… czyli wąchaj i płacz.
W ekspresowym tempie Sejm przyjął szkodliwe przepisy o inwestycjach uciążliwych dla środowiska i mieszkańców. Okazuje się, że nie tylko rząd nie zamierza zamykać ferm futrzarskich, jak obiecywał trzy lata temu, ale już niedługo mieszkańcy mający domy w bezpośrednim sąsiedztwie takich i podobnych inwestycji, nie będą mieć nic do powiedzenia przy ich planowaniu.
Nowe przepisy mają jedno bardzo „cwane” założenie: właściciel działki zlokalizowanej w odległości powyżej 100 metrów od granicy terenu, na którym planowana jest budowa, nie może być stroną w postępowaniu o wydanie decyzji środowiskowej.
Jeżeli inwestor stwierdzi, że „centrum” smrodu np. kurników na kurzej fermie, będzie znajdować się po środku wielkiej działki, to można będzie uznać, że magiczny limit 100 metrów został spełniony – a zatem mieszkańcy nie będą mogli być stroną w postępowaniu o wydanie decyzji środowiskowej.
100-metrowy bufor oddziaływania to absurd. Zasięg uciążliwości takich inwestycji z punktu widzenia sąsiadów jest zwykle dziesięć razy większy.
Protesty trwają m.in. w sołectwie Wilczyn-Kamieniczne obok Białej Podlaskiej – tam mieszkańcy protestują przeciwko budowie kurników dla około 560 kurcząt. Podobnie w Żywcu, gdzie powstać ma spalarnia odpadów.
Nowe przepisy prawdopodobnie skutecznie zakneblują protestujących.
Szczęście mieli mieszkańcy Ustrzyk Dolnych, gdzie po olbrzymich protestach prywatna firma wycofała się z projektu budowy fabryki węgla drzewnego.
– Przecież nie można zakładać, że na setnym metrze kończy się uciążliwość każdej instalacji, że w odległości 101 metrów woda staje się czysta, a odór znika – powiedział mediom Marcin Stoczkiewicz, prezes Fundacji ClientEarth Prawnicy dla Ziemi.
Jak widać PiS słucha głosu suwerena tylko wtedy, kiedy można sie spodziewać, że ów będzie życzliwy. O przypadkach zamiany wiejskiej sielanki w śmierdzące piekło dzięki nowej ustawie z pewnością jeszcze usłyszymy.