3 grudnia 2024

loader

Słuszne cele i złe narzędzia

Co powinno być bezpłatnie?

pieniadze_tp

Zawsze z dużym  zainteresowaniem czytam artykuły Tadeusza Klementewicza. Zgadzam się z głównymi tezami przedstawionymi w tych artykułach, ale nie mogę się zgodzić z pewnymi uzasadnieniami , opisami i przekonaniami w nich przedstawionymi. Te przekonania i opisy są charakterystyczne dla dużej części lewicy.

Kiedyś powiedziano mi, że zdecydowana większość młodych ludzi ma poglądy lewicowe ze względu na wartości jakie lewica wyznaje. Ale w zderzeniu z rzeczywistością, a szczególnie z tym, że te wartości próbuje się wdrażać przy pomocy tradycyjnych i często nieefektywnych narzędzi znaczna część młodych ludzi przechodzi do liberałów czy konfederacji. Podam kilka przykładów takich przestarzałych narzędzi:

Jest oczywiste, że podatek od dochodów osobistych powinien być progresywny. Progresywność można też osiągnąć stosując jeden próg podatkowy, wysoką kwotę wolną od podatków na przykład próg w wysokości mediany zarobków i wysoką stopę opodatkowania przykładowo 70%. Przy założeniu, że nie będzie żadnych ulg, ani wspólnych rozliczeń małżeństw biedniejsza dochodowo część społeczeństwa nie płaciłaby podatku dochodowego, a osoby o bardzo dużych dochodach prawie 70 %. Tak więc podatki wielo progowe nie są konieczne.

Nie zgadzam się z tezą, że należy obniżać stawki VAT i stosować ulgowe stawki VAT na wiele produktów w imię prowadzonej polityki socjalnej i wspomożeniu ludzi biednych. Zakładając, że jednym z zadań państwa jest redystrybucja dochodu to obniżając stawki VAT powodujemy zmniejszenie dochodów budżetu. To znaczy, że zmniejszamy środki na redystrybucję oraz obniżamy koszty życia osobom bogatym, przestępcom i turystom zagranicznym. Moim zdaniem tym grupom społecznym państwo nie powinno pomagać. Politykę społeczną należy prowadzić przez precyzyjny system dodatkowych dochodów dla ludzi biednych, a nie przez podatki.

Praca na zlecenie lub umowa o dzieło nazywane są pogardliwie umowami śmieciowymi. Mój ojciec, który był zatrudniony na etacie i często korzystał dodatkowo z tych umów śmieciowych bo mógł i chciał dodatkowo zarobić. Dzisiaj problem z tego typu umowami wynika z faktu że pracownik nie ma wyboru albo zgodzi się na taką umowę albo nie dostanie pracy. Rozwiązanie problemu umów śmieciowych nie polega więc na ich likwidacji tylko na stworzeniu przez państwo w formie robót publicznych alternatywnego rynku pracy tak, żeby każdy mógł dostać pracę na etat jeżeli  tego chce. Przy okazji wprowadzenia tego systemu można by rozwiązać wiele problemów jak wprowadzenie nowego efektywnego systemu pomocy socjalnej, przestrzeganie kodeksu pracy i co zabrzmi dziwnie zwiększenie dzietności.

Wielu ekspertów i polityków twierdzi że głównym celem, a może nawet jedynym istnienia mediów publicznych jest realizacja tak zwanej misji programowej i to uzasadnia finansowanie tych mediów ze składek obywateli i budżetu państwa. Bardzo wielu narzeka na jakość programów w tych mediach szczególnie informacyjnych i publicystycznych. Niektórzy uważają, że zmiana polityczna naprawi tą sytuację, ale moim zdaniem nie do końca. Uważam, że dobrym rozwiązaniem byłoby likwidacja dla mediów państwowych statusu mediów publicznych, a z pieniędzy przeznaczonych na ich finansowanie zasilić nowo utworzony fundusz misji programowej z którego mogłyby korzystać wszystkie media w drodze konkursu. Obiektywność, rzetelność i adekwatność programów informacyjnych i publicystycznych można osiągnąć przez precyzyjne określenie warunków jakie te programy muszą spełniać, a wypłata za program „misyjny” odbywałaby się po jego emisji jeśli spełnił postawione wymagania. Należy też sądzić, że koszt realizacji misji znacznie spadnie.

Chciałbym też odnieść się do kilku szerszych zagadnień, które porusza w swoich artykułach profesor Klementewicz. Pierwszą taką kategorią jest zysk i jego znaczenie. Jest on bardzo ważnym wskaźnikiem służącym do oceny efektywności finansowej pracy przedsiębiorstw. Stanowi on podstawę wielu innych wskaźników efektywnościowych takich jak zwrot z aktywów, czy zwrot z kapitału. Co więcej jest on zrozumiały dla przedsiębiorców co jest oczywiste, ale także dla zwykłych obywateli, którzy wykorzystują go w różnych sytuacjach np. przy ocenie inwestycji prywatnych takich jak sprzedaż nieruchomości efektywność lokat bankowych czy zakupów leków w aptece. Pan profesor narzeka, że kapitaliści kierują się w swojej działalności  maksymalizacją zysku, a nie interesem społecznym. To nie  jest ich wina za to niekorzystne zjawisko odpowiada regulator działalności społecznej gospodarczo czyli rząd. Regulator nie stworzył odpowiednich warunków rynkowo administracyjnych, aby kapitalista osiągał największy zysk działając zgodnie z interesem społecznym. Narzędzia do takich regulacji są. Przykładowo program „Mój prąd” wywołał ogromny wzrost  domowych instalacji fotowoltaicznych, a opłaty za emisję dwutlenku węgla znacznie zmniejszyły rentowność elektrowni węglowych i zmusiły grupy energetyczne do zmiany kierunków inwestowania. Zamiast w elektrownie węglowe to w farmy fotowoltaiczne, turbiny wiatrowe oraz elektrownie gazowe. Tak więc uważam, że możliwe jest stworzenie takiego środowiska funkcjonowania gospodarki, że będzie ona działałać zgodnie z oczekiwaniami regulatora. Nie piszę tego tylko na podstawie teoretycznych przemyśleń ale także z powodu doświadczeń zawodowych. Pracując w firmach wielo oddziałowych przygotowywałem i wprowadzałem rozwiązania kierowania oddziałami przy pomocy oceny zysku. Tak tworzyłem warunki rynkowo administracyjne, że oddział osiągał największe zyski działając tak jak oczekiwał zarząd, a premia dyrektora oddziału i jego pracowników zależała od wielkości zysku. System się sprawdzał ku zadowoleniu zarządu i pracowników.

Kolejną kategorią, którą profesor Klementewicz się posługuje jest komercjalizacja usług społecznych. Termin ten może mieć dwa główne znaczenia. Może oznaczać przekształcenie przedsiębiorstwa państwowego lub samorządowego w spółkę prawa handlowego lub przejście z opłacania towarów i usług dla obywateli z funduszy publicznych na środki osobiste obywateli. W moim przekonaniu należy popierać komercjalizację w tym pierwszym znaczeniu. Jest to korzystne dla Państwa i obywateli. Spółki prawa handlowego jasno definiują odpowiedzialność, sposób nadzorowania, dają w łatwy sposób możliwość pozyskania kapitału i zmiany właściciela. Ponadto podlegają procedurze upadłości co może być wykorzystane jako działanie ozdrowieńcze podmiotu znajdującego się w trudnej sytuacji. W praktyce można to było sprawdzić na przykładzie zadłużenia szpitali w latach 90. Wynosiło ono wtedy około 20 miliardów zł. Cały ten dług spłaciło państwo powiększony o koszty sądowe, koszty komornicze i firm skupujących długi. Gdyby to były spółki prawa handlowego mogłyby ogłosić upadłość. Szpitale działby lepiej niż przed wdrożeniem procedury upadłościowej bo miały by ochronę przed wierzycielami. Syndyk masy upadłościowej ma obowiązek najpierw sprzedać spółkę w całości. Jeżeli byłaby społecznie taka potrzeba kupującym mogłaby być instytucja publiczna. Skutki finansowe takiej operacji  byłyby następujące. Publiczny właściciel szpitala będzie uwolniony od jego długu, ale straci szpital. Ponieważ jednym z wymogów upadłości jest aby zobowiązania przekraczały majątek więc na pewno właściciel na tym zarobi. Znam przypadek, że szpital miejski miał dług znacznie przekraczający roczny budżet tego miasta i nie jest to sytuacja wyjątkowa. Zakładając, że zadłużone szpitale syndyk sprzedał za 5 mld zł to pozostałe 15 mld byłby stratą przedsiębiorstw dostarczających materiały i usługi do szpitali. Jest to sytuacja naturalna często występująca w gospodarce rynkowej. Z drugiej strony instytucje publiczne finansujące oddłużenie zaoszczędzą 15 miliardów, które mogą przeznaczyć na leczenie ludzi.

W tym kontekście powstaje pytanie co możemy uznać za usługi publiczne a co jest usługą prywatną. W moim przekonaniu o tym czy coś jest usługą publiczną czy nie, decyduje to, kto za nią płaci i kto ustala przepisy w jakich odbywa się usługa.  Z tego wynika, że status prawny podmiotu fizycznie wykonującego usługę nie ma znaczenia. Tak więc znaczna część  usług medycznych, oświatowych i komunikacyjnych finansowanych z funduszy państwowych lub samorządowych ma charakter usług publicznych mimo to, że często wykonują je podmioty prywatne.

Często wskazuje się że majątek państwowy był sprzedawany po bardzo zaniżonych cenach. Ja uważam, że to nie do końca jest prawda, gdyż wyceny poszczególnych przedsiębiorstw zarówno metodą zdyskontowanych przepływów pieniężnych jak i metodą aktywów netto wskazywały wartość ujemną. Ci co nie zajmują się gospodarką mogą zapytać jak to możliwe przecież majątek na przykład Huty Warszawa jest olbrzymi, a sprzedano ją za symboliczną cenę. Wyjaśnię to na przykładzie. Chcę kupić dom, który został wyceniony na 200.000 zł, ale jest obciążony zadłużeniem hipotecznym na 400.000 zł. Chętnie kupię ten dom jak sprzedający dopłaci mi 200.000 zł. Inaczej po kupieniu tego domu za 200.000 zł musiałbym dopłacić 400.000 zł z tytułu hipoteki. Tak więc Balcerowicza i jego ekipę nie należy oskarżać o pozbywanie się majątku narodowego za półdarmo, ale o wcześniejsze decyzje, które do takiej wyceny doprowadziły. Pierwsza to zmieniono stopy procentowe kredytów nawet w stosunku do kredytów ze stałą stopą procentową (dzisiaj nie można tego zrobić bo prawo nie może działać wstecz). Wprowadziło to wiele nawet dobrych przedsiębiorstw w pułapkę zadłużenia. Rozumiem że gdyby tego nie zrobiono banki mogły znaleźć się na krawędzi bankructwa. Można było wydać dla banków obligacje restrukturyzacyjne na kredyty ze stałą stopą. Druga decyzja  to likwidacja ceł lub znaczące ich obniżenie. Spowodowało to napływ olbrzymiego importu co ograniczyło rynek zbytu na towary produkowane w kraju. Tą decyzję można było rozłożyć na lata dając czas na polskim przedsiębiorstwom czas na  przystosowanie do nowych warunków konkurencyjnych. Tak więc przedsiębiorstwom z jednej strony decyzjami administracyjnymi zafundowano wielokrotny wzrost kosztów finansowych, a drugiej w znaczący sposób ograniczono rynek odbiorców. Doprowadziło to do fali upadłości i trudnej sytuacji wielu przedsiębiorstw, które trzeba było szybko tanio sprzedać, bo państwo nie miało pieniędzy, żeby je uratować. Tak jak napisałem w artykule opublikowanym w Trybunie pod tytułem „Społeczna własność środków produkcji” jestem za utrzymaniem tej własności jej stałym jej powiększaniem. Dlatego bardzo krytycznie oceniam działalność ekipy Balcerowicza.

Moim zdaniem nie da się wprowadzić wszystkich nowoczesnych narzędzi, które dały by większą sprawiedliwość społeczną i większą efektywność ekonomiczną bez całkowitej przebudowy systemu społeczno ekonomicznego. Proponowanie przez lewicę różne poprawki do zastanej sytuacji są tylko pudrowaniem złych rozwiązań. W konsekwencji będziemy mieli nowy „Polski Ład”.

Małgorzata Kulbaczewska-Figat

Poprzedni

Patalon powołała kadrę

Następny

Stracić wyobraźnię i miary