Niezbadane są meandry, którymi kroczą tuzy polskiej akademii.
Za ostatni przykład kompletnego pogubienia i uwikłania się w sprzeczności możemy wziąć profesora Marka Kwieka, jedną z twarzy szkodliwej reformy szkolnictwa wyższego i nauki (tzw. Ustawy 2.0) przeprowadzonej pod dyktando Jarosława Gowina. Jeszcze do niedawna profesor zalecał wszystkim „więcej konkurencji”, „ściganie Zachodu”, „publikowanie tylko w najbardziej prestiżowych czasopismach”. Dobrze znamy tego rodzaju neoliberalne komunały, jak i znamy ich skutki – w każdym obszarze społecznym i gospodarczym przyniosły do tej pory takie same efekty: poddaństwo względem zagranicznego kapitału i umoszczenie się na stanowiskach poganiaczy wąskiej grupki kompradorskich elit.
Okazuje się, że izolacja i społeczna kwarantanna pomogły profesorowi rozwiać nieco neoliberalny czad usypiający na co dzień jego bystry umysł. Niedawno podzielił się z nami na Twitterze taką refleksją.
„Najmocniej przepraszam, że to powiem – ale nie wyobrażam sobie po prostu swoich badań (w obszarze ilościowych studiów nad nauką) bez Sci-Huba. Wiem, nielegalny. Wiem, Robin Hood. Pomyślcie dopiero o naukowcach z biedniejszych krajów, jeśli ja to mówię, mając pokaźny dostęp do literatury na uniwersytecie.”
Niezorientowanym czytelnikom należy się kilka słów wyjaśnienia. Sci-hub to portal założony w 2011 roku przez pochodzącą z Kazachstanu aktywistkę Aleksandrę Elbakian. Umożliwia bezpłatny dostęp do większości treści naukowych publikowanych na stronach największych wydawców czasopism akademickich (jak Elsevier czy Springer). Ze względu na horrendalne opłaty, które pobierają wydawcy, jest wykorzystywany jako narzędzie umożliwiające dostęp przez ludzi na całym świecie. Nie tylko w krajach peryferyjnych, ale również w krajach centrum, gdzie kolejne uniwersytety czy kraje odmawiają podpisywania umów na wykup dostępu do czasopism wydawanych przez oligopolistów.
Wydawanie czasopism naukowych w warunkach niemal niezmąconego oligopolu jest zajęciem niezwykle zyskownym. Szacuje się, że rynek wydawnictw akademickich wart jest około 10 mld dolarów rocznie. Zyskowność tego przedsięwzięcia można przybliżyć, wskazując na poziom marż operacyjnych, które generują najwięksi wydawcy. Mówi się tutaj o przedziale między 20 a 30 proc., czy nawet 40 proc. Kilka lat temu eksperci Deutsche Banku podsumowali tę sprawę w pouczający sposób: „Jesteśmy przekonani, że wydawcy dodają względnie niewielką wartość do procesu wydawniczego. Nie chcemy przez to zapominać o tym, w jaki sposób 7000 ludzi zatrudnionych w spółce Reed Elsevier zarabia na chleb. Zauważamy jedynie, że jeżeli proces byłby rzeczywiście tak złożony, kosztowny i przynoszący wartość dodaną, jak upiera się przy tym wydawca, poziom blisko 40 proc. marży byłby zwyczajnie niemożliwy”.
Pokaźne zyski w zamian za zamykanie dostępu do wytworzonej za publiczne środki wiedzy naukowej? Wydaje się to nielogiczne. Jednak każdego dnia, setki tysięcy naukowców na całym świecie dobrowolnie przekazują wyniki swoich prac tym pasożytniczym wydawcom. Niekiedy dopłacając również za możliwość ich publikacji w otwartym (wolnym) dostępie. Wskazując na to, że to Sci-hub stanowi prawdziwe rozwiązanie problemu otwartego dostępu do wiedzy naukowej,
Elbakian na tweeterowym koncie portalu umieszcza rysunek przedstawiający Lenina z hasłem: „Zmierzając ku jasnej przyszłości społeczeństwa komunistycznego. Powszechnego dobrobytu i trwałego pokoju”. Faktycznie, Sci-hub jest dziś dla zabiedzonych akademików jedynym sposóbem na utrzymywanie się w pracy, w ramach której dostęp do najnowszej literatury naukowej ma kluczowe znaczenie w kontekście możliwości realnego prowadzenia badań na wymaganym poziomie. Jest to również kluczowe z punktu widzenia utrzymania swojego miejsca pracy przy stale rosnących (również wskutek nawoływań podobnych do profesora Kwieka akademików) presjach na efektywność i publikacje („w najbardziej prestiżowych czasopismach”, jak zwykł powtarzać przy każdej okazji nasz bohater).
Fakt, że nawet dogmatyczni orędownicy neoliberalizmu pokroju profesora zachodzą po rozum do głowy w czasach pandemii koronawirusa, czasach gdy nauka stoi na pierwszym froncie walki o miliony istnień i przywrócenie podstaw normalności dla miliardów pracowników na całym świecie, nie jest bez znaczenia. Ta wewnętrzna sprzeczność, w którą popadł ów akademik jest tylko jednym z tysięcy pęknięć, jakie codziennie zarysowują się w kapitalistycznej strukturze społecznej.
Na koniec możemy, tak po ludzku, zapytać profesora Kwieka, jak to w końcu jest z tą konkurencją i wolnym rynkiem, do których z gorliwością godną lepszej sprawy przez lata zachęcał publicznie? Unosi wszystkie łódki? Czy też prowadzi do tworzenia monopoli i wyzysku? W jakim świecie chciałby Pan w końcu żyć? W świecie wolnego dostępu do wiedzy, powszechnego dobrobytu i trwałego pokoju? Czy w świecie gdzie zwycięzca zagarnia wszystko, a biedni kuzyni mogą co najwyżej obejść się smakiem?