Jarek Ważny
Marzy mi się od dawna wizja anarchiczna: tłum wychodzi na ulice, jednoczy się, w maskach albo bez. Idzie z pochodniami pod pałac prezydencki. Wojsko i policja nie podejmują interwencji. Przyłączają się do tłumu. Nie pada ani jeden strzał, a z kieszeni nie ginie nikomu ani jedna złotówka. Nazajutrz witryny sklepów są całe, sklepikarze otwierają swoje interesy dla klientów. Na ulicach nie dogasają wraki aut, dostawcy uwijają się jak w ukropie, żeby zdążyć z zamówieniami na czas. Wszystko wróciło na swoje miejsce.
Naród nasz bojący i lękliwy. Owszem, jak pochleje, to od razu odważniejszy ale na trzeźwiaka, strach jest. Dlatego łatwo go wziąć pod but. Polak na władzę nautyskuje, swoje pomyśli, ale jak mu władza coś nakaże to, bardziej posłucha niż oleje. Polak też strasznie boi się o swój marny los i żywot. Jest na maksa hipochondryczny; łyka pigułki przeciwbólowe na potęgę, łazi po doktorach, szuka chorób. A jak się jakaś franca przypląta w szeregi hufców, to już po narodzie polskim, bitnym i dumnym. Został w domu na kanapie, nawet jak nie trzeba było.
Śmieszą mnie bardzo te wszystkie nawoływania artystów w dżinglach radiowych, wygłaszane z trumienną powagą, aby zostać w domu. Bo choroba czeka, widać ją z daleka, bo starsi już poszli (do piachu), a młodsi jeszcze nie. Zostań w domu. Też mi rada. W domu ludzie umierają. Nigdzie nie zostawać. Wychodzić. Na dwór. Na pole. Na świeże powietrze. Jak masz ponad 60 lat, astmę i peohape, to może rzeczywiście się zastanów, ale jakeś młody, to idź do lasu, oddychaj, żyj. Wyjdź na plażę. Nie obściskuj się z innymi na dzień dobry, ale nie siedź w domu, na miły Bóg. Artysta popularny smutno jednak nakazuje siedzieć w domu i słuchać polskiego topu wszechczasów, więc Polak siedzi i słucha. Nie sprzeciwi się, nie wyłączy szczekaczki, tylko siedzi, gnuśnieje i słucha o tym, ilu umarło i czy wybory będą czy nie, jakby kogokolwiek myślącego to jeszcze w jakiś sposób zajmowało. Pies trącał wybory. Bierzmy się do roboty, bo nam kraj zatonie na naszych oczach. Ale tylko sobie język strzępię tym biadoleniem. Polak siedzi, jak mu każe jego Pan.
Jest jednak nadzieja. Na południu. Zawsze obdarzałem tę nację większą niż inne atencją i lubowałem się w ich kulturze. M.in. przez przyrodzoną weń krnąbrność. A ja wolę krnąbrnych od posłusznych. W zeszłą sobotę władze Hiszpanii, po raz pierwszy od połowy marca, pozwoliły ludziom wyjść z mieszkań i domów w celach rekreacyjnych. Na początek w wyznaczonych godzinach porannych i wieczornych, ale dobre i to. Efekt? Tłumy na ulicach i parkach. W maseczkach, bez. Ludzie wyleźli ochoczo ze swoich sarkofagów, bo dość już mają trzymania siebie samych pod kluczem. Widać na zdjęciach, że aż kipi w nich życie. Nikt tam nie chodzi gęsiego, ludzie biegają między sobą. Na pewno nie widać w nich strachu, a bardziej zwykłą radość, że wreszcie mogli wyjść na zewnętrze. W Polsce tymczasem, premier zezwolił wrócić dzieciom do przedszkoli. Oczywiście zrobił to w sobie właściwy sposób, uprzednio nie konsultując decyzji rządowych z samorządami, na barkach których spoczywa szkolnictwo maluczkich. On-premier, pozwala, ale jak miasto niewydolne, bo ma kiepskiego zarządcę, to sami Państwo wiecie, czyja to wina. Tak pokrótce przedstawia się rządowa narracja. W przedszkolu mojego dziecka, prywatnym przedszkolu, dyrekcja otworzy drzwi 7 maja. Mimo to, nie wszyscy, a wręcz mniejszość, zamierza posłać swoje dzieci między inne. Ludzie wolą płacić i trzymać dzieciaki w domu, niźli wysłać je do innych, bo choć powszechnie wiadomym jest fakt, że małe dzieci w zasadzie ani nie przenoszą ani nie chorują, to jednak to do ludzi nie przemawia. Siedzą w domu. Bo strach.
Kiedyś znajomy ze Szwecji opowiadał mi, że gdy w Sztokholmie występowała grupa Metallica, przed wejściem na koncert ludzie sprzedawali zatyczki do uszu, takie na sznureczkach, jak dla operatorów młota pneumatycznego. Żeby dbać o narząd słuchu. I większość ludzi kupowała. Za swoje pieniądze. Ciężko zarobione. Znakiem tego, bliżej nam do karnego Szweda niż luzackiego Hiszpana. Płynie z tej nauki jednak jakiś pozytyw. W hotdogach za zeta kupiliśmy też szwedzki mental. Chociaż, zaraz, Szwed akurat się nie bał i kraju nie zaspawał. Nieźle, przebiliśmy nawet Szwedów. Teraz, jeszcze trzy-zero na mundialu i to my będziemy mogli nosić potrójne trzy korony!