8 listopada 2024

loader

Po co komu rewolucjoniści

Za walkę o wyzwolenie społeczne w Imperium Rosyjskim groziło więzienie, zesłanie, wreszcie kara śmierci. Dziś poległymi rewolucjonistami zajmują się samozwańczy pisarze historii jedynej prawdziwej i albo uparcie dążą do wymazania ich z pamięci, albo przewracają ich biografie do góry nogami. Efekty widzieliśmy w ostatnich dniach w Wilnie, w Puławach – i nie tylko tam.

Gdyby Wincenty Konstanty Kalinowski, rewolucjonista, uczestnik polsko-rosyjskich organizacji antycarskich, orędownik uwłaszczenia chłopów i parcelacji wielkiej własności ziemskiej, zobaczył swój pompatyczny pogrzeb w Wilnie, byłby co najmniej zdziwiony. 22 listopada 2019 r. trumnę z jego szczątkami z katedry w stolicy Litwy na cmentarz na Rossie odprowadzały delegacje rządowe z pięciu krajów, w tym obecny prezydent Litwy Gitanas Nauseda razem z poprzedniczką, z Polski zaś – prezydent i premier. Wszyscy prześcigali się w przemowach i budowaniu paraleli między historią a współczesnością. Tyle, że z historycznych poglądów Kalinowskiego niewiele w tym wszystkim zostawało. Rewolucjonistę przykrojono do modelu, na który obecnie polskie władze zgłaszają większe zapotrzebowanie – narodowego bojownika o wyzwolenie Polski, a przy okazji narodów sąsiednich, spod rosyjskiej dominacji.

Ignorancja władcy

Gdyby Duda poczytał trochę więcej chociaż o samym powstaniu styczniowym, trafiłby zapewne na prace jego weterana Walerego Przyborowskiego „Dzieje 1863 roku” oraz „Ostatnie chwile powstania styczniowego”, a tam na charakterystykę człowieka, z którego zrobił bojownika o państwo narodowe.
„W chwili wybuchu najwybitniejszą osobą w Komitecie litewskim został Kalinowski, postać z pomiędzy tłumu spiskowców wszelkiego rodzaju tej epoki burzliwej, malująca się najdosadniejszymi i najbardziej zdecydowanymi rysami. Krańcowy Czerwieniec, z podkładką demagogiczną, wyznawca teorii wywrotu socjalnego, był człowiekiem niezaprzeczenie czystym, wielkiej energii i niezłomnego charakteru. Szlachcic z rodu, potomek tej drobnej szlachty mazurskiej, która za Rzeczypospolitej niosła w dziewicze puszcze litewskie zdobycze kultury polskiej, syn tkacza ze Świsłoczy, już w Petersburgu, jako student tamtejszego uniwersytetu, należał do wszystkich kółek rewolucyjnych, jakie na gruncie stolicy caratu przez kilka lat z rzędu powstawały. Po ukończeniu studiów, powrócił w stopniu kandydata prawa do rodzinnej Litwy i rzucił się w wir ówczesnych wypadków. Był on bezwzględnym wyznawcą teoryi demagogiczno-komunistycznych Centralizacji emigracyjnej i federacyjnych programów Hercenowskiego „Kołokola”. Nie wierzył więc w powstanie rozpoczęte, kierowane i prowadzone przez szlachtę”.

Nie z tej bajki

Kalinowski nie wierzył w powstanie, w którym nie wezmą udziału szerokie masy ani nie utożsamiał się z prosto pojmowaną walką polsko-rosyjską. Udział w ruchu antycarskim wspólnie z rosyjskimi radykałami był dla niego czymś naturalnym. Gdy wydawał, na trzy lata przed powstaniem, pismo „Mużyckaja Prauda”, drukował je w języku białoruskich chłopów, choć alfabetem łacińskim. Atakując na jego łamach „Moskali” nie kierował się antagonizmem narodowym, lecz występował przeciwko aparatowi państwa carskiego i obszarnikom. Włączył się do walki o wyzwolenie polsko-litewskiego państwa federacyjnego spod władzy Petersburga, ale z założeniem, że w państwie tym dojdzie do parcelacji wielkiej własności ziemskiej i reformy rolnej, a masy chłopskie zyskają podmiotowość. – Jednoczy nas ta sama, co ich wtedy, przed 156 laty, wspólnota pamięci i losów. Wspólnota wartości i wspólnota dążeń – mówił nad trumną Kalinowskiego Andrzej Duda. Człowiek, o którym można powiedzieć wszystko, ale nie to, by walczył o równość i dążył do wyzwolenia społecznego.
Prezydent Litwy w swoim przemówieniu manewrował, jak mógł, byle ukryć fakt, że powstanie styczniowe w narodowej historiografii litewskiej uważa się w zasadzie za zryw czysto polski, szlachecki, który po swojej przegranej tylko pogorszył sytuację małego i wciąż nie do końca ukształtowanego narodu litewskiego. – Powstanie styczniowe na Litwie przez długi czas było tematem skomplikowanym. Nie byliśmy pewni, jak nowoczesną Litwę połączyć z dziedzictwem Litwy historycznej. Pochówek szczątków powstańców pozwala nam na nowo przemyśleć XIX-wieczną historię Litwy i całego regionu – mówił Gitanas Nauseda. Odważył się też wspomnieć, że jednym z celów Kalinowskiego i towarzyszy była sprawiedliwość społeczna. Przekonywał, że to „znak otwarcia naszych narodów na nowoczesność”. Abstrahując od stopnia ukształtowania narodu litewskiego w 1863 r. – szkoda, że niepodległe Polska i Litwa, kiedy już powstały, niespecjalnie realizowały tę nowoczesną ideę w praktyce.

Co z tą Litwą?

Na wileńskich uroczystościach triumfy święciła inna idea. Doskonale ujął to we wpisie na Facebooku dyrektor muzeum X Pawilonu Cytadeli Warszawskiej Jan Engelgard: „Nad wszystkim unosi się wszechogarniająca rusofobia (co jest nieprawdą, bo czerwoni byli częścią rewolucyjnego ruchu rosyjskiego), po drugie na siłę kreuje się tezę, że w powstaniu były jeszcze strona białoruska i litewska, choć to nieprawda. Rok 1863 nigdy nie był częścią tradycji litewskiej i białoruskiej, o ukraińskiej nie mówiąc. Obecne sztuczne posługiwanie się tą tradycją ma na cele ideologicznego podbudowanie idei Międzymorza – i tyle”. By ratować podupadłe Międzymorze, zapaleni dekomunizatorzy wyciągną z kapelusza rewolucjonistę i odpowiednio ludziom wytłumaczą, o co mu tak naprawdę chodziło.
Na wewnętrznym polskim podwórku za to po staremu Kiedy już się skasowało wszystkie niewłaściwe ulice (ewentualnie przegrało w tej sprawie w sądach administracyjnych i niektóre trzeba zostawić), wyrzucono na złom tablice poświęcone strajkującym robotnikom z okresu międzywojennego, na swoje nieszczęście należącym do niewłaściwych partii, albo partyzantom o lewicowej orientacji, a wreszcie zniszczono upamiętnienia żołnierzy radzieckich – narodowi katolicy muszą sięgnąć głębiej. Radni PiS z Puław wzięli na celownik Ludwika Waryńskiego. Twórca partii Proletariat był przez jakiś czas studentem tamtejszego Instytutu Gospodarstwa Wiejskiego i Leśnictwa, z Puław (wtedy Nowej Aleksandrii) jeździł do Warszawy działać wśród robotników fabrycznych. Dlatego wystawiono mu w mieście pomnik i przyznano ulicę.

Propagowanie czegośtam

Na ipeenowskiej liście obiektów do dekomunizacji nie ma ani jednego, ani drugiego, bo być nie może: ustawa z 2016 r. zakłada walkę z przejawami „propagowania totalitaryzmu”. Rządząca prawica jeszcze nie ośmieliła się zadekretować urzędowego wycięcia w pień całej historii ruchu robotniczego i socjalistycznego na ziemiach polskich. Kiedy w początkach ulicznego szaleństwa warszawska ulica Waryńskiego znalazła się pod ostrzałem ekstremistów, Instytut Pamięci Narodowej wydał nawet opinię, w której z wyraźną niechęcią przyznawał, że jednak autor manifestu Proletariatu to nie budowniczy totalitaryzmu. „Internacjonalistyczne i proletariackie poglądy Ludwika Waryńskiego, prezentowane przez niego w latach 70. i 80. XIX wieku,  mogą wzbudzać kontrowersje i dyskusje. Jednakże trudno utożsamiać je z niosącym nową formę zniewolenia totalitarnym systemem komunistycznym, jaki w praktyce powstawał kilkadziesiąt lat po jego śmierci” – wyrzucili z siebie „eksperci od historii”.
Radny Tomasz Kraszewski, który najgłośniej przeciwko Waryńskiemu, świetnie o tym wie, bo historię studiował, a potem jej nauczał. Nie próbuje więc nawet udawać, że chce zwalczać jakiś totalitaryzm. – Ludwik Waryński był przeciwny niepodległości Polski, istnieniu państw narodowych, a popierał państwo robotników i chłopów – oznajmił polityk PiS na posiedzeniu miejskiej komisji kultury i dodał, że pomnik takiego człowieka spotwarza rosnący na tym samym skwerze Dąb Niepodległości, posadzony w 10. rocznicę powstania II Rzeczypospolitej.

A Waryński na to…

Jak piszą dobrze zorientowani dziennikarze lokalnego „Dziennika Wschodniego”, o ile pomnik Waryńskiego ma mimo wszystko szanse się obronić, to jego ulica już raczej nie. Poważną kandydatką na nową patronkę jest księżna Maria Wirtemberska zd. Czartoryska, urodzona w Puławach, zasłużona m.in. tym, że będąc arystokratką pochylała się z troską nad biednymi chłopami. Filantropia księżnej to jak widać znakomity temat do upamiętnienia, organizowanie uciśnionych, by o swoje prawa walczyli – raczej do wyrzucenia. „Aby ziemia i narzędzia pracy przeszły z rąk jednostek na wspólną własność pracujących, na własność socjalistycznego państwa”, „Aby praca najemna zamieniona była przez pracę zbiorową, zorganizowaną w stowarzyszeniach fabrycznych, rzemieślniczych i rolnych” – to fragmenty programu Waryńskiego. Tu politycy PiS żadnej „wspólnoty wartości” nie odczuwają; nie ma zapotrzebowania. Nawet ataki na carski ustrój Proletariatu nie uratują, nie zrobi się z nich antyrosyjskich bojowników o Polskę.

 

Małgorzata Kulbaczewska-Figat

Poprzedni

Hoffmanizm polski czyli ciarki chodzą po plecach

Następny

Krzykacze

Zostaw komentarz