Czy osoba pisząca może dzisiaj napisać o czymkolwiek innym niż o koronawirusie? Może, tylko po co? Czy ktokolwiek przeczyta tekst, w którym nie będzie doniesienia złożonego przez eksperta X, komentarza dziennikarza Y albo chociaż przepisu na absolutnie doskonały żel antybakteryjny? Kto to będzie czytał gdy naród cały z zapartym tchem słucha i mówi tylko o wirusie. Polityka zamarła. Nawet urzędujący politycy z prezydentem na czele gromko i jak zwykle nieprawdziwie zapewniają, że „polityki to oni nie robią”.
Swoją drogą z tym „robieniem polityki” jest taka sama tajemnicza sprawa jak z tym koronawirusem. Im bardziej kto do grona polityków zawodowych pragnie się dostać, tym głośniej zapewnia, że polityka to rzecz zbyt przyziemna, prymitywna i brudna, a jego dotychczasowe zajęcie góruje nad zajęciem polityków jak Burj Khalifa nad Dubajem albo Pałac Kultury nad Warszawą. I proszę mi nie opowiadać, że w Warszawie są budynki wyższe niż Pałac. Bo nie ma. Pałac ma 237 m. przy dubajskiej wieży jest maluchem, a i tak pomimo prób rozmaitych w Warszawie jest najwyższy.
I na dodatek wcale nie daje się mimo usiłowań licznych, zasłonić. Trochę tak jak z tą różnicą między słoniem i mrówką. Mrówkę zasłonić można, słonia zamrówczyć się nie da. Rozmaici pragnęli usunąć stary PKiN z pejzażu Warszawy. A on wyłazi. Urodę może ma on nieco kontrowersyjną, ale przynajmniej w odróżnieniu od masówki współczesnych rozmaitych „tower”, własną i niepodrabialną. I pracowicie przeżywa kolejne lata oraz różne plany i zamierzenia z marzeniem o jego wyburzeniu włącznie. Co prawda od lat jest trochę niepełnosprawny z powodu indolencji kolejnych ekip niepotrafiących wyremontować Sali Kongresowej, ale trwa.
Pewnie nie trzeba było remontu rozpoczynać, jak się go skończyć nie umie. Sali zresztą szkoda. Była może piękna nie za bardzo, ale za to swojska „na bogato”. Złoto-pluszowa i ekscentrycznie soc. I nostalgiczny razemek by się w niej czuł nieźle i zwolennik poetyki Bayer Full. W Sali i „Majteczki w kropeczki” i „Międzynarodówkę” i przeboje Rolling Stonesów śpiewano z równym zaangażowaniem i powodzeniem. Ale Sali na razie nie ma. Polityki też jakby nie. Sali nie ma od lat, prawdziwej polityki, która polega na sensownym sporze poglądów i programów też.
Mamy za to wojnę plemienną pomiędzy „nami” i „onymi”. Zawodowi politycy teraz chwilowo jakby zawarli rozejm – pewnie jeszcze nie zbadano czy lud woli, żeby „ich” jak przed tygodniem „walić na odlew”, czy jednak iść z hasłem „wszystkie ręce na pokład i pomożemy”. Sądzę, że już w tym tygodniu będzie wiadomo. I w następnej „Kawie na ławę” przez skypea nadawanej Czarzasty aż tak nie rozjedzie się z Nowacką. On łagodny jak baranek, rząd do serca swego wdzięcznością bijącego przytula, ona jednak sceptycznie o nieprzygotowaniu do epidemii i braku stosownych przedsięwzięć opowiada. Brzmi to trochę jak zabawa w złego i dobrego policjanta. Ale już niedługo wszystko się zapewne wyrówna. W tę albo i wewtę. A może i nie. Dzisiaj tego nie wiem.
Na razie jako się rzekło, polityki nie ma, za to dzieci w domach są. A to wielki kłopot. Bo nagle okazało się, że to nie szkoła i przedszkole oraz tzw. instytucje kultury, handel wielkopowierzchniowy oraz zajęcia pozalekcyjne i wyrównawcze mają dzieci, tylko rodzice. I to jest problem. Bo takie dziecko 24 godziny na dobę to kłopot jest. Trzeba się jakoś przestawić na tryb – wychowuję, dostarczam pomysłów na zabawę oraz pilnuję, żeby dziecko zaległości wielkich w uczeniu się nie narobiło. A to nużące jest okropnie. I nagle widzimy, że jakoś z dzieckiem własnym rozmawiać nie bardzo umiemy, a zabawy z ośmiolatkiem to już całkiem nas nie bawią. Do babci jakoś wywieźć potomka nie wypada, bo babcia powinna być chronioną.
Sądzę, że ochrona babć i dziadków przed spychaniem na nich większości zadań opiekuńczo-wychowawczych, co w „normalnym” czasie tak lubimy robić może stać się momentem zastanowienia się nad podziałem obowiązków w rodzinach. Babcia w Polsce jest bardziej zajęta niż straż pożarna, pogotowie i policja oraz wojska obrony powietrznej, podwodnej i sportowcy przygotowujący się do Olimpiady łącznie. Generalnie – babcia kupi, ugotuje, odbierze dziecko z przedszkola lub szkoły, zaprowadzi na zajęcia dżudo, wyprowadzi psa i zaopiekuje się prababcią. Przecież jest na emeryturze, więc ma czas oraz moce przerobowe, a nas, swoją rodzinę kocha nade wszystko. My, rodzice jesteśmy zajęci pracą. A teraz? No to przez moment popracujemy jak babcia. Może kiedy epidemia się skończy trochę pomyślimy zanim zwalimy na nią kolejne rodzicielskie obowiązki. A może i nie, któż to może dzisiaj wiedzieć?
Nie chcę udawać mądrzejszej niż jestem. Od tego specjalistów jest pełno dookoła. I myślę, że byłoby też dobrze gdybyśmy wszyscy sobie przypomnieli, że wśród wszystkich możliwych odpowiedzi, których sobie nawzajem nie szczędzimy ostatnio, istnieje też ta najprawdziwsza – nie wiem. Więc zamiast przekazywać dalej kolejne newsy, powiedzmy sobie i innym – dzisiaj tego nie wiem. Tak chyba będzie lepiej. Bądźmy czuli dla siebie, ostrożni i cierpliwi.