W okresie PRL znałem się z prof. Andrzejem Janowskim, ale nie mogę powiedzieć, żebyśmy mieli zbyt przyjazne stosunki.
On był wieloletnim pracownikiem Instytutu Badań Pedagogicznych Ministerstwa Oświaty i Wychowania. Tymczasem ja przez kilka lat byłem w tym czasie głównym doradcą naukowym prof. dr hab. Maksymiliana Maciaszka-dyrektora tego instytutu. Z racji spotkań pracowników instytutu z jej dyrektorem, miałem też okazję poznać dr. Andrzeja Janowskiego, ale nie pozostawaliśmy w bliższych, ani tym bardziej zażyłych stosunkach. Różniły nas zasadniczo odmienności poglądów na temat PRL. Andrzej Janowski należał do pozycji antyustrojowej, nie kryjąc swojej totalnej negacji ówczesnej nie tylko oświaty, ale całego, ówczesnego ustroju.
Natomiast ja, nie byłem entuzjasta tego ustroju, a nawet wręcz jego często ostrym krytykiem a zwłaszcza wielu zasadniczych elementów całego ustroju, którego szkoła i uczelnia była wykwitem, ale nie tylko nie popierałem opozycji inspirowanej i finansowanej przez bogatego „wuja Sama”,( na czele z Gorgiem Sorosem ) ale wręcz zwalczałem ją intelektualnie na łamach wydawanego pod moim kierownictwem czasopisma. Przy tym, mój stosunek do ówczesnego ustroju i kreowanych przez niego szkól i uczelni był selektywny. W swojej książce dotyczącej ideału wychowawczego w powojennej Polsce1 uważałem, że modernizacja polskiej gospodarki dokonywana poprzez zaciąganie zagranicznych kredytów w epoce Gierka może dać zarówno bardzo pozytywne rezultaty, jeśli te pieniądze wykorzysta się faktycznie do modernizacji polskich zakładów pracy lub przynieść fatalne rezultaty, jeśli się tego nie zrobi, a znaczna część zaciągniętych kredytów, przeznaczy na ówczesną konsumpcje narodu polskiego.( czego zresztą głównie dokonano)
W przeciwieństwie do dr.A. Janowskiego, nie poddawałem krytyce całego systemu wychowawczego, ale bardzo krytycznie odnosiłem się zwłaszcza do ówczesnego eksperymentu pedagogicznego Heliodora Muszyńskiego, który moim, ówczesnym zdaniem, nie kształtował człowieka zdolnego rozwijać swoja ojczyznę, inspirowanego do twórczego krytycyzmu i racjonalnego kojarzenie interesów własnych i narodowych a kreował faktycznie lizusów w stosunku do osób ważniejszych od niego . Natomiast A. Janowski, wraz ze swoimi opozycyjnymi kolegami, poddawał totalne krytyce, zarówno cały ,ówczesny ustrój, jak i jego system oświatowo- wychowawczy, specjalnie nie koncentrując się na propozycjach H. Muszyńskiego. Byłem wobec organizatorów opozycji anty ustrojowej krytyczny doskonale wiedząc, że opozycja ta bogato finansowana jest przez reprezentantów kapitału amerykańskiego, a zwłaszcza przez jego przedstawiciela G. Sorosa, pozostającego w ścisłych związkach z rodziną Rothschildów. Widziałem doskonale, że ich docelowy punkt, nie może doprowadzić do narodzin Polski moich marzeń, ani tym bardziej kreacji systemu oświatowo- wychowawczego też tych marzeń.
Innymi słowy, nie tylko nie mieliśmy ze sobą fundamentalnych elementów jedności poglądów, a nawet reprezentowaliśmy odmienne punkty widzenia na PRL-owski ustrój i jego system oświatowo- wychowawczy. Ponieważ rzadko dochodziło do ówczesnych kontaktów miedzy nami, zarówno indywidualnych, jak i w szerszych społecznościach, nie mieliśmy okazji do bezpośredniej wymiany poglądów, na wymienione tematy. Dopiero przy Okrągłym Stole, przy którym spotkała się zarówno ówczesna opozycja, jak i sfera rządowa reprezentowana przez ówczesnego ministra Oświaty i Wychowania, jak i jednego z przywódców opozycji antyrządowej,( prof.dr.hab. Henryka Samsonowicza )mieliśmy się okazje bezpośrednio nie tylko zobaczyć się , ale rozwinąć swe poglądy.( ja na nich reprezentowałem ZG ZNP ) Zarówno na ustrój, jak i na ówczesny system oświatowo- wychowawczy. Potem nasze drogi znowu daleko rozeszły się . Prof. Andrzej Janowski potem został wiceministrem w resorcie oświaty i wychowania, a ja przestałem być redaktorem naczelnym „Oświaty i Wychowania”( głównego organu prasowego tego resortu) i przygotowywałem się do uruchomienia swojej szkoły wyższej, której idea polegała na tym, aby włączyć telewizję do edukacji na tym poziomie kształcenia. Z wielkimi trudami, ale poza jakimikolwiek kontaktami z A. Janowskim, udało mi się wreszcie powołać Wyższą Szkołę Społeczno-Ekonomiczną, w której na pro rektora powołałem prof. dr hab. Andrzeja Tymowskiego, pełniącego w strukturach opozycyjnej solidarności znacznie ważniejszą funkcję, jak A. Janowski, ale pozostającego cały czas w ograniczonych, ale jednak istniejących i ważnych kontaktach ze mną.
Innymi słowy, powołałem uczelnie o kierownictwie pluralistycznym ideowo-politycznym , bo na rektora powołałem prof. Longina Pastusiaka, a na prorektorów wspomnianego prof. Andrzejka Tymowskiego i człowieka zupełnie innej orientacji, bo byłego ministra kultury w okresie stanu wojennego Kazimierza Żygulskiego. Przy tym obaj byli wybitnymi uczonymi. Intencją moją takiej układanki politycznego kierownictwa powoływanej uczelni, było stworzenie takiego zestawu osób nią kierujących , które zainteresowane były przebijaniem się w Polsce w jego nowatorskiej uczelni, włączającej telewizje do kształcenia wyższego uboższych części polskiego społeczeństwa, ludzi pracy i ich to dzieci rodziców z miejscowości położonych poza warszawskim centrum. Często od tych centrów bardzo odległych Tym bardziej, że poglądy w tych sprawach nie układały się według przeszłościowej biografii współorganizatorów takiego kształcenia.
Po śmierci Andrzeja Tymowskiego, postanowiłem kontynuować taka strukturę kierownictwa nowo powstałej uczelni i zaproponowałem powołanie na jej prorektorów prof. dr hab. Andrzeja Janowskiego i prof. dr hab. Tadeusza Kowalika. Obu z antykomunistycznie zorientowanej opozycji PRL. Uzyskałem od obu zgodę na ich powołanie i uczelnia pod moim generalnym kierownictwem, kontynuowała swoja działalność z udziałem obu wymienionych uczonych, jako jej kolejnych współtwórców i zarazem współkierowników. W międzyczasie uczelnia od 400 jej pierwszych studentów na jej Wydziale Ekonomicznym i Pedagogicznym, doszła do prawie 10000 studentów. Nastąpiło przy znacznym udziale w tym sukcesie obu wymienionych prorektorów. Jednocześnie , był początek przełamywania przez tą uczelnię swoistego elitaryzmu uczelni polskich powstałych i rozwiniętych po 1989 roku, co spędzało sen z powiek ówczesnych konserwatywnie zorientowanych członków kierownictwa polskiego systemu oświatowo- wychowawczego na czele z dr .Krystyną Łybacką, ówczesnym czołowym działaczem SDL w tym zakresie. Ciekawe, że wśród neokonserwatyzmów zwalczających nowatorstwo edukacyjne nowej szkoły, występowali zarówno kontynuatorzy PRL w tej dziedzinie , choćby w postaci jednego z późniejszych ministrów oświaty i szkolnictwa wyższego po 1989 roku dr Krystyny Łybackiej, jak i wielu innych ministrów tego resortu, wywodzących się z opozycji zorientowanej wcześniej antykomunistycznie. Prof. dr hab. Andrzej Janowski był gorącym zwolennikiem nowatorstwa dydaktycznego i nowych treści kształcenia w Wyższej Szkoły Społeczno-Ekonomicznej. Ramie w ramię walczył razem ze mną i innymi osobami wywodzącymi się z dawnego ustroju, o nową treść kształcenia ,wysoki poziom tej edukacji i jej powszechność społeczną. Front podziałów społeczno-politycznych, zwłaszcza w sprawach edukacji układał się zupełnie inaczej niż za PRL. Na pytanie dlaczego A. Janowski przyjął funkcje prorektora w uczelni mającej renomę pro komunistycznej, A. Janowski odpowiadał w wywiadzie udzielonym dnia 2-3 lutego 2015 r. na lamach „Trybuny” Marii Kędzierskiej w ten oto sposób „Nie podzielam poglądu, że przyjąłem funkcję w uczelni prokomunistycznej orientacji. Jeśli brać pod uwagę ideowo- polityczny rodowód członków jej kierownictwa, to pierwszymi jej prezydentami i rektorami byli Wojciech Pomykało i Longin Pastusiak. Ale jednocześnie pierwszym prorektorem tej uczelni był i to praktycznie do końca życia prof. dr hab. Andrzej Tymowski- jeden z najwybitniejszych pierwszych uczonych, były prorektor Uniwersytetu Warszawskiego, konsekwentny bojownik o interesy ludzi pracy, pełniący na początki III Rzeczpospolitej ważna funcie wice przewodniczącego komitetu Obywatelskiego przy L. Wałęsie, czyli instytucji, która kształtowała pierwszy solidarnościowy polski parlament. W okresie działalności opozycji solidarnościowej Tymowski, miał fundamentalny wpływ ideowy, na myślenie wielu solidarnościowych bojowników. Gdy ja zostałem prorektorem WSSE, prezydentem i rektorem był co prawda W. Pomykało, ale prorektorem był również jeden z najwybitniejszych intelektualistów solidarnościowych, znany w Polsce i na świecie ekonomista prof. dr hab. Tadeusz Kowalik. Już z tego personalnego układu, widać, że WSSE była uczelnia pod względem ideowo-politycznych pluralistyczną. Co bardzo mi odpowiadało. Ważniejsze natomiast było to, że uczelnia ta przystąpiła do realizacji mojego wielkiego osobistego marzenia- włączenia do edukacji na poziomie wyższym telewizji i internetu. To mogło stworzyć edukacji historycznie bezprecedensowa szansę. Było niezwykle ważne dla młodzieży ze wsi i małych miasteczek. Ta idea była mi najbliższa z wszystkich, jakie mi przyświecały przy podejmowaniu opozycyjnej działalności solidarnościowej.”
Natomiast w innej części cytowanego wywiadu, prof. A. Janowski z rozrzewnieniem wspominał swoje dawne zainteresowania kształceniem na odległość : „W czasie moich pobytów w Stanach Zjednoczonych i innych krajach., a zwłaszcza Wielkiej Brytanii, miałem okazje stwierdzić, że takie kształcenie jest nie tylko realne, ale może też przynieść wspaniałe jego rezultaty. Jednak wiedziałem również, że w tej sprawie toczy się wielki spór między konserwatystami broniącymi interesów wąskich elit, którzy chcieli wykształcenie wyższe utrzymać jako elitarne dla swoich córek i synów , a organizatorami oświaty na poziomie szkoły wyższej, którzy chcieli, aby najwybitniejsi uczeni danego kraju, mogli bezpośrednio kształcić potężne rzesze młodzieży, jak i ludzi w różnym wieku, nie tylko mieszkających w wielkich centrach akademickich i posiadających wysokie dochody, ale żyjących z dala od takich centrów i nie posadach takich dochodów”.
Natomiast w innej części wspomnianego wywiadu, kiedy Maria Kędzierska prosiła o wyjaśnienie, dlaczego mimo tak wielkich sukcesów tą uczelnie zlikwidowano, prof. dr hab. Andrzej Janowski odpowiadał: „W Polsce , tak jak i w wielu krajach współczesnego świata, w edukacji ścierają się dwa nurty: konserwatywny i nowatorski. Jest to odbicie ścierania się tendencji elitarnych i tendencji zorientowanych na zapewnienie dostatniego życia i pełnowartościowego wykształcenia szeroki rzeszom ludzi pracy. W Polsce tendencje neoelitarne, mimo innych w tym zakresie deklaracji politycznych, zdominowało sytuacje też w PRL, co spowodowało, że upowszechnienie wyższego wyksztalcenia, nie tylko rozwinęło się wtedy na poziomie narodowych potrzeb, ale wyraźnie kurczyło się. Jeśli w pierwszych powojennych latach na 10 tysięcy mieszkańców, mieliśmy więcej studentów, niż Anglia czy Francja, to w 1989 roku, dystans dzielący nas od tych krajów był bardzo duży. Wśród wykształconych na poziomie szkoły wyższej, malała liczebność młodzieży pochodzenia robotniczego i chłopskiego. W III Rzeczpospolitej, wystąpił podobny proces” . I w dalszej części tego wywiadu czytamy: „Wyższa Szkoła Społeczno-Ekonomiczna, rozwijała się dynamicznie.” Przy tym autor zwraca uwagę, że osiągnęła -jak wynikało z badań naukowych, podobny poziom kształcenia, jak czołowe uniwersytety,- w tym dla przykładu Uniwersytet Jagielloński, na którego terenie studenci WSSE, kontynuujący tam po licencjacie kształcenie magisterskie osiągali w 90% wyniki dobre i bardzo dobre. Co powodowało, że WSSE stała się „ solą w oku” polskich edukacyjnych środowisk konserwatywnych szkolnictwa wyższego.
Ciekawe, że wspomnianym wywiadzie przytaczając wiele przykładów przywołania do kształcenia tej uczelni licznych uczonych z zagranicy, autor też powoływał się na przywołanie do tego kształcenia czołowego chińskiego prof. .dr ha Li Jing Wena z którym w uczelni się bardzo zaprzyjaźnił. Natomiast ważniejsze jest to że , ogólną ocenę działań zmierzających do likwidacji uczelni, autor wywiadu tak oceniał: ”To była zbrodnia dokonana z premedytacją. Zarzuty były trzeciorzędne, peryferyjne. Gdyby były podstawy do poważnych zarzutów, uczelnię by zamknięto. Zastosowano więc inną metodę. Uczelni, która kształciła na poziomie licencjackim, dawano kilkakrotnie zezwolenia na roczna lub dwu letnią działalność.” W sumie dano takich osiem zezwoleń. Była to perfidna –zdaniem prof. A. Janowskiego -metoda likwidacji tej uczelni, dokonana wyłącznie z powodów orientacji konserwatywnej ówczesnych władz oświatowych, ukształtowanych po przeobrażeniach dokonanych w Polsce w 1989 roku, których prof. dr hab. A. Janowski, był niewątpliwie ważnym współtwórcą. Dodajmy od siebie że konserwatywnych władz oświatowych często o rodowodzie z SLD ( tak przynajmniej było w wypadku dr. Krystyny Łybackiej ).
Po śmierci Andrzeja Janowskiego, na lamach „Gazety Wyborczej”, która była śmiertelnym wrogiem Wyższej Szkoły Społeczno-Ekonomicznej, ( bardzo bezpośrednio i zwłaszcza pośrednio przyczyniając się do jej likwidacji 2) ukazał się- wśród wielu- najobszerniejszy nekrolog, dotyczący jego biografii, opublikowany przez jego rodzinę.3 Nekrolog ten został podpisany przez jego rodzinę, na czele z jego żoną prof. dr hab. Hanną Komorowską –Janowską, byłym prorektorem Uniwersytetu Warszawskiego, ale też podpisany przez jego synów, córkę, brata oraz innych niewymienionych z imienia i nazwiska członków rodziny. W nekrologu tym, wymieniono Wyższą Szkole Społeczno -Ekonomiczną, jak podano w mało czytelnym skrócie „WSSE” jako jedno z miejsc pracy prof. dr hab. Andrzeja Janowskiego. „Zapomniano” natomiast podać, że w Wyższej Szkole Społeczno-Ekonomicznej pełnił on funkcję przez kilka lat jej prorektora. I zarówno w cytowanym wywiadzie z nim, opublikowanym w „Trybunie”, jak i w wielu innych miejscach, pisał sam Andrzej Janowski o tej pracy, jako jednej z ważniejszych w całym jego życiu. A nawet w jego pracy dla niego najważniejszej. Dlatego też zachodzi potrzeba, aby ten przemilczany zakres informacji o tym elemencie jego biografii, właśnie na łamach „Trybuny” skutecznie uzupełnić. Natomiast w mojej –przygotowywanej do druku-nowej biografii postać prof.dr.hab. Andrzeja Janowskiego znajdzie należne jej miejsce. Należy mu się.