Kampania prezydencka się rozkręca. Powoli i ospale. Kandydaci oraz kandydatka na urząd Prezydenta RP jeżdżą po kraju.
Najchętniej wpadają do małych miast i miasteczek, bo tam na ogół ludzie przyjmują ich chętnie. Jak mawia pani Krawczykowa (Beata, mieszkanka Złotowa) – „Zawsze to jakaś atrakcja, a za co bardziej znanym kandydatem to i telewizja dojedzie i można potem w telewizji obejrzeć. Siebie. Bo kandydatów oraz kandydatkę to w telewizji można obejrzeć co dzień i nic z tego nie wynika. A siebie zobaczyć, to zawsze jakaś nowość. A jak kandydat (lub kandydatka) coś głupiego powie, to i w „Szkle” prosty człowiek w tle siebie zobaczy, a to już wyższa półka. Poza tym z tych kampanii dla ludzi coraz mniej wynika. Kiedyś to festyny były jakieś i coś za darmo rozdawali. Teraz to tylko te kolorowe śmieci rozwieszają i gadają, gadają, gadają. Żeby chociaż coś nowego opowiedzieli. Albo, żeby tak z nimi pogadać. Ale to niestety mało kiedy można”.
Może to i prawda, jednak ludzie swoje wiedzą i jak chcą coś kandydatowi powiedzieć, to powiedzą. Jak ten obywatel Mirosław (lat 65). Z Łowicza. Sławny się zrobił, choć sławy takiej nie pragnął chyba. Chciał tylko urzędującemu Prezydentowi oraz nam wszystkim poniekąd rzecz ważną powiedzieć. A że niespecjalnie pana Prezydenta przez te cztery z okładem lata polubił, to wiedział, że z rozmowy nici. Więc skrótem myślowym i cytatem na transparencie się posługując wykrzyczał – „Mamy durnia za prezydenta”. Pod spodem inicjały LW, bo to przecież były prezydent Wałęsa tak mówił o wówczas urzędującym prezydencie Lechu Kaczyńskim. Obywatel Łowicza podzielający zapewne pragnienie innych obywatelek i obywateli umieszczone na kolejnym, dzielnie w górze, mimo wysiłków łowickiej policji trzymanym transparencie „WyPAD2020” (PAD to skrót od zwrotu „prezydent Andrzej Duda” oraz solidaryzujący się z refleksją wyrażoną w słowach „Pan Duda chce być prezydentem. Dziwne. Przez 5 lat miał okazję. Ani razu nie skorzystał”, był absolutnie przekonany, że to co napisał nie jest niczym innym, jak prostym stwierdzeniem faktu.
Na dodatek – przecież Lech Wałęsa za określenie „dureń” (odnosiło się do kompromitującej prezydenta Kaczyńskiego tzw. afery z ujawnieniem raportu WSI) ukarany nie został. Trwające wtedy 2 lata postępowanie w sprawie zostało prawomocnie umorzone. Skoro tak, to i mnie wolno – pomyślał, napisał i poszedł z Prezydentem RP się przywitać. Zresztą, jak wynika ze słów pana Mirosława słowa „durny” nie uważa on za „obraźliwe”. „Myślę, że określa człowieka, który sam nie potrafi decydować o wszystkim i ulega wpływom, dlatego uznałem, że to będzie dobre słowo” – mówił dziennikarzom (i zapewne prokuratorowi). Bo jak wszyscy już wiemy, w Polsce i za granicami kraju, pan Mirosław został zatrzymany przez policję. I jako „zakłócający przebieg zgromadzenia” oraz mający „obraźliwy napis” przewieziony do Komendy Policji, gdzie go dokładnie wylegitymowano, sprawdzono skąd pochodzi i dokąd zmierza, przesłuchano wnikliwie i ku jego i naszemu zdumieniu jeszcze tego samego dnia usłyszał zarzut publicznego znieważenia Prezydenta RP. Zgodnie z Kodeksem karnym za „znieważenie” grozi kara do trzech lat pozbawienia wolności.
Nasze i pana Mirosława Zdziwienie wciąż budzi zarówno trafność polskiego przysłowia „uderz w stół…” – na transparencie nie widniało wszak nazwisko Andrzeja Dudy, a prezydentów jest ci u nas dostatek, każde miasto trochę od Łowicza większe ma swego, jak i błyskawiczne działanie organów ścigania w innych sprawach działających dużo wolniej.
Morał – co wolno było o prezydencie Lechu Kaczyńskim prezydentowi Wałęsie powiedzieć, to już panu Mirosławowi z Łowicza o prezydencie Andrzeju Dudzie powiedzieć nie wolno.
Pytanie – a dlaczego tak proszę zadawać prokuraturze w Łowiczu albo Ministrowi Sprawiedliwości, jeśli ktoś ma ochotę z nimi gadać.
Moja rada – następnym razem na transparencie napisać dużymi literami „Następny Prezydent durniem nie będzie”. I głosować 10 maja na kogoś, kto jest w stanie sprostać choćby i tym minimalnym standardom.