8 grudnia 2024

loader

O sprawiedliwości społecznej

W sieci, w prasie i tygodnikach jest wiele tekstów (niektóre nawet poważne) mówiących o potrzebie pracy organicznej, pracy u podstaw, która, dobrze wykonana, mogłaby przynieść sukces i przerwać proces budowy autorytarnego systemu rządów w Polsce.

To dobrze. Trzeba, ogarnąć się po wyborach, w których policzyliśmy się – jest nas dokładnie pół na pół.

Wybory prezydenta to wybory, w których zwycięzca bierze jednak wszystko, nawet wtedy, gdyby miał tylko o jeden głos więcej od konkurenta. Tu przewaga wynosiła ponad czterysta tysięcy głosów i nawet wiele tysięcy protestów wyborczych w pełni uzasadnionych — nie wystarczy.

Możemy teraz spekulować czy władza uwzględni ten prawie remis i zacznie dostrzegać opozycję, czy wręcz przeciwnie – tym mocniej dokręci śrubę i domknie budowę satrapii. Jak będzie zobaczymy…

Chciałbym, nawiązując do pierwszego zdania, tego o potrzebie pracy organicznej, powiedzieć coś wybiegającego w przyszłość; coś, co może wydać się abstrakcją, pełnym odlotem. Chciałbym mianowicie podać kilka wskaźników i opisać kilka procesów społecznych, których obecność w naszym życiu społecznym pozwoliłaby mi nazwać je opartym o zasadę sprawiedliwości społecznej.

Nie będę przywoływał tekstu obowiązującej Konstytucji, w której zasada ta jest zapisana wprost w jednym z pierwszych artykułów. To, że zapisaliśmy ją w Konstytucji — nie oznacza, że stosujemy ją w praktyce rządzenia i to niezależnie do tego, kto w danym momencie rządzi.

Tak się mi ułożyło, że byłem jednym z 560 parlamentarzystów głosujących przyjęcie tej Konstytucji – ja głosowałem „za”, pamiętam też kto głosował „przeciw”.

Skoro tak — to zrozumiałe jest, że jestem szczególnie wyczulony na nieobecność w praktyce życia społecznego zasady sprawiedliwości społecznej.

No to teraz do konkretów!

Z morza spraw i problemów, w których możemy śledzić i analizować jak funkcjonuje w nich zasada społecznej sprawiedliwości, wybierzmy przykładowo prawo do zdrowia i życia. To najbardziej fundamentalne prawo. Nie ma nic bardziej podstawowego w piramidzie ludzkich potrzeb niż te dwie wartości.

W Polsce, od czasów Wielkiej Transformacji, ta dziedzina przechodziła różne koleje. Wspólną cechą wszystkich ekip było głębokie niedoinwestowanie opieki zdrowotnej i obiektów służby zdrowia. Wszyscy mamy w pamięci ostatni strajk młodych lekarzy i ich żądanie 6,5% dochodu narodowego na służbę zdrowia, na konieczne podwyżki płac średniego personelu medycznego i młodych lekarzy.

I co?

I nic, wszystko to zostało w sferze planów a w związku z nieuchronnym kryzysem wywołanym światową pandemią – pewnie niezrealizowanych planów.

To ta władza ma ten problem.

Poprzednia władza winna jest wejścia na ścieżkę prywatyzacji służby zdrowia, potraktowania szpitali i innych placówek opieki zdrowotnej jako biznesów, doprowadzenia do tego, że zanikła relacja lekarz – pacjent. Teraz jest lekarz – klient, a to zupełnie co innego.

Prawo do zdrowia i życia w naszym kraju zależy od zasobności portfela. Prywatne pieniądze, kursujące w opiece zdrowotnej, w naturalny sposób wpływają na pogłębianie się różnic w dostępie do specjalistycznych procedur. Skoro jest rynek usług medycznych, to działają bezwzględne prawa rynku – prywatyzacji podlegają te procedury, których wysokość wyceny przez NFZ rokuje zyski dla właścicieli sprywatyzowanych obiektów. Te niedochodowe pozostają w NFZ i znaczy to tylko tyle, że wydłużają się tam kolejki a tym samym i czas oczekiwania na zabiegi ratujące zdrowie a często życie człowieka.

Gdzie w całości systemu opieki zdrowotnej w Polsce jest sprawiedliwość społeczna – ta ogólna zasada naszego ustroju określonego w Konstytucji? Moim zdaniem nie ma jej wcale.

Jeżeli mamy tworzyć alternatywne programy, które spowodują, że nas będzie więcej, to ta sprawa ma numer 1.

Niech drugą sprawą stanie się sprawa dostępności mieszkania dla wchodzących w wiek dorosłości młodych ludzi.

Przez wszystkie potransformacyjne lata wszystkie ekipy „olewały” ten problem. Były albo plany, albo dobre rady wujka Bronka – zmień pracę, weź kredyt, to będziesz miał mieszkanie.

Mieszkanie w Polsce jest towarem. Towarem jednak szczególnym: od dostępności do niego zależy wprost przyszłość polskiego społeczeństwa, jego wielkość i siła. Nawet jeżeli przyjąć tezę, że mieszkanie to towar, to trzeba podkreślić jego szczególną wartość – nie może być tak, że państwo nie zbudowało znaczącego rynku mieszkań na wynajem, tak jak to jest na świecie, tym mądrzejszym od nas. Nie może być tak, że młodzi ludzie, biorąc kredyt, stają się niewolnikami banków na kilka dziesiątków lat, pozostając przez cały ten czas kredytobiorcą, a nie właścicielem mieszkania — bo to bank jest jego właścicielem.

Kto policzył dramaty i tragedie wynikłe z takich stosunków, naprawdę egzystencjalnych, podstawowych, kto policzy samobójstwa i ciężkie choroby uwikłanych w kredyty bankowe młodych ludzi?

Jest tam gdzieś zasada społecznej sprawiedliwości, czy tylko bezwzględna żądza zysku deweloperów, działających na polskim rynku mieszkaniowym?

Czas najwyższy dokonać przeglądu światowych rozwiązań budownictwa mieszkaniowego i zakończyć ten chocholi taniec – to zadanie dla tej myślącej i wrażliwej części sceny politycznej.

I jeszcze jeden problem. Ten związany z systemem edukacji i wychowania młodzieży.

Czy mamy coś więcej niż przesłanie sprzed wieków – „Takie będą Rzeczypospolite, jakie jej młodzieży chowanie”?

Czy ma coś wspólnego z zasadą społecznej sprawiedliwości zapaść w systemie polskiego szkolnictwa? Zapaść, zaczynająca się od tego ile państwo — tak państwo, a nie rynek — płaci nauczycielom w Polsce. Czy może być coś bardziej kompromitującego niż to, co działo się w polskiej szkole za rządów poprzedniej pani minister – obecnie europosłanki – i obecnego ministra oświaty i wychowania?

Opowiadanie o potrzebie reformy programowej jest prawdziwe – najpierw jednak doprowadźmy do tego, aby młodzi ludzie wybierali kierunek studiów przygotowujący do zawodu nauczyciela świadomie – wiedząc, że to jest dobry i dobrze płatny zawód, cieszący się ogromnym szacunkiem.

Pamiętamy definicję państwa policyjnego – państwo policyjne to takie państwo, w którym policjant zarabia więcej niż nauczyciel.

Polska od trzydziestu lat jest państwem policyjnym a mierząc to miarą wysokości zarobków – coraz bardziej państwem policyjnym.

Podałem trzy przykłady – mogę ich podać trzydzieści. Chodzi jednak o to, aby zacząć takie myślenie, które ma oparcie o zasady.

Ja proponuję zasadę sprawiedliwości społecznej.

Mamy ją zapisaną w Konstytucji – chodzi o to, aby była stosowana w praktyce.

Małgorzata Kulbaczewska-Figat

Poprzedni

Powyborcze żale

Następny

Lewico, do kogo mówisz?

Zostaw komentarz