Tytuł tego felietonu odnosi się do znakomitego filmu braci Cohen „To nie jest kraj dla starych ludzi”. Niestety jedno słowo „nie” wyjęte z tytułu w stu procentach oddaje to czego doczekaliśmy się w Polsce po wyborach prezydenckich.
Prezydenta wybrali nam rolnicy, emeryci, ludzie z wykształceniem podstawowym. Słowem elektorat roszczeniowy, nieustannie oczekujący na przysłowiową mannę z nieba. Oczekiwania te PiS obiecał spełnić, a wymieniony wyżej elektorat bezkrytycznie to kupił. Budżet państwa jest w dużej mierze podobny do budżetu domowego każdego z nas. Wydać można tyle ile się zarobi. Oczywiście można pieniądze pożyczyć, czyli w budżecie domowym wziąć kredyt, a w budżecie państwa wypuścić obligacje lub zwiększyć deficyt. Inaczej zasilić budżetu się nie da, no chyba że się gdzieś pieniądze ukradnie. Jak widać wiedzy tej elektoratowi prezydenta Dudy brakuje i brak tej wiedzy PiS bezpardonowo wykorzystuje. Zwiększony deficyt to docelowo większa inflacja, czyli mówiąc prosto wzrost cen, który w końcowym efekcie datki państwa sprowadza do zera. Ale to i tak elektoratu prezydenta nie zainteresuje, zaś elektorat bardziej wykształcony doskonale o tym wie.
Od lat byłem związany z SLD, partią która w swoich statutowych założeniach miała pomagać elektoratowi socjalnemu. Mieszkam na Podkarpaciu, a więc w województwie które kojarzy się wszystkim z wysokim bezrobociem, bezgranicznym oddaniem kościołowi i przewagą ludności wiejskiej i słabo wykształconej. Wydawać by się mogło, że lewica ma tu duże pole do popisu. Guzik prawda, kościół tak omotał tutaj ludzi, że na Dudę oddało głos blisko siedemdziesiąt procent głosujących. Podam przykład jak ta inwigilacja kościoła wygląda. Otóż w ubiegłorocznych wyborach parlamentarnych z listy Lewicy startował mój syn. W ramach skromnej kampanii odwiedziliśmy też jego babcię, a moją teściową. Ta miała zamiar głosować na Kuchcińskiego. Wyjaśniliśmy jej ile to pieniędzy przelatał ten wyjątkowo nieudany marszałek sejmu, wspomnieliśmy o aferze podkarpackiej z którą go wiązano. Jak się jednak okazało na nic te argumenty się nie zdały bo babcia i tak wsparła Kuchcińskiego, a nie swojego wnuka. Jak się później okazało w trakcie spowiedzi musiała powiedzieć na kogo głosowała, a kłamać nie umie i nie chce bo koniecznie chce się połączyć w niebie z dziadkiem mojego syna, kłamstwo zamknęło by jej tą drogę. Taki elektorat mamy na Podkarpaciu.
Byłem i jestem lewicowcem ale mam coraz więcej wątpliwości. Prowadzę dużą restaurację i hotel, no i rzecz jasna potrzebuje pracowników. Wydawać by się mogło, że na biednym Podkarpaciu to żaden problem. Myli się ten kto tak myśli. Wszyscy, którzy chcą pracować, potrafią coś zrobić, od lat siedzą na zachodzie europy. Pozostali pracują na miejscu, głównie w urzędach i oświacie. Spora grupa prowadzi własne interesy związane głównie z turystyką i produkcją drzewną. Jest jednak spora grupa takich co nigdzie nie pracują. Owszem reagowali na moje ogłoszenia, ale po rozmowie kończyło się tak- nie dogadaliśmy się co do warunków płacy. Rok temu najniższa stawka godzinowa netto wynosiła około 9 zł. Nasza propozycja 13, 14 zł netto za godzinę lekkiej pracy za bufetem tych bezrobotnych nie interesowała. Ci co się zgodzili, po tygodniu lub dwóch przynosili zwolnienie lekarskie, inni za 14 zł na godzinę chcieli nieustająco przeglądać Facebooka, lub rozmawiać godzinami przez telefon. Zwalniani wcale się tym nie przejmowali bo państwo, miasto, opieka społeczna, PCK da zawsze jakieś 500, 300 plus, dopłaci do mieszkania, da szkolną wyprawkę dla dzieci, wyśle dzieci na kolonię, dopłaci do posiłków w szkole, a dla starszych w lokalnych restauracjach, da jakąś odzież, ba, nawet meble, PCK obdaruje żywnością. Po jaką cholerę pracować.
Jak widać lewica na Podkarpaciu nie ma szans. Lewica podchodzi do spraw państwowych na poważnie, nie obiecuje gruszek na wierzbie, a jedynie zaciskanie zębów i mozolne wychodzenie na prostą. Już raz tak się stało za czasów rządów premierów Millera i Belki. Lewica miast dbać o swój elektorat zajęła się zasypywaniem budżetowej dziury „Bauca”.
Spowodowało to spadek poparcia dla niej z 43 proc. do zaledwie kilkunastu. Lewica musi zrozumieć, że jeśli chce wygrywać musi zacząć w kampaniach wyborczych opowiadać trochę bajek dla dorosłych. Nikt jej z tego nie rozliczy, jak i nie rozlicza PiS-u. Wszak już tydzień po wyborach prezydenckich wierny moherowo- beretowy elektorat mógł się dowiedzieć, że bon turystyczny nie dla dziadów. Głowę daje, że z całej masy innych obietnic też nic nie wyjdzie. No i co z tego, za trzy lata na tych ludzi znów spadnie grad obietnic i jak w tym roku podreptają by zagłosować na PiS. Emeryci są bowiem wyjątkowo łatwowierni, dlatego tylko ich nabiera się metodą na „wnuczka”. Czas by lewica czegoś się nauczyła, bo inaczej ciągle będzie się pałętać w politycznym planktonie.