Jarek Ważny
Właśnie wsiadłem do pociągu na lubelskim dworcu. Jadę do Warszawy. Wiele razy wyjeżdżałem z dworca w Lublinie w różne strony i wiele razy nań wracałem. Nie odkryję Ameryki kiedy napiszę, że Lublin to jedno z moich ukochanych miast, które znam bardziej niż średnio i do którego lubię wracać. Ale za honorowe obywatelstwo podziękuję. Jaki tam ze mnie obywatel.
Parę lat temu, chyba wczesną jesienią albo późnym latem, zadzwonił do mnie menadżer grupy na K. i powiedział mi, że jest propozycja z ambasady jednego z państw, ażeby nasz wokalista Kazimnierz, przyjął ich wysokie rangą, narodowe odznaczenie. Kazimnierz naturalnie niczego nie chciał przyjmować, gdyż od żadnej władzy, naszej czy obcej, przyjmowanie orderów jest wysoce niestosowne, w naszym, punkowym, mniemaniu. Inna sprawa, że nie bardzo wiadomo, czym miałby się Kazimnierz obcemu państwu przysłużyć, żeby przyjmować od nich medal, podkreślam, w świecie bardzo nobilitujący, którego niejeden mógłby mu zazdrościć. Telefon od menadżera tyczył się jeno pomocy w zredagowaniu pisma do ambasady, w którym mieliśmy grzecznie acz stanowczo podziękować za wyróżnienie. Pochyliłem się więc nad tekstem, dodałem parę wersów, kilka skreśliłem i posłałem z powrotem załączając informację, że rzecz jest do użytku wewnętrznego i z naszej strony byłoby idiotyzmem, ażeby treść pisma, jak i cała sytuacja, wyciekła jako nius do mediów, bo nie po to się odmawia przyjmowania orderu, żeby później paradować w glorii buntownika i anarchisty po mieście, choć niejeden wyliniały punkowiec tylko o tym marzy. No i do dziś, do kiedy to Państwo czytają, nikt, poza niewielkim kręgiem wtajemniczonych, o tym nie wiedział. Minęło już jednak tyle lat, że ze spokojem przytaczam tę historyjkę, jako przydługi wstęp do głównego wątku tego felietonu….
Kiedy jechałem pociągiem, przypomniało mi się, jak jakiś czas temu przeczytałem w prasie, że lubelski sejmik wojewódzki przegłosował uchwałę potępiającą tzw. „ideologię LGBT”. Mało tego-za walkę z tą tzw. ideologią, miał wręczać najbardziej bitnym jej przeciwnikom medale. Według tego, co podawały gazety, radni, którzy skutecznie przeciwstawiają się ideologii ruchów LGBT, zostaną nagrodzeni okolicznościowym medalem. Odznaczenia wręczać miał ich pomysłodawca, były wojewoda lubelski, dziś poseł PiS, Przemysław Czarnek. Nie za bardzo wiem, co ex-wojewoda miał na myśli pisząc o „skutecznym przeciwstawianiu”. Wychodzi z tego, że można się też przeciwstawiać nieskutecznie, a za to medal już nie przysługuje. Chyba należy to rozumieć w ten sposób, że jak przeciwnik ideologii LGBT widzi na ulicy Roberta Biedronia albo Pawła Rabieja, to żeby się skutecznie przeciwstawić, powtarzam-skutecznie-musi po rejtanowsku zablokować mu drogę, bo jeszcze by gotów, jeden z drugim, pójść gościć swoje tęczowe herezje do szkoły albo przedszkola. I za to jest medal. Nieskuteczny będzie zaś ten radny, który jedynie napomknie Biedroniowi, że czyni swoją osobą zgorszenie; rzuci w jego stronę złe spojrzenie; ewentualnie, dotknie go do żywego złym słowem lub zelży inwektywą.
Piszę te dyrdymały, Szanowni Państwo, po to, żeby Wam uzmysłowić, że wypinanie piersi do medalu nie jest niczym szczególnie fajnym, czym należałoby się chwalić i z czym obnosić, bo prawdziwa cnota nie jest ukryta w tombaku pierwszej czy drugiej klasy na atłasowej poduszce. Prawdziwa cnota bowiem to życie w zgodzie z ludźmi różnych wyznań i narodowości, brak pogardy dla inności, tolerancja dla różnorodności i miłość do bliźniego. Ci wszyscy z kolei, którzy już przebierają nogami żeby się stawić na wezwanie wojewody wiedzieć muszą, że najsamprzód należy się zająć tymi, którzy szukają schronienia na działkach i jedzenia po śmietnikach, albo rodziców w domu dziecka, a na idee wzniosłe czas przyjdzie wtedy, kiedy załatwi się te przyziemne sprawy. A jest jeszcze trochę na tym padole do załatwienia.