7 listopada 2024

loader

Pożyjemy, zobaczymy… albo i nie

Tyle się musiało zmienić, żeby się nic nie zmieniło. Jakże często widzę w moim kraju obrazki pasujące jak ulał do tej sentencji. Trudzą się uczeni w pismach, wymyślają, przekładają karteluszki z kupki na kupkę, żeby na koniec i tak zostało po staremu. Ale przynajmniej ludzie mają zajęcie. Najgorzej jest wtedy, kiedy do człowieka dociera, że nie jest nikomu do nikogo potrzebny. A tak, przynajmniej urzędnicy się nie nudzą. A jak się nie nudzą, to nie knują przeciw władzy.

Np. w Ministerstwie Zdrowia. Ktoś wpadł tam na pomysł, że w związku z brakami kadrowymi w szpitalach, należy każdego medyka który jest w Polsce dostępny, zaangażować do pracy w covidowych oddziałach. Każdy, kto ma dyplom, ma rzucić wszystko i iść ratować ludzkie życie. Szlachetnie, prawda? W związku z tym panujący minister zdrowia zarządza, że ci lekarze, którzy chcieli przystąpić na dniach do egzaminów specjalizacyjnych, do których przygotowywali się przez ostatnie miesiące, kosztem zarobków i swojego cennego czasu, biorąc wolne, angażując opiekunki i dodatkowych członków rodziny do tego, żeby móc skupić się na nauce, mają wracać do pracy, a egzaminy przesunie się im na maj. Dlaczego na maj? Tego minister akurat nie powiedział, ale w domyśle stało, że przewiduje do tego czasu koniec pandemii, a co za tym idzie, powrót lekarzy do dawnego rytmu dnia. Do tego czasu młodzi medycy nabytą wiedzą utrwalą, posługując przy łóżkach pacjentów, bo już nie od dziś wiadomo, że na ostatnią chwilę, to się człek niczego nie nauczy, jak się nie uczył systematycznie przez cały rok. Jak można było przypuszczać, środowisko podniosło alarm, że nie wszyscy są tacy chętni, aby przekładać swoje egzaminy, bo mają plany, wnioski urlopowe i przyswojony materiał, a czekanie przez miesiąc czy półtora trochę im ich ścieżkę kariery wikła miast ją prostować. Prędzej więc pójdą na L4, niż zgodzą się na ministerialny dyktat, bo za miesiąc byliby specjalistami jak się patrzy, a tak, przez ten czas resort będzie musiał sobie radzić bez nich. Medyków wsparła Naczelna Izba Lekarska, decyzję ministra nazywając skandaliczną. Kiedy więc do Niedzielskiego i jego ludzi dotarło, że swoją nadgorliwością, obliczoną zapewne na wzbudzenie w ludziach jeszcze większego stanu zagrożenia niż obecny, lub/i, pokazanie niepokornym doktorom, kto tu rozdaje karty, poczynili większe dla walki z pandemią szkody niż pożytki, powrócili do stanu sprzed reformy. Tyle więc musiało ludzi dumać nad tym, żeby wymyślić bzdurę i to do tego za państwowe, a, finalnie, kiedy ktoś im to unaocznił, cofnąć swoje idiotyczne pomysły, bez słowa przepraszam. I to wszystko oczywiście w godzinach pracy, finansowane z pieniędzy podatników. Tak jak szczepienia na covid. Wczoraj zaszczepiliśmy niecałe15 tyś. obywateli. Izrael, na ten przykład, wyszczepił już prawie wszystkich, bo płacił za szczepionkę trzy razy więcej niż Unia. Rozmawiałem niedawno z kolegą, który pracuje w jednej z firm farmaceutycznych. Zastanawialiście się Państwo kiedyś, czy, w imię przywrócenia światowego ładu i spokoju społecznego, giganci, którzy opatentowali swoje szczepionki, nie mogliby odsprzedać licencji (bo o dawaniu za darmo nie ma mowy), krajom biedniejszym niż Izrael, żeby walka z covidem nabrała tempa. Oczywiście, że byłoby to możliwe, tak technicznie jak i logistycznie. Ale nie finansowo, co to, to nie. Sprzedanie licencji, to nieporównywalnie mniejsza kasa niż samodzielna produkcja i sprzedaż. Będzie więc tak, że gdy konta firm, które dziś szczepią świat na koronawirus wreszcie się wypełnią po brzegi, rynek się wysyci, a to, wedle ostrożnych szacunków, nastąpi nieprędko, wtedy krezusi pomyślą o sprzedaży licencji. I żadne pohukiwania unijne na nic się tu zdadzą. Masz kasę, dostajesz w pierwszej kolejności. Nie masz-czekaj. Zostanie zawsze na koniec do zaszczepienia biedota w Afryce, Azji, wschodniej Europie. Kiedy więc światowe koncerny medyczne zamawiają w fabrykach w Bieruniu, gdzie pracuje pewien były eksksiądz, gumki recepturki, żeby mieć czym spinać pęgi z kasą, my, gdy już zmarnotrawimy państwowy grosz na wypłaty da niekompetentnych urzędników, wyrzucamy w błoto kolejne miliony.

W zeszłym roku w Nadarzynie, albo gdzieś pod, wybudowano za naprawdę duży hajs laboratorium o czwartym poziomie czystości i takim samym poziomie bezpieczeństwa biologicznego. Nigdzie na świecie nie ma laboratoriów o wyższym poziomie jednego i drugiego, bo nie ma wyższego poziomu. Oglądał to Pfizer, ale ostatecznie nie był zainteresowany, bo mają u siebie takie same. Zainteresowanie wyraziła za to Moderna. Wieść nadarzyńska niesie, że Amerykanie zaoferowali wydzierżawienie naszego laboratorium na zasadzie prostego dealu: 50 proc. szczepionek wyprodukowanych tamże, zostaje w Polsce po cenie rynkowej. W przybliżeniu byłoby to kilkanaście milionów dawek szczepionki miesięcznie. Ofertę złożyli w grudniu 2020 r. Minęły trzy miesiące, niebawem zacznie się czwarty, a polskie władze milczą, jak po kolaudacji taśm Obajtka. Ale kto bogatemu zabroni, prawda?

Jarek Ważny

Poprzedni

Mydlana reakcja łańcuchowa

Następny

Gospodarka 48 godzin

Zostaw komentarz