Tej parady w planach finansowych na 2019 rok nie było i warto zadać pytanie, z jakich szkoleń lub zakupów
trzeba będzie zrezygnować? – mówi w rozmowie z Justyną Koć (wiadomo.co) generał Mirosław Różański,
były dowódca generalny rodzajów sił zbrojnych.
JUSTYNA KOĆ: 3 maja w Warszawie odbędzie się wielka defilada wojskowa „Silni w Sojuszach” z okazji 20-lecia wejścia Polski do NATO i 15-lecia do UE. To dobry pomysł?
GEN. MIROSŁAW RÓŻAŃSKI: Trzeba zadać sobie pytanie, czy racjonalne jest, aby w ciągu roku organizować taką liczbę pokazów i defilad. Do tej pory raz w roku, 15 sierpnia, w Święto Wojska Polskiego organizowana była wielka defilada, która dedykowana była społeczeństwu; aby przybliżyć, kim jesteśmy, jaki mamy potencjał, sprzęt. Zawsze w pełni popierałem te przedsięwzięcie. Dzisiejsze inicjatywy związane z datą 3 maja są moim zdaniem odwróceniem uwagi od faktu permanentnego łamania ustawy zasadniczej, bo o konstytucji powinno się dyskutować w trakcie „jej święta”; ciekawe, co będzie motywem przewodnim defilady 15 sierpnia? Po wtóre, myślę, że dotychczas żołnierze, którzy pełnili służbę w różnych częściach świata w ramach misji i kontyngentów z naszymi koalicjantami, żołnierzami Sojuszu Północnoatlantyckiego, udowodnili, że jesteśmy wiarygodnym partnerem. To należy podkreślać i to powinno być głównym motywem obchodów związanych z rocznicą naszego członkostwa w NATO. Sam niejednokrotnie spotykałem się ze słowami uznania dla naszych żołnierzy i ten szacunek im się rzeczywiście należy.
Czy rzeczywiście mamy się czym pochwalić, jeśli chodzi o sprzęt wojskowy?
Gdybyśmy się odnieśli do kwestii, czy mamy się czym chwalić, to chciałbym przywołać słowa naszych kolegów z Gdyni, gdzie jeszcze niedawno stały przecież okręty NATO. Mamy tu sytuację paradoksalną, gdzie nasi sojusznicy wskazują na znaczenie Bałtyku i potrzebę posiadania określonego potencjału w tej części Europy, a my w tym czasie robimy zupełnie coś odwrotnego – zamykamy programy związane z modernizacją Marynarki Wojennej. Oczywiście 3 maja nie będzie sprzętu MW, bo na Wisłostradzie niewiele mogliby zaprezentować. Sprzęt, który będzie w Warszawie, po pierwsze był już prezentowany i dziś możemy pozwolić sobie na retrospekcję i ocenę tego, co się stało w 2015 roku. Przypomnę, że wówczas opinia publiczna mogła wielokrotnie usłyszeć, jaki to straszny stan sił zbrojnych został zastany przez obecny rząd. Słuchaliśmy przez następne miesiące przewodniczącego sejmowej Komisji Obrony Narodowej, pana majora rezerwy Jacha, który przekonywał, że w ciągu kilku miesięcy zrobiono więcej, niż w ciągu 8 lat poprzedni rząd. Dziś, po niespełna 4 latach, nic nie wskazuje na to, aby w zakresie modernizacji technicznej zostały wprowadzone nowe systemy uzbrojenia. Oczywiście oglądane armatohaubice KRAB są powodem do dumy, tylko chciałbym przypomnieć, że decyzja o kupnie licencyjnym podwozi do tych armatohaubic jest ówczesnego wiceministra obrony narodowej Mroczka. Niektórzy mówią wręcz, że na szczęście obecny rząd nie zdążył zatrzymać tego programu. Mamy moździerze RAK, które są także powodem do satysfakcji i dumy, ale to również nie ten rząd i jego decyzje spowodowały, że ten sprzęt jest na wyposażeniu. Nie jest jednak istotą, aby się licytować, kto rozpoczął te programy zbrojeniowe, bo to są procesy, które są mierzone latami, w horyzoncie dekady od określenia potrzeb operacyjnych. Gdyby tę dewizę minister Macierewicz, a potem minister Błaszczak stosowali, to moim zdaniem w roku 2015 mieliśmy niezłą wyjściową pozycję, żeby wiele zmienić w polskiej armii i naszym systemie bezpieczeństwa. Dziś wiele rozwiązań, związanych z wojskami lądowymi i specjalnymi, w tym wielozadaniowe śmigłowce, mogłyby być podziwiane nie tylko podczas defilady, ale byłby to sprzęt, który już wszedłby na wyposażenie i byłby operacyjny. Tak zobaczymy tylko śmigłowce, które kupiła policja i wojska specjalne, zresztą w szczątkowych ilościach. Dla mnie ta defilada jest gestem politycznym i niezrozumiałym z praktycznego punktu widzenia. Pomijam już, że koszty są niebagatelne, to kwoty dużo większe, niż setki tysięcy złotych. Tej parady w planach finansowych na 2019 rok nie było, warto zadać pytanie, z jakich szkoleń lub zakupów trzeba będzie zrezygnować.
Obecna władza zamiast wydatkować środki przewidziane dla MON na modernizację armii wydaje je na grające ławki z okazji odzyskania niepodległości, a teraz funduje społeczeństwu kolejna defiladę; myślę, że to nie jest najlepszy kierunek.
To pudrowanie rzeczywistości, w myśl igrzyska zamiast chleba? Nie mamy co prawda Caracali, ale za to piękną defiladę.
Na to wygląda. Oglądałem ostatnio po raz kolejny jeden z moich ulubionych filmów – „Gladiator”, gdzie właśnie Cezar fundował ludziom Igrzyska. Nieważne, że był niedostatek i głód, społeczeństwo było karmione teatrem, który budził emocje. Jestem przekonany, że 3 maja w większości społeczeństwa defilada wzbudzi pozytywne emocje, bo wojsko cieszy się popularnością. Ludzie zawsze chętnie oglądają sprzęt wojskowy, tym bardziej, że na co dzień jest on niedostępny. Tylko z punktu widzenia premiera, prezydenta, szefa MON – czy powinniśmy zabiegać tylko o dobre wrażenie i odczucie estetyczne oglądających defiladę Polaków, czy ci panowie powinni kierować się troską o bezpieczeństwo naszego kraju i rozwój sił zbrojnych?
Widział pan filmik MON promujący defiladę?
Tak i czasem się zastanawiam, kto doradza ministrowi. Znam wszystkich generałów, którzy w nim występują, poza panią, która składa meldunek za jednostki niewojskowe. Podejrzewam, że dostali oni rozkaz, że trzeba uczestniczyć w takim filmie. Według mnie oni powinni zdawać sobie sprawę, że z okazji rocznicy Sojuszu powinniśmy pokazać to, co najlepsze. Zresztą każdy, gdy przyjmuje gości, to chce ich zaprowadzić do najlepszego salonu, pochwalić się, jak dom jest urządzony. Proszę sobie wyobrazić, że my mamy wprowadzony nowoczesny sprzęt. To są moduły stanowiska dowodzenia, mamy naprawdę imponujące centra operacyjne, z których można kierować wojskami. A tutaj wygląda to tak, jakby miało się promować grupę rekonstrukcyjną: wzór starego namiotu z ubiegłego wieku, ta komiczna sytuacja, kiedy dowódcy szczebla operacyjnego składają meldunek o ilości sprzętu…
Tymi sprawami u mnie zajmowali się oficerowie w stopniu pułkownika i podpułkownika, a generał nadzorował proces przygotowania defilady. Ja tylko przedstawiałem zarys ministrowi, bardziej, aby zapewnić przełożonych, że defilada będzie zabezpieczona, również pod względem komfortu stolicy. Tutaj widzimy teatr z ministrem w roli głównej, który wciela się w rolę dowódcy, który zadaje pytania, na końcu jeszcze dyrektywnie stwierdza, że realizuje zadanie. Czy tym powinien zajmować się minister? Jeżeli taki jest poziom wiedzy i kompetencji osób, które dziś mają dbać o nasze bezpieczeństwo, to powiem, że fajnie jest się zabawić w dowódcę drużyny, pewnie jakiś wspomnienie z harcerstwa wśród polityków ma tu znaczenie, ale ktoś tym panom powinien powiedzieć, że minister zajmuje się zupełnie czymś innym. Z ubolewaniem muszę też powiedzieć, że podobną niekompetencję dostrzegam w zachowaniu żołnierzy zawodowych, którzy dziś mniej zabiegają o kwestie podnoszenia swojej wiedzy, a nade wszystko chcą przypodobać się politykom. Jestem aktywnym dyskutantem w mediach społecznościowych i widzę wpisy jednego z dowódców szczebla taktycznego, który każdy komunikat, który jest zamieszczony przez premiera czy ministra, nawet niezwiązany z kwestią wojska, lajkuje. Zatem albo ten oficer zajmuje się tylko obserwowaniem mediów, także w godzinach służbowych – na co wskazują godziny jego aktywności – albo ta forma aktywności jest dla niego ścieżką do robienia kariery zawodowej, co jest niepokojące.
Wróćmy do rocznicy naszego członkostwa w NATO. Pawie każdy, gdy mówi Sojusz Północnoatlantycki, to myśli przede wszystkim Ameryka, ale czy obecny rząd nie zatracił się w tej miłości do USA? Przypomnę konferencję bliskowschodnią czy „Fort Trump”. Czy to nie osłabia jednak naszego strategicznego bezpieczeństwa?
Relacje międzynarodowe mają kilka płaszczyzn. Jesteśmy członkiem NATO i UE, ale nie wyklucza to naszych bilateralnych relacji z państwami czy zawiązywania koalicji. Przypomnę, że nasz pobyt w Iraku był pobytem koalicyjnym w ramach „Iraqi Freedom”.
Jeżeli my ponad miarę deklarujemy naszą sympatię i atencję do jednego z członków NATO, czyli USA, i niejednokrotnie składamy deklaracje, które nie są uzgodnione w ramach sojuszu, to jest tu coś nie w porządku.
NATO opiera się na kolektywnym podejmowaniu decyzji. Rekomendowałbym premierowi, prezydentowi i ministrowi obrony narodowej, aby zapoznali się z procesem decyzyjnym, jaki obowiązuje w Sojuszu. Deklaracje naszych polityków, które są skierowane w zasadzie tylko do naszych kolegów z USA, przy jednoczesnym deprecjonowaniu naszych partnerów europejskich, przypomnę tylko uwagi szefostwa MON o Francuzach, są to niepokojące praktyki. Tym bardziej, że dzisiejsza administracja prezydenta Trumpa mocno odbiega od poprzednich. Przypomnę innego prezydenta, który także wywodził się z konserwatystów, Ronalda Reagana, i jego wpływ na odzyskanie niepodległości przez Polskę i rolę jaką odegrał w zimnej wojnie. Musimy zdać sobie sprawę, że Stany Zjednoczone są graczem globalnym i dla nich Polska nie jest centralnym graczem, jeśli chodzi o politykę zagraniczną. Natomiast jeżeli ktoś daje się zwieść okrągłym słowom, które w dyplomacji są stosowane, a niewiele znaczą, to nie świadczy to dobrze ani o politykach, ani o naszym bezpieczeństwie. Jeżeli zastanowimy się nad konsekwencjami określenia „Fort Trump”, to po pierwsze zaskoczyliśmy naszych partnerów z NATO, po drugie ta determinacja polskich polityków, którzy zadeklarowali nawet 2 miliardy dolarów na przygotowanie infrastruktury, tak naprawdę postawiła nas w sprzeczności z koncepcjami dotyczącymi aktywności wojsk amerykańskich w Europie, które ja poznałem do 2016 roku. Nie sądzę, żeby przez te trzy lata coś się diametralnie zmieniło. Znam narrację amerykańskich wojskowych dotyczącą rozmieszczenia wojsk w Europie, a tu się okazuje, że nasi politycy sami kreują wojskową rzeczywistość.
Przypomnę, że prezydent Duda, który pierwszy użył określenia „Fort Trump” podczas wizyty w Stanach Zjednoczonych, sam wycofał się z tego i traktuje tę nazwę jako umowną. To pokazuje, jak dużą niewiedzę mają nasi politycy w kwestiach strategicznych rozwiązań NATO.
Pachnie tragedią…
Powiem szczerze, że niepokoi mnie takie zobojętnienie na ten stan rzeczy. Pytała pani, czy nasz rząd nie zatracił się w uwielbieniu dla USA. Moim zdaniem tak, ale niewiele jest osób, które merytorycznie zajmują się kwestiami bezpieczeństwa czy sił zbrojnych, które ten temat by podejmowały. Tych zdarzeń jest już tak wiele – łamania procedur, przepisów, dokonywania zakupów z pominięciem prawa zamówień publicznych – że chyba trochę żeśmy zobojętnieli, co jest bardzo niepokojące. Nie ma racjonalnych i trzeźwych ocen, hasłami i defiladami chce się wypełnić tę wyrwę, która moim zdaniem od 4 lat jest dokonywana w naszym systemie bezpieczeństwa.