Sześć lat po ukończeniu Wydziału Aktorskiego warszawskiej PWST (1974) ukończył Wydział Reżyserii tejże uczelni (1980), bo jak sam wspominał, czuł, że „zamknięty tylko w aktorstwie będzie się dusił, „oszaleje”.
Andrzej Strzelecki czuł to, jako człowiek inteligentny i nie zadufany w sobie, choć debiutował na ekranie filmowym jeszcze w 1967 roku jako nastolatek, w trybie zupełnie przypadkowym, „amatorskim”, w filmie Jana Rybkowskiego „Kiedy miłość była zbrodnią”. Pojawił się lub zagrał epizody w kilku zaledwie filmach kinowych („Przepraszam czy tu biją?” M. Piwowskiego (1976), „Ostatnie okrążenie” K. Rogulskiego (1977), „Rozmowy nocą” M. Żaka, „Bitwa warszawska 1920” J. Hoffmana (2011) oraz w kilku telewizyjnych serialach, m.in. „W pustyni i w puszczy” (2001), choć jedyną serialową rolę wiodącą zagrał tylko w „Klanie” (dr Koziełło). Zagrał też w kilkunastu spektaklach Teatru Telewizji, głównie o komediowym charakterze. Paradoksalnie, choć miał w sobie pewną dawkę naturalnej siły komicznej (choćby w nieco „klaunowskich” rysach twarzy), właściwie nie grał ról komediowych. Dlatego, choć występował także na scenie teatralnej jako aktor, to przede wszystkim reżyserował, w teatrach Warszawy (Rozmaitości, Rampa, w którym także dyrektorował w latach 1987-1997) i gościnnie w wielu teatrach kraju. Wybierał teksty z kręgu dobrej literatury, miał wyrafinowany gust, ale jego zainteresowania nakierowane były nie na klasycznie dramatyczną, lecz na lżejszą muzę teatralną, bliższą komedii, często korelującą z wodewilem, musicalem, rozmaitymi formami muzycznymi, wokalnymi. Ten nurt sceniczny znał najlepiej, w nim czuł się „jak ryba w wodzie”. Doceniano sposób uprawiania przez niego tego gatunku, o czym świadczy, że najważniejsze nagrody reżyserskie otrzymał za reżyserię „Alicji w krainie czarów” (1979), „Clowni” (1981), „Złe zachowanie” (1984), „Cabaretro” (1988), „Love” (1991), a także za „Tutti e nessuno” wystawione we włoskim Arezzo (1985). Był zresztą laureatem wielu innych nagród za rozmaite dokonania. Jednak Andrzej Strzelecki pełnił znacznie więcej ról, niż tylko role aktora-epizodysty czy reżysera teatralnego. Był także satyrykiem, prezenterem telewizyjnym (prowadził szereg programów autorskich, np. „Paradę blagierów”, a także jeden z teleturniejów), reżyserem pokaźnej liczby prestiżowych krajowych festiwali, przeglądów, koncertów, gal filmowych, telewizyjnych, muzycznych (np. Krajowy Festiwal Piosenki Polskiej w Opolu, Festiwal Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni, wrocławski Przegląd Piosenki Aktorskiej, toruński Camerimage, czy Festiwal Gwiazd w Międzyzdrojach), a także prezentacji artystycznych za granicą. Był istnym „człowiekiem orkiestrą”, a przy tym odznaczał się wyrafinowanym, specyficznie inteligenckim dowcipem, charakterystycznym dla jego własnego i nieco starszego pokolenia twórców. Był też erudytą w domenie sztuk wszelakich, szczególnie filmu, teatru i muzyki, prawdziwym chodzącym magazynem wiedzy w tej dziedzinie, także cenionym „anegdociarzem”. Znany był też jako pasjonat golfa i odniósł szereg sukcesów na niwie tej dziedziny zarówno jako gracz jak i działacz golfowy. Uwieńczeniem jego dokonań był przyznany mu w 2004 roku tytuł profesora sztuk teatralnych oraz funkcja rektora warszawskiej Akademii Teatralnej im. Aleksandra Zelwerowicza, którą pełnił w latach 2008-2016. Choć sam tylko w ograniczonym stopniu zrealizował się w aktorstwie, to był wybornym, wszechstronnym (od sfery czystych umiejętności po typologię i psychologię) znawcą tego zawodu. W wywiadzie, którego udzielił mi w 2011 roku, tak mówił o przemianach dokonujących się w tej profesji: „Podstawową zmianą, jaka zaszła, jest zmiana ustroju. Co to oznacza? Do momentu zmiany ustroju teatr pełnił różne funkcje o charakterze społecznym. Po zmianie stał się tylko jednym z licznych sposobów korzystania z życia, także przez studentów i młodych aktorów. Oni są nastawieni egoistycznie na siebie, bo zmusza ich do tego kapitalizm, rynek. Ja wychowałem się w czasach zespołowych. Poza tym teatr utracił mistyczną magię przekaźnika prawdy. W zamian zaproponował publiczności przypatrywanie się światu aktorskiemu jako światu celebryckiemu. Konsekwencją tego stanu rzeczy jest eliminacja wszelkich kryteriów wartości. Kiedyś wiedzieliśmy, kto jest kim w środowisku, a piramida hierarchiczna powstawała naturalnie. Teraz obca siła, spoza środowiska, zaczęła budować swoje piramidy i namieszała ludziom we łbach. Kiedy mówiło się „aktor”, to miało się na myśli Holoubka, Stuhra, Fronczewskiego, a teraz określa się tym słowem jakieś młodziutkie efemerydy bez najmniejszego dorobku. Pewna pani z Indii zapytała mnie, tu w Warszawie, gdzie podziali się znani jej polscy aktorzy starszego i średniego pokolenia. Spytała, czy my ich chowamy czy palimy na stosie (śmiech). Bo zobaczyła we wszystkich spektaklach samych młodych ludzi”.
Zapytany o przemiany technik i stylów gry aktorskiej stwierdził: „Odpowiedź na to uzyska pan oglądając stare taśmy ze spektaklami teatru telewizji, np. spektakl „Mistrza” Jerzego Antczaka sprzed 45 lat, gdzie stary już wtedy aktor Janusz Warnecki gra tak, że to do dziś jest współczesne. Podobne wrażenie odnosi się, gdy patrzy się na Bogumiła Kobielę w „Mieszczaninie szlachcicem” Moliera w reżyserii Jerzego Gruzy sprzed 43 lat. Ale już tak szacowni aktorzy jak Tadeusz Białoszczyński czy Zdzisław Mrożewski nawet jako młodzi grali tradycyjnie, hieratycznie, na wysokim C. Czyli nie metryka i czas, ale typ talentu i indywidualności decyduje”.
Urodzony w Warszawie 4 lutego 1952 roku zmarł tamże, w wyniku ciężkiej choroby, 17 lipca 2020 roku.