Na przestrzeni lat 1921-1939 i poczynając od roku 1989 obowiązywały w Polsce cztery konstytucje odmiennie ujmujące koncepcje praw i wolności obywatelskich. Zarówno jednak w modelu koncesyjnego zwierzchnictwa państwowego obowiązującego w Polsce międzywojennej, który zakładał że prawa i wolności obywatelskie wywodzone są z nadania państwa jak i w obowiązującej obecnie prawno-naturalnej koncepcji konstytucyjnej relacje państwa polskiego z kościołem układały się i układają bardzo podobnie.
W pierwszym okresie po odzyskaniu niepodległości Mała Konstytucja z 20 lutego 1919 roku stojąca na stanowisku skoncentrowania władzy w Sejmie Ustawodawczym i dążenia do jak najszybszego uchwalenia ustawy zasadniczej wprowadzała zasadę koncentracji władzy państwowej i zwierzchnictwa państwa we wszystkich sprawach w tym oczywiście działalności kościołów i związków wyznaniowych. Koncepcja taka dawała możliwość uregulowania statusu prawnego różnorodnych wyznań religijnych na równoprawnych zasadach tym bardziej, że główne mniejszości narodowe ukraińska, białoruska czy żydowska związane były konfesjami niekatolickimi. Niestety tak się nie stało, a Konstytucje z 17 marca 1921 r. oraz z 23 kwietnia 1935 r. przyznawały Kościołowi katolickiemu uprzywilejowaną pozycję prawną – „naczelnego stanowiska wśród równouprawnionych wyznań”. Uznana została pełna autonomia kościoła i złamana zasada przyznawania praw z nadania państwa co wynikało z zawartego w roku 1925 konkordatu oraz przepisów wykonawczych konkretyzujących jego postanowienia. Przewidywały one mianowicie m.in. swobodę w wykonywaniu władzy duchowej i jurysdykcji, administracji wewnętrznej i zarządu majątkiem. Duchowieństwo zostało zwolnione ze służby wojskowej i korzystało ze specjalnej ochrony karnej. Kościół korzystał z pomocy państwa przy wykonywaniu decyzji władz kościelnych i otrzymywał od państwa dotacje. Na przykład w 1938 roku była to kwota 20 mln złotych. Praktyka współdziałania państwa z Kościołem katolickim wykraczała jednak daleko bardziej poza przyznane prawem przywileje i stawała się coraz bardziej elementem realizacji polityki w tym przede wszystkim narodowościowej skierowanej przeciwko ludności ukraińskiej i białoruskiej wyznania prawosławnego i grecko-katolickiego oraz akceptującej ekscesy antysemickie polskich nacjonalistów.
Pomimo, że międzywojenny system zwierzchnictwa państwa nad związkami wyznaniowymi został po II wojnie światowej zastąpiony systemem zwierzchnictwa rozdziałowego realizowanego w warunkach państwa autorytarnego popierającego światopogląd materialistyczny, to pozycja Kościoła katolickiego nie tylko nie ucierpiała, ale uzyskała szerokie poparcie wiernych już jako instytucja wyznaniowa faktycznie monopolizująca całą sferę religijną. Nie bez znaczenia w procesie umacniania pozycji Kościoła pozostawała rekatolicyzacja Ziem Zachodnich i Północnych. Przejęcie przez Kościół katolicki w drodze zawłaszczenia majątku parafii protestanckich różnej konfesji, a także wielu obiektów kościołów wschodnich na Lubelszczyźnie i Podkarpaciu zostało z czasem zatwierdzone przez władze PRL-u stając się przysporzeniem majątkowym o istotnych rozmiarach i to znacznie wcześniej niż stały się nim działania Komisji Majątkowej szczodrze dysponującej na rzecz Kościoła mieniem państwowym i jednostek samorządu terytorialnego. W warunkach obowiązującej teoretycznie w Polsce Ludowej tzw. „separacji wrogiej” państwa i Kościoła realizował się proces unifikacji religijnej i umacniania wpływów instytucji religijnej w społeczeństwie i państwie, co w efekcie doprowadziło do ustępstw władzy wobec aspiracji Kościoła, uległości i poszukiwaniu wsparcia w latach stanu wojennego w zapewnieniu ładu i spokoju wewnętrznego, a w końcu całkowitej kapitulacji i zaakceptowania odejścia od laickiego modelu państwa w ustawach wyznaniowych z 17 maja 1989 r.
Od roku 1989 funkcjonuje w Polsce tzw. system „przyjaznego” rozdziału państwa od kościołów i związków wyznaniowych, jednakże przy wyraźnym nabieraniu przez państwo znamion konfesyjnych o orientacji katolickiej, które ostatecznie doprowadziły do ukształtowania się Polski jako państwa wyznaniowego za fasadą tzw. demokracji większościowej.
Relacje państwo – związki wyznaniowe po przełomie 1989 roku.
Po latach PRL-u dyskusja na temat Kościoła i roli religii w państwie i społeczeństwie mogła przebiegać znacznie szerzej i poważniej niż bezpośrednio po ukonstytuowaniu się pierwszego demokratycznego rządu na czele z Premierem Mazowieckim. Niestety relacja państwa z Kościołem katolickim w owym czasie pozostawała pod silną presją roszczeń Kościoła żądającego wprowadzenia religii do sfery publicznej. Dodatkowo hierarchię kościelną i polskiego papieża powszechnie uznawano, nawet w środowiskach niekonfesyjnej części społeczeństwa, za gwaranta trwałości przemian demokratycznych. W tych warunkach marginalizowane były wszelkie krytyczne opinie i oceny aktywności Kościoła i roli religii w społeczeństwie i państwie, a media publiczne eliminowały tego rodzaju treści uniemożliwiając szerszy zasięg swobodnej dyskusji publicznej w sprawach wyznaniowych. Najlepszym przykładem takich praktyk jest całkowity brak dyskursu publicznego w sprawie konkordatu ze Stolicą Apostolską. Tekstu umowy nie był przedstawiony opinii publicznej i nie poddano go dyskusji nawet po podpisaniu w 1993 roku.
Poczynając od 1989 roku możemy wyróżnić sześć zasadniczych okresów kształtowania się relacji państwa z Kościołem katolickim, determinowanych kolejnymi wydarzeniami jakie przesądzały o treści tych relacji.
Okres od 1989 roku do roku 1993 zakończony pospiesznym przyjęciem tekstu konkordatu tj. umowy międzynarodowej zawartej pomiędzy Rzeczpospolitą Polska, a Stolicą Apostolską. Okres ten charakteryzował się kształtowaniem podstawowych założeń aksjologicznych, prawnych i politycznych. Z jednej strony wypracowywanych pod presją społecznego poparcia dla kościoła jako sojusznika polskiej wolności, które sięgało na początku 1990 roku 90%, a z drugiej strony – w warunkach trudności gospodarczych i nachalnego narzucania rozwiązań w zakresie edukacji, ochrony zdrowia czy mediów, wywiedzionych z konfesyjnie zdefiniowanego systemu wartości i budzących sprzeciw części społeczeństwa. W efekcie przeforsowano wprowadzenie religii do szkół, co nastąpiło 3.08.1990 r. na podstawie aktu prawnego rangi instrukcji, a już jesienią doszło do debaty nazywanej debatą o ochronie życia, sprowadzającej się do przyjęcia zakazu aborcji, a nieco wcześniej wprowadzono do ustawy o radiofonii i telewizji przepisy o obowiązku respektowania w audycjach tzw. wartości chrześcijańskich – rok 1992. Na fali niezadowolenia spowodowanego powyższymi działaniami jak i angażowaniem się duchownych w wybory 1991 roku nastąpił spadek uznania dla kościoła do 38% ,co zapewne umożliwiło bądź ułatwiło wstrzymanie prac nad konkordatem, którego przyjecie miało stanowić hołd składany Kościołowi katolickiemu i osobie papieża podkreślający zasługi dla Państwa Polskiego.
Przyjecie tekstu konkordatu w 1993 i rządy postkomunistycznej lewicy zaznaczyły się intensyfikacją prac nad przygotowaniem projektu Konstytucji RP, naciskami środowisk kościelnych i ugrupowań prawicowych na ratyfikację konkordatu oraz uchwaleniem Konstytucji RP w dniu 20.04.1997 roku. Logika demokratycznej polityki i logika religii rodziły nieustannie napięcia szczególnie w wypadku ustalania aksjologicznych prawnych i politycznych reguł demokratycznej gry i pozycji jaką w państwie zajmować ma religia i jej instytucjonalny wyraz. Niewątpliwie dzięki rządom lewicy, oskarżanej często o kapitulanctwo wobec roszczeń Kościoła, udało się zachować jakieś minimum praw i wolności w zakresie sumienia i wyznania. Niestety w następnych latach gwarancje konstytucyjne okazały się całkowicie nie wystarczające, powszechnie ignorowane przez władze administracyjne i sądowe wobec presji kościoła i organizacji zorientowanych religijnie. W okresie tym wyraźnie ukształtowały się nurty polityczne reprezentujące stanowiska „katolicko-narodowe” nawiązujące do koncepcji Dmowskiego i Carla Schmidta głoszące powrót do historycznej tradycji, narodowych mitów i katolickiej tożsamości Polaków. Stanowisko laickiej części społeczeństwa reprezentowane przez lewicę i nieliczne organizacje świeckie oraz umiarkowanie liberalne spętane było poczuciem uległości wobec Kościoła i gotowością zadośćuczynienia mu za wkład w odzyskanie wolności i ograniczone zbyt dużym przekonaniem o jego znaczeniu i roli Kościoła w Polsce.
Lata 1997 do 2005 to okres decydujący dla polskich aspiracji o członkostwo w Unii Europejskiej, a dla Kościoła realny udział w tym procesie często jakby nie dostrzegany bądź marginalizowany przez obserwatorów świeckich. To jest okres rozpoczynający się wizytą delegacji polskiego Episkopatu w Brukseli, która miała miejsce w dniach 4-7.11.1997 roku i potwierdzającej publiczny status kościoła w tym procesie. Chociaż ogólna orientacja duchowieństwa była pozytywna, to w żadnej mierze nie była bezwarunkowa ani w relacji z rządem ani z Unią Europejską. Zróżnicowane postawy wobec akcesji stwarzały poważne problemy jak się wydaje również watykańskiemu kierownictwu liczącemu na zintensyfikowanie procesu rechrystianizacji Europy i wprowadzenie do opracowywanego wówczas projektu Konstytucji Europejskiej Invocatio Dei i postanowień nawiązujących do chrześcijańskich fundamentów Europy. Krytycy przystąpienia Polski do UE zgromadzeni wokół Radia Maryja i Naszego Dziennika wbrew stanowisku papieża uzyskiwali coraz większe poparcie w tradycjonalistycznie zorientowanym społeczeństwie i części kleru parafialnego. O pozytywnym stanowisku polskiego episkopatu przesądziła jednak większość duchowieństwa posłuszna papieskiemu zwierzchnictwu. Okres ten kończy śmierć papieża i zwycięstwo wyborcze partii przybierającej już religijny makijaż, lecz jeszcze nie całkiem religijnie zorientowanej i często krytykowanej przez przedstawicieli hierarchii kościelnej ( np. abp H. Muszyński ostro krytykował PiS za styl prowadzenia polityki), a list Lecha Kaczyńskiego zawarty w broszurze „Polska katolicka w chrześcijańskiej Europie” nie budził jeszcze entuzjazmu hierarchii kościelnej.
Okres rozpoczynający się po śmierci papieża i trwający do wyborczego zwycięstwa PIS-u w 14 z 16 województwach w roku 2005 to najbardziej gorący czas dla Kościoła katolickiego w Polsce. Zaczął się on od „bezkrólewia” polegającego na utracie przez większość społeczeństwa, a nie tylko katolików wspólnego autorytetu i punktu odniesienia jakim był Karol Wojtyła. Wywołany przez władzę PIS problem lustracji osłabiał pozycję hierarchów katolickich, a środowiska związane z obozem liberalnym nie wahały się zdecydowanie recenzować nieprzychylną im władzę i Kościół w sferze medialnej. W tym czasie, obfitującym w dramatyczne wydarzenia związane z katastrofą lotniczą pod Smoleńskiem, dochodzi do wyraźnego ukształtowania się aprobującego stosunku Kościoła do projektu IV RP braci Kaczyńskich. Okres przerwany odsunięciem koalicyjnego rządu PIS od władzy i względną neutralizacją stanowiska duchowieństwa wobec rządzących za cenę intensyfikacji materialnych przysporzeń, licznych koncesji i przywilejów kończył także proces wyposażania Kościoła katolickiego w zasadniczą część przekazanego mu majątku w postaci nieruchomości i kwot pieniężnych pozostawiając jednakże w dalszym ciągu otwartą możliwość akwizycji nieruchomości na Ziemiach Zachodnich i Północnych. Jednocześnie hierarchia kościelna mogła naocznie przekonać się o zdolnościach mobilizacyjnych elektoratu odwołującego się do narodowo-wyznaniowych idei dyscyplinowanych skutecznym narzędziem politycznym jakim w rękach Jarosława Kaczyńskiego okazał się klerykalizm polityczny wobec którego neoliberalny rząd Tuska okazał się bezsilny. Przeciwstawienie narodowo-katolickiej ofensywie happeningów Palikota z jednej strony, a gotowości do spełniania aspiracji Kościoła z drugiej, godzenie się na jego wzrastającą pozycję w społeczeństwie i państwie, a nawet gorliwość w oferowaniu rozmaitych przywilejów przyniosła jedynie czasową neutralizację postawy Kościoła. Trwała ona do czasu ostatecznego zamknięcia systemu przysporzeń majątkowych przez Komisję Majątkową i można było pomyśleć już nie tylko o panowaniu światopoglądowym lecz realnej władzy.
Wraz z wygraną partii rządzącej w wyborach parlamentarnych nadszedł okres kulminacji wszystkich osiągnięć Kościoła katolickiego z całego okresu minionego ćwierćwiecza. Stosunki Kościoła z państwem poddane zostały dyktatowi światopoglądowemu Kościoła katolickiego. Koncepcja „nowego Polaka” związanego tożsamościowo z religią jednego wyznania jest osią „naszości” coraz bardziej przypominającą faszyzm włoski czy faszystowski korporacjonizm Salazara w Portugalii. Jednocześnie żadne emocje i napięcia społeczne związane z udziałem duchowieństwa w działalności politycznej, patronowaniem różnego rodzaju przedsięwzięciom, z jawnym wspieraniem partii rządzącej jak i pomoc oraz wsparcie w doprowadzeniu jej do władzy e nie były w stanie wywołać większego protestu skierowanego przeciwko aktywności Kościoła w dziele klerykalizacji kraju. Nie znalazły odzwierciedlenia w stanowiskach partii opozycyjnych marginalizowanych przez Zjednoczona Prawicę. Zgodnie z obowiązującą w polskiej polityce zasadą omijania kwestii kościoła i religii w przestrzeni publicznej, opozycja truchlała na samą myśl o konieczności opisu rzeczywistej roli kościoła jako faktycznego koalicjanta władzy i jego poparcia dla kontrowersyjnego projektu realizowanego przez partię rządzącą. Nieśmiałe próby zwrócenia uwagi na rangę problemu klerykalizacji kraju podejmowane przez nielicznych naukowców i intelektualistów (Apel do władz Rzeczpospolitej Polskiej w sprawie klerykalizacji kraju) poparte podpisami kilkunastu tysięcy obywateli w ogóle nie został szerzej odnotowany w publicznej dyskusji, a brak w nim propozycji konkretnych inicjatyw czy działań skierowanych do społeczeństwa stawia go jedynie w rzędzie szlachetnego, lecz pozbawionego jakiejkolwiek skuteczności gestu mającego zwrócić uwagę rządzących na obowiązujące w Polsce „ustrojowe podstawy państwa i jego porządku prawnego” łamane bez żenady podobnie jak łamano je w dwudziestoleciu międzywojennym.
Wybory parlamentarne roku 2019 i prezydenckie z 2020 pomimo wprowadzenia do Sejmu i Senatu RP przedstawicieli partii lewicowych oczywiście nie były w stanie zmienić czegokolwiek w relacjach rządzących z Kościołem katolickim, który wyraźnie staje się już czymś więcej niż tylko koalicjantem partii rządzącej. Wyniki wyborów parlamentarnych, w których już wszystkie ugrupowania z wyjątkiem lewicy w sposób jawny odwoływały się do religijnej wizji świata i deklarowały gotowość akceptacji pozycji Kościoła świadczą o triumfie klerykalizmu politycznego jako najskuteczniejszego narzędzia politycznej ekspresji w państwie wyznaniowym. Za wyjątkiem neoliberalnego kandydata opozycji parlamentarnej, w dalszym ciągu nie przyjmującego do wiadomości klerykalizacji państwa, główni liczący się w wyborach prezydenckich kandydaci przywoływali religijne podstawy swoich wyborów wyraźnie potwierdzając zachodzący proces autoidentyfikacji państwa ze światopoglądem religijnym jednego wyznania. W tym stanie rzeczy już nie tylko pozycja danej partii politycznej w ramach koalicji rządzącej determinowana jest manifestacyjną religijnością, która podlega wartościowaniu przez Kościół katolicki, ale i funkcjonowanie na scenie politycznej ugrupowania opozycyjnego w warunkach uznania go za godny jej element. Pozwala to Kościołowi na kształtowanie poprzez swoje poparcie pozycji politycznej w układzie rządowym i parlamentarnym, co budzić musi zdziwienie wobec zachodzących procesów laicyzacji społeczeństwa wbrew narastającej presji jego narodowo-wyznaniowej ideologizacji. Efektem okresy zapoczątkowanego maratonem wyborczym 2019/20 będzie umacnianie antydemokratycznego, autorytarnego państwa wyznaniowego zwalczanie instytucji demokratycznych, wolnych mediów, i wolnej myśli, a w końcu podstawowych praw człowieka i obywatela.