Wielkopolscy nauczyciele nie zamierzają przerywać strajku. Podczas pochodu, który we wtorek przeszedł z Placu Mickiewicza, spod tych słynnych krzyży upamiętniających Czerwiec ’56 spotkałem ludzi zdeterminowanych i pewnych swoich racji. Ale również zmęczonych i dostrzegających trudność etapu, na jakim się znaleźli. A przede wszystkim –rozczarowanych postawą prezydenta Poznania.
Pan Prezydent
Jacek Jaśkowiak tuż przed świętami w iście szekspirowskim stylu odwrócił się od strajkujących nauczycieli. Wydał oświadczenie.
„Biorąc pod uwagę obecną postawę rządzących, należy szukać rozwiązań, które pozwolą utrzymać postulaty nauczycieli i poparcie społeczne, które uzyskali. Pozwoli to w perspektywie czasu doprowadzić do rozwiązań, które będą satysfakcjonujące dla nauczycieli, ale będą miały też na względzie dobro ucznia. Dajemy nauczycielom pod rozwagę propozycję, aby zawiesili strajk do września i kontynuowali go w okresie poprzedzającym wybory parlamentarne. Takie rozwiązanie może umożliwić im osiągnięcie celów, o które walczą w taki sposób, by nie odbyło się to kosztem obecnych maturzystów” – powiedział prezydent stolicy Wielkopolski.
Słowa włodarza zdumiały nie tylko nauczycieli i wspierające ich środowiska, ale również lokalnych dziennikarzy. Tomasz Nyczka z poznańskiej „Wyborczej” zauważył, że Jaśkowiak cieszył się dotąd opinią prezydenta świetnie wyczuwającego społeczne nastroje. W przeciwieństwie do swojego poprzednika, Ryszarda Grobelnego, który opinią społeczeństwa rzadko zawracał sobie głowę.
Czy w Poznaniu znów straszą duchy grobelizmu? Zapytałem o to jednego z lokalnych polityków pewnej lewicującej partii. – Jaśkowiak gra jak polityk. Opozycja, w której chce ogrywać znaczącą rolę, zaczęła panikować, gdy okazało się, że poparcie społeczne dla strajku wyraźnie się zmniejszyło. Celem tych ludzi, Koalicji Europejskiej nie jest doprowadzenie do zwycięstwa nauczycieli, to ich średnio obchodzi. Ich celem jest pokonanie PiSu w najbliższych wyborach, a uznali, że dalsze popieranie protestu w takiej formie może być problemem – tłumaczy mój rozmówca. – Schetyna i pozostali nie mogli nagle przestać ich popierać, więc postanowili spróbować nakłonić do zawieszenia protestu. Jaśkowiak był tylko wykonawcą tego planu na poziomie miasta – dodaje polityk lewicy z Poznania.
Nauczycielka muzyki
Aleksandra Mazurek jest nauczycielką w Zespole Szkół Muzycznych w Poznaniu. Kiedy pytał o decyzję prezydenta, kiwa głową z politowaniem. – Z jednej strony cały czas nas wspierał, a potem coś się mu się przestawiło. Nie wiem czy strach przed rodzicami – że ich dzieci nie przystąpią do matur czy wyobrażenie, że ktoś przegra wybory. Dla mnie takie zachowanie jest absolutnie nie do przyjęcia.
Pani Aleksandra nie zamierza zostawiać pokonania PiSu opozycji. – Chciałabym aby pod naszymi sztandarami ten rząd został zniesiony. To, co oni robią i to, do czego oni doprowadzili zasługuje na reakcje rodem z czasów pierwszej „Solidarności” – mówi patrząc mi w oczy.
Kiedy przywołuję wypowiedź premiera o „najbardziej prospołecznym rządzie od 30 lat” moja rozmówczyni traci cierpliwość. – Pan Morawiecki jest osobą skazaną za kłamstwo. Nie jest osobą w najmniejszym stopniu wiarygodną. Ten człowiek kłamie, a wszystko co mówi możemy od razu wrzucić do kosza – wskazuje nauczycielka z Poznania.
– Sprzeciwiamy się robieniu show, zamiast rozwiązywaniu realnych problemów edukacji – zapewnia kobieta przemawiająca na scenie.
– Morale chyba wciąż wysokie? – zagajam panią Aleksandrę.
– Wie pan co – wdycha – Chyba właśnie z tym nastrojem jest w tej chwili najgorzej. Jesteśmy zawodem, który zarabia bardzo mało, a więc sporo jest ludzi, którzy zaczynają się łamać. Z powodów ekonomicznych. Życie jest brutalne, gdy przychodzi ten pierwszy i trzeba zapłacić prąd, gaz i mieszkanie. Nikt wtedy nie pyta czy jest się strajkującą nauczycielką. Rachunki zapłacić trzeba.
Czy politycy przyczyniają się do obniżenia wiary w sukces protestu? Aleksandra Mazurek uważa, że nie. – Nas właściwie nie obchodzi co mówi opozycja, PiSowi nie wierzymy. My walczymy o to, co mamy tutaj napisane – wskazuje na swój transparent. „Walczymy o godność”.
– Już nie chodzi nawet o te pieniądze. Niektórzy nauczyciele pewnie i o chlebie i wodzie by mogli żyć. My walczymy teraz o godność tego zawodu – mówi nauczycielka muzyki.
Aleksandra Mazurek spogląda w bok.
– Przyszliśmy tutaj, żeby pokazać, że nie damy się złamać. Wszyscy nam zaczynają teraz mówić, że to nie ma sensu. Ale ja uważam, że nie możemy teraz zrezygnować. Nie możemy zejść z pola walki. Najwyżej nas zniosą – mówi patrząc, może przypadkiem na krzyże Czerwca ’56.
Komitety zamiast okrągłego stołu
Rozpoczynają się przemówienia. Scena ustawiona pod pomnikiem wieszcza.
– To jest bardzo zła wizytówka dla naszego kraju. Jeżeli oświata staje strajkiem dwa tygodnie i nikt nie szuka rozwiązania, stawia to Polskę w bardzo trudnym położeniu – mówi kobieta, ale przerywa jej jakiś męski głos. Z reprymendą, że mikrofon za blisko ust.
– Proszę państwa, ja nie mam żadnego doświadczenia w przemawianiu. Jestem szeregową, zwykłą nauczycielką, którą bardzo boli ta sytuacja.
Nauczycielka mówi o ponad stu naradach, które odbyły się w ciągu ostatnich dwóch tygodni. Oddolne, demokratyczne komitety dyskutowały na temat kierunków i strategii protestu. Zaznacza, że nie ma żadnej zgody na podejmowanie decyzji przez „górę” bez akceptacji komitetów.
– Na tych naradach spotykają się ci, którzy powinni rozmawiać – nauczyciele, rodzice, uczniowie, artyści, aktywiści, samorządowcy i intelektualiści – nauczycielka przechodzi zgrabnie do krytyki okrągłego stołu dla edukacji, zaproponowanego przez rząd. – O edukacji nie rozmawia się z losowymi ludźmi. Do tego potrzebne są szerokie konsultacje. Dlatego jesteśmy przeciwni temu, co wydarzy się w piątek w Warszawie. Co to tym myślicie?
Zgromadzeni, a jest ich około tysiąca, reagują owacją.
Agnieszka Gabryelska ze słynnego „Marcinka” wychodzi na scenę z propozycją. Pikieta, której frekwencja przerosła oczekiwania organizatorów ma przejść pod kuratorium oświaty. Chodnikami, bo manifestacja nie została zgłoszona w ratuszu. Pomysł spontanicznego przemarszu zostaje przyjęty przez aklamację. Delegaci z poszczególnych szkół zostają też zaproszeni na naradę do budynku poznańskiego ZNP.
– Zapraszamy więc przedstawicieli międzyzakładowych komitetów strajkowych…(śmiech). – Międzyszkolnych oczywiście, wybaczcie, jestem historyczką.
Ciekawy jest to protest. Żadnych niepotrzebnych słów, nawet pomyłki wydają się zgrabne i dopasowane.
Gabryelska zapowiedziała odczytanie listu do prezydenta Jaśkowiaka.
– Zanieśmy mu na plac spacerkiem.
– Dobry pomysł!
Na Placu Kolegiackim urzęduje poznańskim włodarz. Ta propozycja ostatecznie zwyciężyła.
Zanim jednak pochód wyruszył z Placu Mickiewicza, do zgromadzonych przemówił przedstawiciel uczniów, a więc według opowieści TVP – zakładnik.
My wszyscy, zakładnicy
Zanim jednak pochód wyruszył z Placu Mickiewicza, do zgromadzonych przemówił przedstawiciel uczniów, a więc według opowieści TVP – zakładnik.
Przemarsz ulicami skąpanego w słońcu Poznania przypominał bardziej ospały spacer turystów niż manifestację grupy zawodowej, która napsuła tej wiosny tak dużo krwi Kaczyńskiemu z Morawieckim. Byli to jednak ludzie, którzy przez jedenaście dni zdominowali debatę polityczną w tym kraju, rozstawiając po kątach rząd i opozycje. Zmusili liberałów do rzeczy niebywałych. To dzięki nim Maziarski, Lis i Wielowiejska musieli wcielić się w role niemal autokarykaturalne. Zmuszeni do poparcia dla strajku generalnego, łasili się do tych, których jeszcze kilka lat temu nazwaliby obibokami. Opozycja, w przeciwieństwie do nauczycielki muzyki nie widzieli jednak w zbuntowanych pedagogach podmiotu, a a jedynie narzędzie do osłabiania rządu.
Nauczyciele znają swoją wartość. Nie pozwolą sobie wmówić, że żądają za wiele. Nie muszą odgrywać żadnej roli. Po prostu są fajnymi ludźmi, wzbudzają bliskość i sympatię. Podczas zeszłorocznego protestu pracowników LOT moja przyjaciółka zwróciła uwagę na różnice w intelektualnej klasie pomiędzy obytymi w świecie, bystrymi stewardesami, a siermiężnymi i żałosnymi w ogólnej prezencji menadżerami z zarządu spółki. Nauczyciele również mają ten błysk, tyle, że ze swoim spokojem i pewnością błyszczą na tle zakłamanych polityków obozu władzy. Uczestnicy tego strajku mogliby nauczyć Szydło i Morawieckiego wielu rzeczy, w tym zwykłej przyzwoitości, w ramach lekcji wychowawczej.
Nie ma spokoju, ale jest duma
Damian Borkowski jest nauczycielem niemieckiego w szkole podstawowej nr 67. Wygląda jakby zostawił gdzieś w okolicy motor. Skórzana kurtka, fajne buty. – U nas strajkują prawie wszyscy. Ponad 90 proc. zatrudnionych solidarnie i przyjacielsko walczy o wyższe pensje – mówi energicznym głosem. – Jestem dumny z tego co robimy – przyznaje.
Przy świątecznym stole nie było łatwo. – Rodzina jest złożona w większości ze zwolenników PiS. Ale nie było żadnego napięcia. Dyskutowaliśmy, a jakże, lecz bardzo kulturalnie, nawet udało mi się trochę ich przekonać. Ojciec, wielbiciel Kaczyńskiego przyznał, że powinniśmy więcej zarabiać. Spokojną rozmową można skutecznie walczyć z tą całą propagandą.
Germanista rzadko ogląda TVP. – Mam dość nerwowe życie, nie chce się dodatkowo karmić takim przekazem – śmieje się. Damian Borkowski przyznaje, że jako nauczyciel mianowany nie zarabia szczególnie dobrze. – Muszę dorabiać w szkole językowej, bo za moją pensję, trudno byłoby zaspokoić potrzeby kulturalne czy ogólnie życiowe.
Na Starym Rynku spaceruje grupa dziewczyn. Takie wczesne liceum. Widząc demonstracje zaczynają machać i wysyłać całusy. Patrzę na idące obok mnie nauczycielki i widzę, że jest im bardzo miło.
Jaśkowiak za firanką
Na Placu Kolegiackim kończy się spacer, a zaczyna protest. Tłum, z pewnością ponad półtoratysięczny skanduje „Edukacja”. Zachęca też prezydenta Jaśkowiaka do wyjścia z budynku. Włodarz nie pojawił się jednak na dziedzińcu.
Z Małgorzatą Wiater, również germanistką rozmawiam kiedy protest powoli wygasa. Nauczycielka nie podziela entuzjazmu kolegów i koleżanek. Nie ucieszyły jej szczególnie nawet te pozdrowienia od uczennic na rynku. – Sam Pan widzi, że uczniów jest tu naprawdę niewiele – zwraca uwagę.
Pani Wiater nie ma wątpliwości, że strajk był jedynym możliwym rozwiązaniem. – Racja jest oczywiście po naszej stronie. Rząd nas ignoruje w sposób, który nie miał jeszcze miejsca w historii. Wszystkie wypowiedzi rządu są kłamstwem i odwracaniem kota ogonem.
– My nauczyciele nie rozumiemy, że kraj się godzi na słuchanie tych kłamstw, a jeszcze do tego się na to godzi – wzdycha.
No a co z tym Jaśkowiakiem? Nie wyszedł w końcu. Ktoś mówił, że widział jak nieśmiało macha przez firankę.
Nauczycielka niemieckiego rozgląda się po placu – Podpisałam list otwarty. Larum grają prezydencie – uśmiecha się. – Proszę pana, ja mogę mówić tylko za siebie, a ja czuję się trochę porzucona, mimo, że nie jestem w związku bezpośrednim z prezydentem, to taka przenośnia. – mówi ładnie znudzonym głosem. – Prezydent, który stał na straży wolności demokracji i opowiadał się po stronie wielu racji, które ja również podzielam, teraz podjął decyzje kompletnie dla mnie niezrozumiałą.
– Najważniejsze jest to, że zobaczyliśmy się nawzajem – mówił Maciej Maciołek, nauczyciel zespołu szkolno-przedszkolnego nr 9 na Umultowie. Pan Maciej przyznaje, że nie liczył się, że jako nauczyciel nie będzie zarabiać kokosów. – To był trzydziesty rok w pracy. Gdyby nie pasja i gdyby nie to, że dostawałem przez te wszystkie lata taki fantastyczny feedback od moich wychowanków. To jest potwierdzenie, że moja praca ma sens. Czy kiedykolwiek czułem się doceniony finansowo? Chyba nie.