Jeszcze do niedawna wydawało się jasne, że PiS, nawet jak wybory wygra, to przegra. Przegra jak kiedyś SLD. Czyli zdobędzie największe poparcie, ale nie będzie w stanie stworzyć większości sejmowej. I partie z mniejszym poparciem sklecą różnokolorową koalicję. Dzielono więc już stanowiska, wsadzano PiSoców do więzienia. Krzyczano o zemście i że koniec jest bliski. Tyle że od pewnego czasu rysują się coraz większe szanse na to, że Pis nie tylko wybory wygra, ale że z Konfederacją może rządzić. Dlaczego?
Przede wszystkim kolejny raz mamy do czynienia z mechanizmem niespełnienia histerycznego katastrofizmu, który sprawia, że PiS staje się wiarygodny. Opozycja straszy niebywałą katastrofą, używa najpoważniejszych gróźb. Wmawia, że już za momencik, za chwileczkę stanie się coś strasznego. Holocaust Odry był tego najlepszym przykładem. Nawet jeśli owszem, rzeka została zanieczyszczona, to skala miała być tak duża, że Polska się miała po tym nie podnieść. Podobnie było z węglem na zimę. Polacy mieli dosłownie zamarzać w domach. Straszenie dosłownym końcem świata, sprawia jednak, że gdy ów koniec nie nadchodzi, to opozycyjne Kasandry lądują z ręką w nocniku.
Druga sprawa to inflacja. Tak, wiemy, że ostatnio znowu wzrosła. Ale wszelkie prognozy pokazują, że inflacja w ciągu następnych miesięcy znacząco spadnie. Oczywiście spadek inflacji nie oznacza spadku cen, a jedynie to, że wolniej one będą rosły. Przy czym na zachodzie UE inflacja ma spaść aż do 5%. Niemniej jednak założenie, że za PiS inflacja będzie ciągle rekordowo rosła, zaczyna być mniej aktualne. A skoro Glapiński jest powszechnie oskarżany o to, że przez niego inflacja rośnie, to teraz będzie trudno przekonać kogokolwiek, że spadek to nie jego zasługa. Mało tego, prawdopodobnie tuż przed wyborami Rada Polityki Pieniężnej może obniżyć stopy procentowe. A to, wraz z zapowiadanym przedłużeniem wakacji kredytowych, sprawi poprawę nastojów wśród tych niezdecydowanych, co mają kredyty.
Wreszcie wojna Rosji z Ukrainą. Prawo i Sprawiedliwość, wbrew kolejnym histerykom z opozycji, radzi sobie w tej sprawie bardzo dobrze. Jest powszechnie chwalona na świecie, czego efektem jest wzmocniony sojusz USA z wizytą Bidena w Warszawie. Zakupy uzbrojenia, wysyłanie go na Ukrainę i słowa wdzięczności od Żeleńskiego – wszystko to sprawia, że PiS może części wyborców pokazać się z dobrej strony. Na nieszczęście Ukrainy wiosną Rosja ma ruszyć, a właściwie ponoć już rusza, z wielką ofensywą. To z kolei wzbudzić może wśród Polaków kolejną falę obaw o atak na Polskę. A stąd już tylko krok do fenomenu grupowania się wokół flagi i popierania tych, którzy dobrze sobie radzą ze sprawami obronności.
Dodatkowo opozycja robi bardzo wiele, aby władzę w Polsce znowu wetknąć w rękę PiS. Nie potrafi się odciąć do Sikorskiego czy bardzo już kojarzonego z opozycją Tomasza Lisa, tylko ich broni. Przynajmniej opozycja liberalna. Dodatkowo niekończąca się telenowela o wspólną listę, sprawia, że nikt nie rozmawia o programie. Niezdecydowani wyborcy centrum, nawet jakby chcieli, to się nie dowiedzą o szczegóły programu, bo nikt o tym nie mówi. Co tydzień dostają natomiast nowy odcinek serialu, kto z nie z kim i dlaczego. Dla PiS sytuacja to wprost wymarzona.
Oczywiście nie da się rządzić bez koalicjanta, gdyż na samodzielne rządy, mimo wszystko, nie ma PiS szans. Tyle że Konfederacja już przebiera nogami. Odsunięcie Korwina, przejęcie przekazy przez Mentzena, wyciszenie antyukraińskich szurów i skupienie się na wolnorynkowym fundamentalizmie, tak kochanym przez klasę średnią, może sprawić, że Konfederacja ugra 8-9%. A przy wzroście o 2-3 punkty procentowe w stosunku do obecnego poparcia PiS, może to być dla opozycji game over.
Nie należy zapominać także o tym, że PiS jest zwykle niedoszacowany w sondażach i wobec skali szabrownictwa część wyborców może wstydzić się, przyznać do głosowani na Prawo i Sprawiedliwość. Przede wszystkim jednak PiS jeszcze nie uruchomił ogromnych środków, którymi pozyskiwani będą wyborcy. Plotka głosi, że może to być nawet 100 mld zł. Ale niech będzie to tylko nawet jedna piąta tej sumy to i tak będzie Kaczyński miał czym wygrać. Przykład laptopów dla czwartoklasistów jest przykładem, jak to może wyglądać w kampanii wyborczej.