„wiecznie zła pragnąc”, „wiecznie czyni dobro” („Faust” Goethego)
To również słowa o komunistycznym Mefiście (w mitologii chrześcijańskiej to jeden z siedmiu wielkich książąt piekła) z tekstu Andrzeja Brzezieckiego o Polskiej Akademii Nauk. Opisuje jak powstała ta instytucja w 1953 roku, i jak okazała się liczącą antkomunistyczną ostoją („AleHistoria”- „GW” 13.11. 2021).
Idąc wyjątkowo odkrywczym tropem powyższego rozumowania, słuszna nad wyraz okazuje się krytyka rządzących PRL-em, gdyż ze swej natury czynili tylko niegodziwość. Chcąc ujarzmić naród uciekali się do niecnych metod i sposobów zła, lecz zapewne przez zbieg okoliczności bądź przedziwne zrządzenie losu, czyniły one dobro. Można by takich działań i ich skutków bardzo wiele przytoczyć. Najbliżej tematu nauki będzie ta zła, obowiązkowa i powszechna, nadto bezpłatna oświata na wszystkich jej szczeblach, która zaprowadzić mogła wielu nawet w przypadkowo dobre mury Akademii.
„To prawda, że PAN została
powołana ich [komunistów – Z. T. ] decyzją, i to w okropnych stalinowskich czasach, ale nie da się sprowadzić jej dziejów tylko do tego.” Oczywista racja i wydawało by się naiwnie, że teraz nastąpi opis rozwoju tej kuźni i skarbnicy wiedzy z okazji 70. rocznicy powstania, jej znaczenia i ważącego wpływu na różne dziedziny nauki polskiej. Może nawet nieśmiało coś jeszcze o trwałym finansowym wsparciu owych poczynań. Jednak nie, bo dużo ważniejsze okazało się :„do 1972 r. żaden z jej prezesów nie należał do PZPR, a i później zdarzali się bezpartyjni.” Zachwyca wręcz tak zaprezentowana periodyzacja dziejów Akademii i budzi- niewątpliwe przekonanie o wielkiej karierze autora – historyka w dzisiejszych czasach.
Historia polityczna o PAN
jest w tym tekście o wiele ważniejsza pomimo opinii samego autora, że „Nie ma co lukrować dziejów PAN. I nie ma takiej potrzeby, bo Akademia nie była organizacją opozycyjną, lecz instytucją naukową, której celem było stworzenie naukowcom warunków pracy.” Mimo to polityczno-opozycyjne lukrowanie idzie tu na całego, co prowadzi do wniosku, że wspomniana rocznica była jedynie pretekstem dla rzeczywistego celu publikacji.
Zaczyna się skromnie: „Jeszcze przed Październikiem, w czerwcu 1956 r., Zgromadzenie Ogólne Akademii skrytykowało ograniczanie wolności badań, zaś kilka miesięcy później przystąpiono do prac nad reformą instytucji.” Na tle poststalinowskiej odwilży i w świetle powszechnie oczekiwanych, zasadniczych, politycznych przemian był to jeden z wielu, mniej znaczących społecznie aktów.
„O jej dorobku świadczy wysiłek ludzi, którzy łatwo nie zginali karków. I gdy tylko mogli, otwierali polską naukę na świat. O ile w 1954 r. wyjazdów na Zachód było
raptem 39, o tyle pięć lat później – już 550.” Związek pomiędzy tamtym niezginaniem karku a zagranicznymi wyjazdami, które umożliwiły zmiany polityczne kraju, jest najłagodniej mówiąc żaden, a lukier też kiepski.
Były jednak bardziej aktywne, wychwalane i lukrowane przez autora działania: „Schron w Instytucie Badań Literackich” dla Jana Józefa Lipskiego i Jadwigi Kaczyńskiej [która zresztą żadnej politycznej działalności nie prowadziła – Z.T.]; „Ekstremiści z Instytutu Historii” gdzie „Część pracowników PAN złożyła legitymacje partyjne, m.in. Bronisław Geremek i Krystyna Kersten”; „denerwował się na [profesora – Z.T.] Leśnodorskiego Franciszek Szlachcic z KC”; „Gieysztor ustawiał się w roli mediatora, ale robił też różne opozycyjne gesty”; jeszcze sporo o stanie wojennym, internowaniu i represjach.
Ale pomimo tych wszystkich poczynań, nadto aktywnej i zakrojonej na szeroką skalę inwigilacji prowadzonej przez SB, nie wspominając już o jej licznych raportach i ostrzeżeniach: „Modzelewskiemu nikt jednak nie przeszkodził w pracy we wrocławskiej filii Instytutu Historii Kultury Materialnej PAN”, a „Instytut Historii oparł się jednak presji władz; nikt tam nie stracił pracy, nawet ci, którzy rzucili legitymacjami partyjnymi i …publicznie krytykowali władze.”
Ponownie okazało się tak jak na początku, było zło, a wyszło jak zwykle, czyli dobro.
Historia prawdziwa PAN
obfituje jednak w niewyjaśnione zagadki, z których pierwszą jest fakt, że „W skład komisji organizacyjnej PAN wchodził od lipca 1951 r. chociażby prof. Tadeusz Manteuffel, wybitny historyk, zaangażowany w czasie okupacji w konspirację i żaden stalinista.… tworzył Instytut Historii PAN. Takich ludzi, wcześniej związanych z Armią Krajową, było więcej.” Niepojęte, że takie właśnie osoby poszły na współpracę z demonem i to w tym okresie.
Jeszcze bardziej oburzają słowa Profesora, przypisywane często również prof. Aleksandrowi Gieysztorowi: „Teraz nie będziemy robić żadnej partyzantki. Tylko uniwersytety.” Autor tekstu nie dostrzega tu skandalicznej sprzeczności z hołubioną, wcześniej i dzisiaj, pseudolegendą „żołnierzy wyklętych”.
Kolejnym, budzącym protest, jest twierdzenie prof. Andrzeja Legockiego : „można powiedzieć, że PAN powstała kosztem Polskiej Akademii Umiejętności czy Towarzystwa Naukowego Warszawskiego, ale też zabezpieczyła ich dziedzictwo w tych okropnych czasach.” Zdziwienie budzi usprawiedliwiające „zabezpieczenie” po wcześniejszym przecież zagarnięciu zasłużonych placówek naukowych i kulturalnych.
Niewyobrażalny, ale możliwy w świetle zła-dobra, był akt: „nową ustawę o PAN Sejm przyjął w 1960 r. Władze zachowały prawo do nominacji wielu pracowników, zwłaszcza w pionie wykonawczym, ale prezes i wiceprezesi oraz członkowie [Akademii – Z. T.] byli wybieralni. To dawało autonomię korporacji.”
Nadto do niezaakceptowania jest opinia, że „PAN dawała też szansę na realizację wieloletnich projektów – dziś luksus, o jakim marzy każdy naukowiec.”
Kielich pozytywnych ocen o PAN przelewa prof. Andrzej Friszke, którego zdaniem: „nikt, kto cokolwiek wie o badaniach historycznych, nie może kwestionować tego, co zrobiono w IH PAN przed 1989 r. Właśnie tu, w latach 60. i 70., prowadzono badania nad dziejami Polski Podziemnej, w tym Armii Krajowej. Tu powstała fundamentalna praca prof. Czesława Madajczyka o niemieckiej okupacji w Polsce.”
Nie wiedzieć po co
powstał ten tekst, napisany zresztą fatalnie, poszarpany tematycznie, bez oczekiwanej od historyka klarownej relacji wydarzeń. Nadto z ułomną tezą o aktywności opozycyjnej PAN i z dowodem na powyższe prezentującym postawy zaledwie kilkunastu osób. Było obszernie o wszystkich wcześniej i to nie raz w publicznej debacie, a tu tylko marna powtórka.
Być może, w przekonaniu autora, ta próba politycznego lukrowania wypełnia białą plamę na mapie opozycyjnej działalności w Polsce. I to rzeczywiście jedyny, bardzo ważny powód druku właśnie w „GW”.
Nie podważając opisanych wydarzeń, które w różnym czasie miały miejsce także w wielu innych instytucjach, idąc tą wspomnieniowo-kombatancką drogą można przypuszczać, że czeka nas jeszcze wiele równie frapujących publikacji. Najlepiej żywić się chlubną przeszłością zapominając, że doprowadziła, w dalszej konsekwencji, do dzisiejszych, niechlubnych czasów.
Szyderczy chichot Mefistofelesa,
bo tak skomentować można aktualną postawę mnogich naszych elit naukowych, nie tylko z Polskiej Akademii Nauk. Artykuł stanowi bezwiedne, ale skuteczne ich oskarżenie. Okazało się dowodnie, że opowiastka: „polskiej nauki nie da się wziąć pod but, władze PRL przekonały się po kilku latach od powstania PAN” jest bajeczką w obliczu współczesnych, wyjątkowych zagrożeń ze strony państwa PiS. Jak łatwo i odważnie było można w minionych okresach podpisywać rozliczne protesty, petycje, listy. Jak trudno jest dziś, wobec wszelkich nieprawości zagrażających nie tylko nauce, ale i przyszłości Polski, wydobyć wspólnie i głośno powszechnie słyszalne, choćby jedno słowo NIE.
Liczne elity naukowe, także intelektualne, które z przekonaniem, częstokroć słusznym, aktywnie prezentowały swoje stanowisko w Polsce Ludowej, w całej rzeczywistości III Rzeczpospolitej straciły nie tylko słuch i mowę, ale przede wszystkim honor.
PS. Pani dr Anna Machcewicz, też historyczka z PAN , także z „AleHistoria”, oprowadzając zagranicznego gościa po Warszawie mówi „Główne arterie śródmieścia otoczone gigantyczną socrealistyczną architekturą są dziś symbolem stalinizmu…Dziedzictwo komunizmu pozostanie z nami zapewne na wieki…”. Także odbudowane Stare i Nowe Miasto, Krakowskie Przedmieście i Nowy Świat stanowiące część Osi Stanisławowskiej jako perfidne dokonania Mefistofelesa.