Marian Stępień – czego zresztą chyba nie trzeba tu przypominać – od dziesięcioleci należy do czołówki badaczy polskiej literatury.
Związany z Uniwersytetem Jagiellońskim, w 1976 roku uzyskał tytuł profesora nadzwyczajnego, zaś osiem lat później – profesora zwyczajnego. Zająwszy się początkowo naszym piśmiennictwem dziewiętnastowiecznym (doktorat i poczytna książka o Narcyzie Żmichowskiej), ostatecznie poświęcił się przede wszystkim badaniom nad dwudziestowieczną polską lewicą literacką oraz polską literaturą emigracyjną. Na obu tych polach nierzadko doświadczał takich czy innych kłopotów czy trudności – w związku ze swoimi zainteresowaniami myślą lewicową musiał mierzyć się z niechęcią uniwersyteckiej konserwy, zaś zajmowanie się losami i twórczością pisarzy emigracyjnych narażało go na liczne potyczki z PRL-owską cenzurą. Z pracą naukową i dydaktyczną przez lata łączył żywą aktywność polityczną w szeregach PZPR, której ukoronowaniem stała się, już u schyłku lat osiemdziesiątych, kilkunastomiesięczna działalność jako ostatniego w dziejach partii sekretarza Komitetu Centralnego do spraw kultury. Owo otwarte zaangażowanie polityczne także mu kariery uniwersyteckiej nie ułatwiało – zwierzał mi się kiedyś, że w kręgach, w których się obracał, aspirujący do kolejnych stopni i tytułów naukowych członkowie partii zazwyczaj musieli legitymować się dorobkiem istotnie większym aniżeli ich bezpartyjni koledzy. Wielce też Marian Stępień się zasłużył jako działacz krakowskiej „Kuźnicy” (która nie omieszkała wyróżnić go swym „Kowadłem”) oraz jako redaktor i autor krakowskiego „Zdania” (przy okazji zasygnalizujmy tu pomieszczone w ostatnich numerach periodyku jego bardzo obszerne, znakomite eseje o Iwaszkiewiczu i Ważyku).
O tych wszystkich polach, na jakich był czynny i pracach, jakie na nich podejmował, Marian Stępień szeroko pisze w wydanej właśnie swej dwudziestej ósmej książce – „Kartkach z dziennika”, opublikowanych nakładem Wydawnictwa Studio Emka; pierwsze składające się na tę książkę dziennikowe zapiski pochodzą z przełomu lat sześćdziesiątych i siedemdziesiątych ubiegłego stulecia, ostatnie – z drugiej połowy bieżącej dekady. Mamy tu więc barwny pejzaż krakowskiej polonistyki (i w ogóle humanistyki), opis spraw, którymi żyła i o które się spierała, celne portrety niektórych jej prominentów, jak Henryka Markiewicza czy Jana Błońskiego. Mamy tu rozległą panoramę życia politycznego miasta i kraju, odniesienia do bardzo wielu najważniejszych wydarzeń tych lat, w których autor albo sam żywo uczestniczył, albo je bacznie obserwował. Oceny, jakie Stępień tu formułuje i refleksje, jakimi się dzieli, są odważne i bezkompromisowe, niezależnie od tego, czy dotyczą czasów Polski Ludowej, czy też okresu potransformacyjnego. Duchowe dziecko Października 1956 roku, w PZPR utożsamiający się z nurtem reformatorskim, nie szczędzi Stępień krytycznych uwag o tych przejawach dogmatyzmu, niekompetencji i niesprawności władzy, z jakimi spotyka się w latach realnego socjalizmu; zarazem (notka z 20 października 1989 roku) nie godzi się z „powszechną postawą ekspiacji tzw. naszej strony, jakby w przekonaniu, że nikt inny, żadna siła polityczna żadnych błędów nigdy nie popełniała”. Z głęboką goryczą pisze o swych dotkliwych rozczarowaniach w czasach „festiwalu Solidarności” – czy to np. dotyczących zachowań Jana Pawła II (17 października 1980 roku: „w polskich kościołach portret papieża jest eksponowany na takich samych zasadach jak obraz Matki Boskiej… przecież on powinien zakazać takich praktyk lub wezwać do znacznych ich ograniczeń”) czy też np. związanych z postępowaniem elit solidarnościowych (13 grudnia 1981 roku: „Ogromna pretensja do ludzi kultury, nauki, do publicznych autorytetów, działaczy, wszystkich opowiadających się po stronie „Solidarności”, bo oni mogliby być wysłuchani. Udzielili sobie prawa do milczenia nawet wówczas, gdy popierany przez nich ruch zaczął prowadzić do narodowej tragedii. Czym się kierowali?”). I jeszcze – też tylko tytułem przykładu – zapis z pierwszych lat po transformacji, ściślej z 19 czerwca 1994 roku, dnia wyborów samorządowych: „Wczoraj wieczorem w głównym wydaniu telewizyjnych „Wiadomości” na samym początku pojawiła się grupa biskupów. W słowach kłamliwych, bo zawierających – oprócz ziarna prawdy – insynuacje i nieprawdę poszczuli Polaków przeciw lewicy. Glemp, Życiński, Gocłowski, Muszyński, ktoś jeszcze. Jak bardzo muszą się bać o stan swego posiadania, że zdecydowali się na taki zbiorowy popis”. Ale jest też w tych zapiskach na przykład kapitalna opowieść o przypadkowym spotkaniu w listopadzie 1997 roku w pociągu do Krakowa z Janem Nowakiem-Jeziorańskim i księdzem Zdzisławem Peszkowskim i krótkiej, lecz jakże poruszającej z nimi „Polaków rozmowie”. Niechaj te kilka przykładów da przedsmak tego, na co czytelnik może liczyć… Dodać trzeba, że materię naukową i polityczną raz po raz inkrustuje Stępień opisami swych podróży – bo żył i żyje w nim nie tylko wyrafinowany homo doctus i pełen pasji homo politicus, lecz także wciąż ciekawy świata homo viator. Towarzyszymy mu zarówno w długich eskapadach zamorskich, które odbywał jako wykładowca i podczas których przemierzał USA czy Meksyk, jak i w krótszych, lecz częstszych pobytach w Rosji czy Niemczech; wszędzie rozgląda się wokół z niesłychaną werwą i zewsząd przywozi spostrzeżenia celne i niebanalne, urozmaicające i ożywiające narrację i bez tego świetnie komponowanego raptularza.
Wraz z podejmującymi zbliżone wątki i tematy wcześniejszymi publikacjami autora – „Świadectwami obecności” (2014) i „W kręgu polityki” (2016) – tworzą te „Kartki z dziennika” wiarygodny opis i przemyślany komentarz do naszych współczesnych polskich spraw, szczery i nieuładzony, bezlitosny wobec wszelkich przejawów głupoty, fałszu i obłudy, ale też akcentujący potrzebę narodowej rozmowy i współpracy. Nad przytłaczającą większością ukazujących się dziś dość obficie podobnych książek ta autorstwa Mariana Stępnia zdecydowanie góruje.