Przysłowie kirgiskie mówi: Sprawiedliwy sędzia nie ma rodziny. Ten, który ma krewniaków nie jest sprawiedliwy.
Prezydent Duda ułaskawił Jana Śpiewaka, aktywistę i działacza miejskiego z Warszawy, w ub. roku skazanego z art. 212 Kodeksu karnego (zniesławienie) na karę wysokiej grzywny. Prezydent podjął decyzję, dokonując porównania motywów działania osoby skazanej ze skutkami, jakie wyrok spowodował w sferze życia osobistego i przy uwzględnieniu istotnego zaangażowania ułaskawionego. Śpiewak podziękował prezydentowi RP za jego decyzję i – słusznie zresztą, gdyż jest to zagadnienie „wołające o tzw. pomstę do nieba” – zapowiedział, że nie odpuści tematu reprywatyzacji, nawet jeśli miałoby to się wiązać z kolejnymi wyrokami. O akcie łaski dla Śpiewaka wypowiedział się też rzecznik rządu. I tu rodzi się problem.
Kibicowałem i kibicuję młodemu działaczowi warszawskiemu w bojach z nierychliwymi i stronniczymi sądami oraz ośmiornicą warszawskich deweloperów, skorumpowanych urzędników miejskich, czyścicieli kamienic i „mafią” odzyskiwaczy mienia. Dobrze się stało, iż podjęta została taka akurat decyzja choć cień podejrzanych i niezgodnych z prawem ułaskawień (vide Mariusz Kamiński) będzie zawsze wisiał nad głową tego akurat prezydenta i pośrednio tych, których on ułaskawił / ułaskawi.
Moim zdaniem Jan Śpiewak powinien obecnie się zastanowić, czy do ostatecznego wyniku wyborów prezydenckich nie zaprzestać swoich medialnych enuncjacji.
I nie chodzi o to, by zaprzestać wyjaśniania reprywatyzacyjnych patologii.
To, że patologie działy się na ogromną skalę, już wiadomo ponad wszelką wątpliwość, choćby z książki działacza lokatorskiego Piotra Ciszewskiego „Wszystkich nas nie spalicie”. O co zatem chodzi ? O zasadę i zaufanie, że łaska dla Jana Śpiewaka ze strony uczestniczącego w kampanii prezydenckiej Andrzeja Dudy, a którego głównym konkurentem jawi się prezydent Warszawy popierany przez KOD i PO Rafał Trzaskowski, była autentycznie podyktowana sprawiedliwością, prawem i poczuciem społecznej użyteczności. Nie swoistym, obustronnym układem noszącym znamiona klientyzmu i zależności. Że u źródeł tej decyzji nie leżał zamiar wykorzystania osoby Śpiewaka jako argumentu wyborczego.
W starożytnym Rzymie klientyzmem nazywano system zależności klienta od patrona. Dziś chodzi głownie o polityczny wymiar zależności mający za zadanie wykreowanie zależności spełniających funkcję elementu strategii partyjnej. W takiej sytuacji głównym celem jest osiągnięcie sukcesu politycznego z racji korzystania ze społecznej legitymacji. W takim układzie dochodzi do wymiany poparcia wyborczego w zamian za określone przywileje czy decyzje polityczne.
W Polsce zaufanie i świadomość prawa jako określonego porządku niezbędnego do prawidłowego funkcjonowania społeczeństwa i państwa
jest na tak niskimi poziomie, iż powie ktoś ,że ten fakt nie ma jakiegokolwiek znaczenia. Moim zdaniem ma. Zwłaszcza w kontekście lewicowych przekonań. Oczywiście trzeba pracować usilnie nad poprawą aktualnie obowiązującego prawa, nie mającego nic wspólnego z minimalnym choćby poczuciem sprawiedliwości społecznej. Ale opisywany tu, ewentualny i potencjalny przykład klientyzmu, w tym na pewno nie pomoże.
Nawet jeśli negatywny stosunek Śpiewaka do Trzaskowskiego, jako symbolu i esencji „platformerstwa” w ogóle jest uzasadniony, dla czystości intencji, szacunku właśnie dla istoty prawa, winien on na chwilę ograniczyć medialne występy (przecież nie całą działalność!), gdyż może to być wykorzystywane w kampanii wyborczej obozu Dudy. Ochocza wypowiedź rzecznika rządu na ten temat może o tym świadczyć. A wtedy cień podejrzeń o klientyzm i zależność przykryje wszystkie pozytywy wiązane z osobą Jana Śpiewaka na lata, łącząc go z określonym obozem politycznym.
Nie warto! Przecież obaj konkurenci w wyścigu do Dużego Pałacu, wzajemnie się atakując i opluwając, pozostają przedstawicielami tego samego posierpniowego, neoliberalnego (tylko pod różnymi sztandarami i w wersjach hard lub soft) stronnictwa. Przedstawiciele lewicy nie powinni brać aktywnego udziału w walkach wewnątrz prawicowego, konserwatywnego ugrupowania. Przez przypadek tylko podzielonego na dwa wrogie, zwalczające się bezwzględnie plemiona polityczne.