Jak to mówią u nas na wsi, tak krawiec kraje, jak mu staje. Materiału. Czy jakoś tak. Rządowi polskiemu ostatnio w ogóle nie staje. Nic i niczego.
Pfizer poinformował opinię publiczną, że chwilowo wstrzymuje transport szczepionki do Europy, bo musi zmodernizować swoje linie produkcyjne zlokalizowane w Belgii. W związku z tym, moce przerobowe zostaną na 10 dni zmniejszone, żeby później ruszyć ze zdwojoną siłą. Kiedy to nastąpi, firma podgoni z produkcją. Nie dość, że nadrobi to, co straciła w czasie przestoju, to jeszcze dorzuci coś ekstra. Ile osób przez to nie doczeka sczepienia, tego nie wiemy, ale skoro biznes tak mówi, to tak musi być, bo przecież te działania są podyktowane wyłączną troską o człowieka i jego dobrostan. A nie o pieniądze.
Dumałem ostatnio nad specyfiką polskiego programu szczepień przeciw covid. Nijak nie mogę pojąć, w jaki sposób można było bardziej po łepkach przeprowadzić ten proces ponad to, co się odbywa w naszym umiłowanym kraju. Zapytany przez posłankę Lewicy minister rządowy, z rozbrajającą szczerością odpowiada, że nikt nie prowadzi statystyk zaszczepionych osób w DPS-ach, bo takie statystyki nie są nikomu do niczego potrzebne. Na informację Pfizera o zmniejszonych dostawach, minister Dworczyk bezradnie rozkłada ręce i mówi, że rząd w tej sprawie nic nie może zrobić. Wstrzymuje więc szczepienia w grupie zero, bo nie nastarcza mu preparatu dla seniorów, których szczepić już musi, gdyż ci posłuchali zaleceń, i porejestrowali się przez internet. W tym samym czasie nauczyciele protestują przeciwko powrotowi dzieci do szkół, bo szczepionki dla nich, jak nie było, tak nie ma. Cytując za klasykiem, to, że jesteśmy w dupie, to pewne, gorzej, że zaczynamy się w niej urządzać.
Kiedy tak dumałem dalej nad stanem naszego urządzenia się w dalekich zakamarkach jelita grubego, zacząłem się pochylać nad sensem wyszczepiania tych, a nie innych grup zawodowych i wiekowych. No bo tak: to, że służba zdrowia musi być zaszczepiona na wstępie, jest dość oczywiste. Jeśli poleci system ochrony, to poleci cała reszta. Moją wątpliwość budzi jednak wybór, który padł na seniorów po 70. roku życia, jako tych, których należy zaszczepić w drugiej kolejności. Z pozoru jest to zasadne: seniorzy są najbardziej narażeni z racji wieku. Jednakowoż, z pozostałych grup społecznych objętych szczepieniem, są najmniej mobilni. Mają najmniejszy kontakt z drugą osobą. Znacznie mniejszy niż nauczyciele i ekspedientki w sklepach. Rzadziej wychodzą na zewnętrze. Rzadziej spotykają się z obcymi. Oczywiście nie wszyscy, ale jednak. Dużo łatwiej jest też im znieść samoizolację, bo zimą, zwłaszcza mroźną, wychodzenie przezeń z mieszkań, nawet bez covidu, nie było dlań zalecane. Na spacerze z psem w parku, mimo wszystko, dużo trudniej złapać covid niż w sklepie, wydając resztę w gotówce, z ręki do ręki. Wciąż obowiązują godziny dla seniorów, więc kontakt z wirusem jest podwójnie ograniczany. Mimo tych wszystkich ale, zamierzamy szczepić seniorów jako drugich w kolejności, a nauczycieli i kasjerów zostawiać na kolejne tury, choć mają oni nieporównywalnie więcej możliwości ryzyka zakażenia w swoim fachu.
Gdybyśmy mieli szczepionki od metra, moglibyśmy szczepić jak leci, bez gradacji, na koniec zostawiając młodych i zdrowych. Jeśli jednak jest jak jest, a będzie jeszcze gorzej, bo fabryka wstrzymuje dostawy, być może sensowne byłoby twarde postawienie sprawy i wytłumaczenie ludziom, że najsamprzód pod nóż idą ci wszyscy, którzy mają największą styczność z ludźmi, a dopiero później zajmiemy się staruszkami. Nie jest tak, że jedno życie jest lepsze niż drugie, ale jest tak, że jeśli mamy kogoś ratować, to oddajmy sprawiedliwość tym wszystkim, którzy na co dzień najbardziej się narażają przez wzgląd na swoją profesję i ryzyko które podejmują, a nie wyłącznie przez szacunek dla siwych włosów. I tak postawioną diagnozę ja rozumiem i szanuję, choćby była do bólu szczera. W naszym grajdołku, na takie podejście jednak nikt się nie zdecyduje, bo zrazu zaszczują go i zwyzywają od eugeników i hitlerowców. Poza tym to również bardzo ryzykowne, kiedy senioralny elektorat zraża się do siebie. Bo to wiadomo, na kogo głosuje taka kasjerka z Tesco czy nauczyciel z Supraśla. A nauczyciel akademicki to już na pewno wiadomo na kogo, bo na pewni nie nas i na naszych. I z każdej strony jesteśmy kryci.