Chyba każdy mieszkaniec Ustrzyk, Bieszczad wie iż z kolejnej wyborczej obietnicy PiS-u wyjdzie wielkie g… Chodzi mi o przywrócenie ruchu kolejowego na trasie od Łupkowa po Krościenko, czy choćby z Zagórza do Krościenka. Nie winie tutaj lokalnych działaczy PiS bo oni niewiele mogą. W PiS obowiązują zasady wodzowskie, o wszystkim decyduje mityczna góra, doły zaś mają wiernie służyć, by nie wypaść z łask. Czasami doły by się przypodobać górze robią coś idiotycznego jak choćby szopka z listą przebojów trójki. Zostają za to skarcone, ale tak po prawdzie krzywda im się nie stanie.
Tak więc wracając do kolei, miała ona zostać uruchomiona i to na dodatek na historycznej trasie z Budapesztu do Lwowa. To było by zbyt piękne, by mogło być prawdziwe. Nie mniej jednak sporo osób w to uwierzyło. Każdy przejazd kolejowej drezyny na trasie z Zagórza do Krościenka budził nadzieje. Każde gmeranie przy torach przez kolejowych pracowników zwiastować miało powrót pociągów. Moja wiedza jest nieco inna. Ja po prostu często tymi torami skracam sobie drogę do domu. Skracam i widzę w jakim są stanie. Na okoliczność przejazdu którejś z kolei wizytacji z Urzędu Marszałkowskiego i dyrekcji kolei, połączono szyny drutem zbrojeniowym, metalowymi kątownikami. Zrobiono to po to by szyny najnormalniej w świecie się nie rozlazły, a delegacja wraz z wiozącym ją szynobusem nie wylądowała dajmy na to w Strwiążu. Stan drewnianych podkładów kolejowych jest tragiczny. Niektóre całkowicie zniknęły, niektóre w wydrążonych przez korniki otworach goszczą całe rodziny jaszczurek, zaskrońców. Słowem tory to skansen, z którego co najwyżej korzystać mogą drezyny rowerowe z Uherzec.
Jak się jednak okazuje pakuje się w ten cały cyrk spore i nikomu niepotrzebne pieniądze. Jednak nie w torowisko, a w całą oprawę torowiska. Jest taki miejsce w Ustrzykach przy ulicy 1-go Maja, gdzie można wyjść na Gromadzeń. Powtarzam wejść bo wjazd czymkolwiek, nawet konnym wozem jest niemożliwy. Jak się okazuje kolej jest zdania, że jest to niezwykle ważne miejsce gdzie z ruchliwą linią kolejową krzyżuje się równie ruchliwa ulica. By uniknąć nieszczęścia kolejarze obstawili to miejsce kilkoma znakami. Szkoda, że tylko znakami. Ja proponował bym by ustawiono tam ruchome zapory, no i rzecz jasna budynek dla dróżnika. Gdy zobaczyłem te nowiutkie znaki z których każdy łącznie z umocowaniem kosztuje kilkaset zł złapałem się za głowę. Nie wiem śmiać się czy płakać. Ktoś wydał kilka tysięcy zł po to by poinformować tych którzy nigdy, niczym przez to miejsce nie przejadą -bo drogi żadnej nie ma- że mają mocno uważać na przejeżdżające pociągi, których rzecz jasna też nie ma i nie będzie. Podejrzewam, że takich miejsc na trasie z Łupkowa do Krościenka jest dużo więcej. Wychodzi na to , że ktoś w pełni świadomie wydał dziesiątki tysięcy zł na ten cały cyrk. Osoba która podjęła taką decyzję ma nie po kolei w głowie, albo znajomego zioma, który takie znaki produkuje. Logiczną koleją rzeczy powinna ona zwrócić co do grosza kretyńsko wydane pieniądze, państwowe, czyli nasze.
To jeszcze nie wszystko. Chodzi mi o znaki stopu jakie poustawiano przy drogach w miejscach przejazdów kolejowych. Kierowcy miejscowi doskonale wiedzą, że na żaden pociąg nigdy się tutaj nie natkną. Dlatego też czasami zapominają o konieczności zatrzymania się. Na to czeka policja i mandat gotowy. Policji winić nie można bo najnormalniej w świecie stoi na straży prawa i musi je egzekwować. Natomiast dziwię się, że władze odpowiedzialne za oznakowanie dróg nie wystąpią o zlikwidowanie nikomu niepotrzebnych i śmiesznych w swej wymowie znaków.
Wszyscy wiedzą, że kolej w Bieszczadach kaput, a każda z odpowiedzialnych za to osób udaje, że jest zupełnie odwrotnie. Mieszkam 100 metrów w linii prostej od torów, w ubiegłym roku doliczyłem się chyba z czterech przejazdów kolejowej drezyny, czyli mniej więcej raz na kwartał. Proszę mi powiedzieć, czy dla dobrego samopoczucia kolejarzy można narażać setki tysięcy kierowców na możliwość otrzymania mandatu za niezatrzymanie się na przejeździe, który od kilkunastu lat nie widział pociągu.
To obsługa drezyn, także tych rowerowych powinna zadbać o bezpieczne przekroczenie jezdni. Wystarczy jeden pracownik z chorągiewką, by na moment wstrzymać ruch na drodze i umożliwić przejazd drezyny. Gdyby kiedykolwiek – w co zupełnie nie wierzę- pociągi ruszyły wystarczy wyciągnąć gotowe znaki z kolejowego magazynu i wszystko będzie cacy. Jednak niech ręka boska broni tego, który ponownie stawiał by znaki w takich miejscach jak to na zdjęciu.