył ostatecznie swój żywot po traktacie ryskim, w którym tereny białoruskie przypadły Polsce i Białoruskiej SRR. Po II wojnie światowej będąca częścią ZSRR Białoruś, podobnie jak Ukraina, stała się pełnoprawnym członkiem ONZ, co oczywiście w żadnym stopniu nie oznaczało jej niepodległości. Co prawda Deklaracja suwerenności została uchwalona przez Radę Najwyższą Białorusi w 1990 roku, ale rzeczywistą uzyskała dopiero po Układzie białowieskim w grudniu 1991 roku, kiedy to przestał istnieć ZSRR.
Symbolami odrodzonego państwa
stały się biało-czerwono-biała flaga i herb Pogoń białoruska (w nawiązaniu do czasów BRL), ale tylko do 1996 roku gdy doszło do zmiany Konstytucji, powrotu poprzedniej flagi państwowej, na której gwiazdę zastąpił ludowy szlaczek, jednak w starym-nowym herbie czerwona gwiazda została. Dużo jednak ważniejszym był rozpoczęty i rozwijający się proces łamania konstytucji, praw człowieka i zasad demokracji, ograniczania politycznej opozycji, łącznie z likwidacją jej przedstawicieli. Wg licznych informacji, także rosyjskiego Centrum Badania Opinii Publicznej im. Jurija Lewady kolejne wybory prezydenckie były fałszowane. Republika Białorusi za sprawą Aleksandra Łukaszenki, pełniącego przez kolejne 26 lat funkcję prezydenta stała się państwem quasi-autorytarnym.
Aleksander Łukaszenka
doszedł do władzy w latach dziewięćdziesiątych na fali protestów przeciw złodziejskiej prywatyzacji, żądań rozliczenia afer gospodarczych z lat 1991–1994 oraz z hasłem zacieśnieniem związków politycznych i ekonomicznych z Rosją. Przez cały okres prezydentury dzięki niewątpliwie umiejętnej grze z Rosją zyskał bardzo wiele korzyści dla Białorusi, także odpowiednimi gestami w stronę zachodu doprowadził – co przyznać koniecznie należy – do poważnego podniesienia stopy życiowej obywateli, ich bezpieczeństwa socjalnego. Unowocześniany przemysł białoruski miał zapewniony stały rynek zbytu w chłonnej Rosji, a postęp wyraził się nie tylko licznym wysokim wykształceniem Białorusinów, ale i powszechnością dostępu do technologii informatycznych. Pomimo charakteru państwa kontakt ze światem, także zachodnim był dla obywateli na ogół otwarty, tak osobisty, jak też dzięki licznym źródłom informacji. Nie wykształciła się tu, z wielu powodów, nowa klasa oligarchów Wiele z tych elementów zasadniczo różni Białoruś od Ukrainy.
Cóż wiec się stało,
że letnia fala spontanicznych protestów aż tak wezbrała, że zaskoczyła nie tylko samych Białorusinów ale i polityczny świat ? Wśród ponawianych żądań nigdzie nie pojawiły się kwestie ekonomiczne czy socjalne, bo nie one np. w odróżnieniu od sierpniowych polskich protestów z 1981 roku, grają tu liczącą się rolę. Tym razem, jak wielokrotnie w takich sytuacjach ma miejsce, zadziałało kilka czynników jednocześnie.
Już kilka miesięcy przed zbliżającymi się wyborami prezydenckimi wiadomym było, że Łukaszenko nie tylko będzie kandydować, ale i zrobi wiele dla swojego zwycięstwa. Eliminacja kontrkandydatów dokonana została bądź przez nie wpisanie ich na listy wyborcze, bądź aresztowanie, jak w przypadku Siarheja Cichanouskiego. Potwierdzone w ten sposób powszechne przekonanie o nadchodzących wyborczych matactwach połączyło się z lekceważącymi i wręcz idiotycznymi wypowiedziami Łukaszenki na temat epidemii COVID-19. To przelało szalę krytyki prezydenta, który częstokroć wygłaszał podobne opinie, będąc przez wiele lat stałym obrazem miejscowej TV i zapewne wszędzie indziej. Młode, otwarte na świat, wykształcone i krytyczne pokolenia, które w epoce Łukaszenki dorosły do aktywnego działania w życiu publicznym, wyniosły na kontrkandydata Swietłanę Cichanouską, liczyły oddane głosy i w masowych protestach wyrażały sprzeciw kolejnym wyborczym fałszerstwom.
Zagubienie Łukaszenki,
który nie może zrozumieć, że jako polityk po prostu zużył się po tych prawie trzech dekadach, w zaistniałej sytuacji obrazuje sprzeczność i nieudolność decyzji : rozpędzanie i katowanie manifestantów, później przepraszanie i wypuszczenie uwięzionych, a zaraz po tym pełna swoboda publicznych wielkich zgromadzeń, organizacja nieudanej zresztą afirmacji dla swojej osoby przypominająca wiece poparcia po wydarzeniach w Radomiu w 1976 roku, straszenie wojskiem amerykańskimi i swoim, rozmieszczonym przy polsko-białoruskiej granicy oraz nadzwyczajnymi manewrami, wreszcie rozmowy z Władimirem Putinem, z których tak naprawdę nic nie wynika.
Rosja nie tylko w tle
Z bardzo wielu względów Rosja jest żywotnie zainteresowana rozwojem sytuacji na Białorusi, ale najmniej militarnym wkroczeniem na jej terytorium, też z równie ważnych powodów. Krytyczna ocena Łukaszenki w rosyjskich, nie tylko rządowych, kręgach znana jest od lat, ale tolerowano jego poczynania w myśl akceptowanej przez wielkie mocarstwa praktyki. Wg. pewnej anegdoty prezydent Franklin Delano Roosevelt, zapytany w 1939 o stosunek do łamiącego prawa dyktatora Nikaragui Anastasio Somozy Garci rzekł: „Somoza może jest skurwysynem, ale to nasz skurwysyn”. Podobnie zapewne myślano i na Kremlu o Łukaszence, ale do czasu, bo teraz sytuacja na Białorusi może potoczyć się w niepożądanym dla Rosji kierunku. Władimir Putin, poza ogólnymi deklaracjami po prostu czeka, ale zapewne nie bezczynnie.
Kolejne fazy protestów na Białorusi,
a w konsekwencji scenariusze wydarzeń, zależne są od wielu czynników, wśród których bardzo ważnym byłoby zorganizowanie centrum kierowniczego tych spontanicznych protestów, bo samo oświadczenie Cichanouskiej, że jest gotowa wziąć na siebie odpowiedzialność za losy swojego kraju, już nie wystarcza. Budzi więc nadzieję zapowiedziane powołanie Komitetu Koordynacyjnego. Dopóki nie powstanie wspomniane przedstawicielstwo reprezentujące protestujących, ale i zjednoczoną politycznie opozycję Łukaszenko może mieć nadzieję, że i ta, co prawda największa fala sprzeciwu, rozpłynie się z czasem, ze zmęczenia, wobec braku nowych impulsów do działania, a może nawet z uwagi na bardziej trwałą, nieprzychylną pogodę.
Hipotetyczne scenariusze wydarzeń:
Najmniej prawdopodobny – wkroczenie wojsk rosyjskich na Białoruś bądź sprowokowanie białoruskiej burdy granicznej z Polską celem skierowania opinii publicznej na potencjalne zagrożenie państwa i przykrycie nim idei protestów;
Bardzo wątpliwy – wprowadzenie coś na kształt stanu wojennego czy też wyjątkowego, co jednak wymaga przyzwolenia i poparcia większości społeczeństwa bardzo zmęczonego stanem spraw codziennych. Taka sytuacja, nadto połączona z realnym zewnętrznym zagrożeniem miała miejsce w Polsce w 1981 roku, ale nie aktualnie na Białorusi;
Raczej wątpliwy – rezygnacja Łukaszenki z funkcji państwowych w wyniku porozumienia z kierownictwem opozycji – z uwagi na dążność utrzymania władzy przez tego pierwszego i na razie brak tego drugiego, z którym by można jakieś negocjacje prowadzić;
Trochę prawdopodobny – wewnętrzny zamach stanu i obalenie Łukaszenki przez jego najbliższych współpracowników (coś na kształt sytuacji w Rumunii z Nicolae Ceaușescu, ale nie koniecznie z takim końcowym wynikiem) co stanowiłoby dla jego byłych akolitów szansę na ratunek, a może i zachowanie pewnych stanowisk;
Prawdopodobny – wojskowy zamach stanu, na kształt wydarzeń w Portugali w 1974, które doprowadziły do obalenia dyktatury Marcela Caetana, nazywany rewolucją goździków wkładanych powszechnie do luf karabinów i bardzo bliski białym kwiatom na mińskich ulicach, które czasem wręczały kobiety funkcjonariuszom OMON-u. Z uwagi na niewątpliwie ścisłe związki kierownictwa białoruskiej armii z dowództwem armii rosyjskiej, nie wspominając już o agenturze i infiltracji, określony sygnał z uzasadnieniem jako jedynego w aktualnej sytuacji najlepszego rozwiązania, może taką reakcję uruchomić.
Najbardziej prawdopodobny – tak, czy owak ale nie Łukaszenka, który straci władzę.
Oczywiście są to tylko przypuszczenia, niektóre wydarzenia jak w polskiej niedawnej historii, mogą być rozciągnięte w czasie, a nadto życie na ogół przynosi nam jeszcze większe zaskoczenie.
Godzi się koniecznie
powrócić do wyjątkowej aktywności pań, kobiet i dziewczyn podczas mińskich protestów. Odważne i kreacyjne podczas różnych wydarzeń w rozwiniętych krajach zachodu, Amerykanki i Europejki, Polki na manifestacjach czarnych parasolek, ale żeby Białorusinki ? Kto by pomyślał ? Te nasze dotychczasowe wyobrażenia dowodzą braku wiedzy i naiwnego widzenia świata, bo do tych dni kobiety na Białorusi to tylko były zapewne dojarki w sowchozach, a w najlepszym razie nauczycielki. Ale poza oceną kraju dużo ważniejszym jest przyjęcie do trwałej wiadomości faktu, że właśnie następuje fundamentalna zmiana roli i znaczenia kobiet w życiu już nie tylko domowym, ale przede wszystkim publicznym. To one być może, jak te na ulicach Mińska, stają się awangardową siłą, która zmieni ten niezbyt udany, męski świat.
A dla nas w Polsce
jeszcze jedna lekcja jak prowadzić walkę z niechcianym reżimem, która właśnie trwa na ulicach Mińska.