2 grudnia 2024

loader

Wojsko Polskie w Grudniu 1970

Gdynia, 17.12.1970. Wydarzenia grudniowe na Wybrzezu – robotnicy Stoczni Gdynskiej niosa na drzwiach cialo Zbigniewa Godlewskiego, zastrzelonego podczas zamieszek w rejonie stacji kolejki podmiejskiej Gdynia Stocznia. Zdjecie wykonano na ulicy Swietojanskiej w Gdyni, z okna mieszkania prywatnego. Fot. Edmund Peplinski / FORUM UWAGA!!! Cena minimalna dla publikacji w prasie i ksiazkach – 200 PLN xxxx

„Nasze Wojsko nie było żądnym krwi żołdactwem. Akt oskarżenia unikając ustaleń sprawstwa bezpośredniego oraz przypadków obrony koniecznej, w istocie rzeczy znieważa żołnierzy, czyni z nich anonimowych, bezwolnych siepaczy… Gdyby nie Wojsko, o ile więcej krwi by się przelało?… Stanowczo oświadczam, iż rozkazu o użyciu broni nie wydawałem”.
gen. Wojciech Jaruzelski

Gdy Państwo Czytelnicy otrzymacie ten tekst, będziecie po obejrzeniu dokumentalnych filmów w TVP, prezentujących sytuację niejako w dwóch ujęciach: „na miejscu”- w miastach Wybrzeża. W „centrali”, czyli fragmenty rozmów, podejmowanych decyzji w MSW i informacji o decyzjach Władysława Gomułki w Warszawie. Zważywszy na tytuł publikacji- nie negując ani pomijając roli MO, ZOMO, MSW, zatrzymam Państwa uwagę na „obrazach z miast” i organów decyzyjnych, gdzie wiele razy przewijały się pojazdy wojskowe- transportery TOPAS i SKOT, czołgi i samochody oraz żołnierze, zarówno w budynkach, np. KW PZPR i na ulicach, wśród nich dowódcę 7 Dywizji Desantowej- wtedy płk Tadeusza Urbańczyka z grupą oficerów. Na zdjęciach widać żołnierzy używających broni palnej- strzelających z powietrze z okien budynku KW PZPR w Gdańsku, pod bramami stoczni i na ulicach- także strzelających z powietrze.

Treść publikacji oparłem na dokumentach i materiałach procesu sądowego, jaki został wytoczony za „Wydarzenia na Wybrzeżu”. Eksponuję oskarżenie gen. Wojciecha Jaruzelskiego z grupą oficerów. Być może, że do tego procesu będzie trzeba wrócić w późniejszym czasie- na życzenie Państwa, pokazując jego „całokształt”. Nie muszę mówić, że ta materia, zarówno z uwagi na specyfikę „języka sądowego”, szczegółowość opisu zdarzeń, ale także zdumiewających Czytelnika pominięć i przeinaczeń Prokuratury w akcie oskarżenia-niezwykle jest zawiła, trudna do przedstawienia „zrozumiałym językiem”. Namiastkę tego spotkają Państwo w dalszej treści publikacji. Zachęcam do przeczytania w pierwszej kolejności publikacji prof. Jerzego Wiatra, który – jak zawsze, na łamach Trybuny- prezentuje oceny faktów i zdarzeń, skłaniając Czytelnika do- potocznie mówiąc-„wyrabiania zdania”. Nie tyle dla siebie, co na użytek naszych dzieci i wnuków, by uczyć ich „historycznej wyobraźni”, poznawania „politycznego rodowodu i tła” tych wydarzeń oraz poczucia odpowiedzialności za Ojczyznę. Profesor czyni to zachęcająco, także do sięgnięcia po ten tekst -ale w drugiej kolejności. Też do innych publikacji prasowych oraz uważnemu przyjrzeniu się widowisku „Anioły Grudnia”- ciekawe „jakie i czyje”.

„Kto kazał strzelać?”

Obok politycznego, a dziś po 50 latach, chcąc „przypodobać się”(?) różnym krytykantom – powiedzielibyśmy „partyjnego” (wiadomo jakiej partii) tła i rodowodu wydarzeń na Wybrzeżu, czołową pozycję zajmuje pytanie- kto kazał strzelać i kto zdecydował o wyprowadzeniu Wojska na ulice. Nie trzeba wyjaśniać, że pierwsza część obejmuje MO, która miała wprawdzie prawo użycia broni, wobec ewidentnych zbrodniarzy, nie zaś wobec ulicznych wystąpień zbiorowych. Stąd MO, ZOMO i Wojsko-właśnie przy zbiorowych wystąpieniach ulicznych. Nie trzeba daleko szukać odpowiedzi- jest w powszechnie dostępnych materiałach. Podczas narady o godz. 9.00, 15 grudnia 1970 r., Władysław Gomułka zdecydował – w „obliczu brutalnego pogwałcenia porządku publicznego, masakrowania milicjantów, należy użyć broni wobec napastników, przy czym strzelać w nogi”- (akt oskarżenia). Uczynił to po informacji z MSW o zajściach w Gdańsku 14 grudnia (środa), w tym podpaleniu budynku KW PZPR i zagrożeniu w nim ludzi, niszczeniu mienia, np. samochodów strażackich, sklepów i rabunkach; 2 zabitych i wielu rannych milicjantów, ataku na Komendę Miejską MO, wtargnięcie tłumu do budynku i groźbie zabrania broni. Atak na komendę MO, opisał Lech Wałęsa w książce „Droga nadziei”, Wyd. Rytm, 1988. Oto fragment-„Ludzie podzielili się na dwie grupy. Jedna grupa poszła na Świerczewskiego, na komendę MO, druga zaś w stronę dzisiejszego budynku LOT. Widzę, że milicjanci mają ochotę z nami zacząć, ale chyba się wahają i dlatego cofają się. Wyprzedziłem ludzi i mówię do tych milicjantów: panowie, przed chwilą był akcja pod stocznią. Tam milicjanci dostali po łbach., dostaniecie i wy. Wycofajcie się, jak nas nie przepuścicie, potłuczemy i was. Posłuchali i powoli się wycofali… w tym czasie tłum dotarł już przed budynek komendy. Rzuca kamieniami, lecą szyby. Milicjanci stojący w oknach są zaskoczeni. Są wśród nich ranni. Leje się krew”. Pojawia się pytanie – czy, nawet po 50 latach mielibyście, obawy przed wydaniem takiej decyzji w Warszawie? Proszę zauważyć- po „telefonicznym opisie” zajść ulicznych w Gdańsku. Na ile wiarygodnym, precyzyjnym, a na ile emocjonalnym? Ktoś powie- może nie tyle do samej decyzji, co jej wykonania. Racja- co innego, patrzeć z boku, z dystansu czasu, przy odpowiednim nastawieniu do „tamtej władzy i milicji”, co innego samemu wykonywać taką decyzję, będąc obrzucany kamieniami, gdy obok ranni są koledzy. Ale takie dywagacje można toczyć bez końca. Raz jeszcze odwołam się do filmu dokumentalnego. Odniosłem wrażenie, że „dość oszczędnie” pokazuje zachowanie tłumu wobec MO i Wojska, poza budynkiem KW PZPR i komendy MO nie widać zniszczeń – może redaktorzy nie mogli „wszystkiego dojrzeć” i sfilmować, może…

Zeznając przed Sądem Generał stwierdził- „Na wciąż medialnie eksponowane pytanie: „Kto kazał strzelać?” wyraźną odpowiedź dał sam Władysław Gomułka w liście do Biura Politycznego KC PZPR z 27 marca 1971 roku, znajdującym się w aktach sprawy i przywołanym przeze mnie przed Sądem 12-13 marca 2002 r. Potwierdził to premier-przewodniczący Komitetu Obrony Kraju Józef Cyrankiewicz- w znajdujących się również w aktach sprawy oświadczeniach – m.in. stwierdzając, że decyzję Władysława Gomułki przekazał osobiście wyznaczonemu na Szefa Sztabu Lokalnego w Gdańsku, gen. Grzegorzowi Korczyńskiemu (Główny Inspektor Obrony Terytorialnej- Sekretarz Komitetu Obrony Kraju). Przypomnę, że w znajdującym się w aktach sprawy oświadczeniu z 2 czerwca 1971 r., gen. Korczyński pisze: „O godzinie 9.50 (15 stycznia 1970 roku) tow. Cyrankiewicz poinformował mnie telefonicznie, że decyzją Biura Politycznego zezwolono na użycie broni, przyznając jednocześnie dowódcom jednostek pododdziałów prawo, zależnego od sytuacji rozstrzygania o jej zastosowaniu. Decyzję tę przekazałem dowódcom jednostek, rygorystycznie zastrzegając jednocześnie, aby przy konieczności użycia broni przestrzegać określonych bezpieczników”. W protokole z przeprowadzonej z nim przez Komisję rozmowy w dniu 17 czerwca 1971 roku znajduje się następujący zapis: „Tow .Korczyński – decyzję tę otrzymałem w dniu 15 grudnia 1970 roku o godz. 9,00 z minutami od Premiera Cyrankiewicza. Powiadomił mnie, że jest zezwolenie na wprowadzenie wojska i użycie broni w uzasadnionych przypadkach. Chcę przy tym zaznaczyć, iż jeszcze przed godziną 9 rano dzwoniłem do tow. Cyrankiewicza informując go o ciężkiej sytuacji … Wojsko będące w akcji nie używało broni, nie strzelało. Strzelało dopiero wtedy, kiedy dostałem takie polecenie od Cyrankiewicza””.

Postawa Generała

Był wezwany na tę odprawę. Wysłuchał informacji i decyzji I Sekretarza. Premier, Józef Cyrankiewicz uzupełnił ją wnioskiem o ogłoszenie stanu wyjątkowego i wprowadzenie godziny milicyjnej. O godz. 9.50 zadzwonił do gen. Grzegorza Korczyńskiego (był w Gdańsku), zapytał o sytuację i przekazał decyzję- zgodę na użycie broni przez MO i Wojsko, dopiero od godz. 12.00. Najpierw ostrzegać o użyciu, strzelać w powietrze, potem w ziemię i nogi. Poza Premierem- nikt z obecnych nie zabrał głosu. Byli m.in. marsz. Marian Spychalski, przewodniczący Rady Państwa i Mieczysław Moczar, Sekretarz KC, nadzorujący MON i MSW.

W tej sprawie Generał zabrał głos na VIII Plenum KC (luty 1971), gdy odczytano list Władysława Gomułki i wywiązała się dyskusja o użyciu Wojska i broni na Wybrzeżu. Stwierdził wtedy m.in., że sytuacja wskazywała na taką konieczność i jednocześnie ostrożność stosowania siły. Nie mógł być przeciwny, mimo świadomości, że podawane, napływające informacje były emocjonalne i nie dokładne. Swoją postawę o godz. 9.00 przed Sądem wyjaśniał tak-„Wojsko znalazło się na ulicach nie wtedy, kiedy rozpoczęły się tam protesty, demonstracje, ale dopiero wówczas, kiedy już zaistniały niszczycielskie fakty oraz doszło do sytuacji zagrażających życiu i zdrowiu ludzi. Do tego dochodziła świadomość, iż palone, dewastowane, rabowane jest – w ostatecznym rachunku – społeczne, wspólne dobro, że powstają ogromne straty materialne. I dla nas, starych i dla dziedziczących tradycje bojowe młodych żołnierzy, dramat 1970 roku był więc niejako podwójny. Ale też- jak sądzę – daje to nam moralne prawo do uczciwej, społecznie sprawiedliwej oceny”. Odniósł się też do oceny postawy Władysława Gomułki, mówiąc-„obok wad i błędów miał też niewątpliwe zasługi. Należały do nich m.in. usilne działania na rzecz ostatecznego uznania nienaruszalności naszej granicy zachodniej. Kilka dni przed tragicznymi wydarzeniami-7 grudnia 1970 roku, dokonał się ten historycznej wagi akt. Był wielkim sukcesem Polski i osobiście Gomułki. To, zresztą – jak sądzę, rzutowało również na nerwowość jego reakcji w czasie wydarzeń na Wybrzeżu. Odczuwał je jako poważne dezawuowanie wysiłków związanych z odbudową i zagospodarowaniem Ziem Zachodnich i Północnych, w co włożył osobiście tak wiele starań i serca. To, oczywiście nie usprawiedliwienie, ale pewne wyjaśnienie psychologicznych mechanizmów owych decyzji”.

Przygotowanie procesu Sądowego

Kto z Państwa pamięta deklarację- „przeszłość oddzielamy grubą kreską”, kto i kiedy ją wypowiedział? (premier Tadeusz Mazowiecki w ekspose, wrzesień 1989). Swoistą zapowiedzią jej podważenia i chęci „rozliczeń z przeszłością”, stała się interpelacja poselska Kazimierza Ujazdowskiego. Szef MON, gen. Florian Siwicki odpowiedział w maju 1990 r., m.in. pisząc- „Dyspozycja o użyciu broni została wydana przez ówczesnego I Sekretarza KC PZPR, na posiedzeniu nieformalnego zespołu kierowniczego, z udziałem przewodniczącego Rady Państwa i premiera. Następnie premier przekazał ją bezpośrednio do Gdańska wiceministrowi obrony narodowej gen. Grzegorzowi Korczyńskiemu z pominięciem ministra obrony narodowej i szefa Sztabu Generalnego WP”.

Od wiosny zaczynają krążyć pogłoski, iż o funkcji Głowy Państwa „marzy” Lech Wałęsa. Jesienią było już wiadomo, że Generał rozmawiając z Prymasem Józefem Glempem i kilkoma osobami, wyraził wolę odejścia, ale pod warunkiem, że odbędą się powszechne wybory prezydenckie. Stosowne pismo do Marszałka Sejmu, skierował we wrześniu. Prokuratora Marynarki Wojennej w Gdyni, 8 października 1990 r. wszczęła śledztwo w sprawie wydarzeń grudniowych 1970 r., w toku których, „w wyniku użycia broni palnej przez żołnierzy, śmierć poniosły osoby cywilne”. Nikt-oczywiście nie mówi kogo ma na myśli. Proszę zauważyć-Generał jest jeszcze Prezydentem RP. Po latach uchylił mi przysłowiowego rąbka tajemnicy, co myślał słysząc o tych poczynaniach. Nie śmiem napisać, kto już wtedy nabierał „odwagi”. Tak właśnie rozpoczęło się postępowanie przygotowawcze. Ruszyło „pełną parą” od stycznia 1991 r. Początkowo śledztwo prowadziła Prokuratura Marynarki Wojennej, następnie Prokuratura Wojewódzka w Gdańsku. Przesłuchano 3516 świadków. Zebrano ponad 100 tomów materiałów procesowych. Oskarżyciel wskazał 1091 świadków, do przesłuchania przez Sąd.

Początkowo sprawę miał prowadzić Sąd Wojewódzki w Gdańsku, który „postanowieniem z 7 listopada 1995 roku przekazał sprawę według właściwości, tj. profesjonalnej kompetencji, Sądowi Marynarki Wojennej w Gdyni. Sąd Apelacyjny to postanowienie uchylił. W rezultacie akt oskarżenia cechuje ignorancja w materii wojskowej…Odebranie sprawy prokuraturze wojskowej i przekazanie jej do prokuratury powszechnej, nie tylko poważnie wydłużyło jej przygotowawczy bieg, ale również spłyciło precyzję oskarżenia, które powinno uwzględnić w większym stopniu profesjonalno-regulaminowe uwarunkowania działalności Sił Zbrojnych”- ocenił Generał. Wreszcie skierowano do Sądu Okręgowego w Warszawie. Sprawa trafiła na wokandę w październiku 2001 r. W dniach 18 października i 8 listopada 2001 r., Generał złożył wyjaśnienia. Choroba Przewodniczącego Sądu sprawiła, że proces rozpoczęto od początku.

Oskarżeni ponownie złożyli wyjaśnienia. Biorąc pod uwagę wcześniejsze pytania Sądu i uwagi obrońców, Generał złożył rozszerzone wyjaśnienie w dniach 12-13 marca 2020 r. Ponadto, 27 czerwca, po złożeniu wyjaśnień przez wszystkich oskarżonych – złożył wniosek „o usunięcie istotnych braków postępowania przygotowawczego w celu uzupełnienia ewidentnych luk oraz wyeliminowania sprzeczności, niejasności, a nawet mijania się z prawdą”. Proszę zwrócić uwagę na tytuł wniosku. By Państwu skrótowo i przystępnie go opisać, konieczny jest odrębny tekst. Podam dwa takie przykłady. Pierwszy- „Prokuratura nie skorzystała ze wskazówki, którą tak plastycznie ujął pełnomocnik Solidarności, pan Piotr Łukasz Andrzejewski mówiąc, że „była to gigantyczna prowokacja: Milicja i Służby Bezpieczeństwa podpalały, a Wojsko gasiło” (wydarzenia w Gdyni 17 grudnia, moje, GZ). Trudno posądzić byłego senatora Rzeczypospolitej Polskiej, że w obliczu Wysokiego Sądu nie wiedział, co mówi, że użył bez pokrycia tak ważkich słów. Ma niewątpliwie jakąś wiedzę na powyższy temat. Obecnie powstaje okazja, aby prokuratura uzupełniając materiał dowodowy, poszła wskazanym przez niego śladem i eliminując pogłoski, czy plotki, a ustalając fakty, dotarła do winnych ewentualnej prowokacji. Niestety, nic w tym kierunku nie uczyniono”. Drugi- wniosek, por. Wiesława Gopa o zwrot aktu oskarżenia, który bezpodstawnie zarzuca, że 16 grudnia w rejonie nr 2 Stoczni Gdańskiej w „wyniku moich działań śmierć poniosły 2 osoby, a 11 było rannych. 3 pluton, którym dowodziłem, znajdował się w drugiej linii, w drugim rzucie. Gdyby miał strzelać do demonstrantów, musiałby najpierw strzelać do czołgów oraz w plecy innych, znajdujących się przed moim plutonem żołnierzy. Jak można mi przypisać odpowiedzialność za śmierć Stefana Mosiewicza, który został postrzelony z broni kalibru 9 mm, kiedy mój pluton uzbrojony był wyłącznie w pistolety maszynowe kalibru 7, 62 mm”. Jeszcze jeden, podobny wniosek. „Na str. 56 aktu oskarżenia znajduje się stwierdzenie: „mjr Wiesław Wiekiera podał komendę „ładuj broń”, a następnie „w górę, krótką serią ognia”. Natomiast na str. 57 jest zapis: „W wyniku użycia broni palnej przed bramą nr 2 Stoczni Gdańskiej śmierć ponieśli Jerzy Matelski i Stefan Mosiewicz”. Jak pogodzić moją komendę do strzelania w górę z przypisaniem mi przez prokuraturę odpowiedzialności za śmierć powyższych dwóch i ranienie 11 osób”- pyta, zwracając akt oskarżenia mjr Wiesław Wiekiera.

Generał oskarżony o …

Składając dwukrotnie wyjaśnienia, oświadczał- „Oskarżenie jest bezpodstawne. Są w nim zasadnicze luki, ewidentne błędy i manipulacje, a nawet mijanie się z prawdą. Oświadczam, iż w czasie tragicznych wydarzeń w Grudniu 1970 roku na Wybrzeżu: nie postąpiłem wbrew Konstytucji; nie wydałem rozkazu użycia broni; nie popełniłem przestępstwa. Wręcz przeciwnie – w ramach swych realnych, zawężonych wówczas możliwości, przyczyniłem się do ograniczenia bolesnych skutków wydarzeń, a następnie do takich zmian polityczno-państwowych, które pozwoliły przerwać groźną spiralę rozszerzenia konfliktu oraz jego siłowego rozstrzygania, zapobiec katastrofie, realnie grożącej w ogólnokrajowej skali…Raz jeszcze stanowczo oświadczam, iż rozkazu o użyciu broni nie wydawałem. Materiały śledztwa moje słowa potwierdzają. Trzeba wyjątkowej tendencyjności, ażeby zinterpretować je inaczej. Owa tendencyjność przejawia się m.in. także w tym, iż prokurator odrzucił gruntownie umotywowane wnioski dowodowe obrony, w tym również dotyczące uzupełniającego przesłuchania wielce istotnych dla sprawy świadków. Jak widać intencja jest inna- „wystrzelić” akt oskarżenia, a później niech się martwi Sąd, „wyłuskując” wśród 3516 przesłuchiwanych w nieskończoność świadków to, co jeszcze przed rozprawą mogło być oczywiste… Trudno nie zauważyć intencji „grubymi nićmi szytej” – przede wszystkim „polowania” na Jaruzelskiego”.

Uzasadniając bezpodstawność oskarżenia, mówił-„Gdyby to była tylko moja sprawa, nie dręczyłbym siebie, nie obciążałbym innych osób różnymi wyjaśnieniami i oświadczeniami. Jestem jednak starym żołnierzem, przez wiele lat byłem naczelnym dowódcą Wojska Polskiego. We wszystkich jego wcieleniach jest mi ono bliskie i drogie. Boleję, gdy podważane jest jego dobre imię. Taki bowiem jest wydźwięk tego procesu, łącznie z przypisywaniem Wojsku wszystkich ofiar, także tam, gdzie- jak to ewidentnie wynika nawet z aktu oskarżenia – „strzelały w tłum” inne informacje. W tej sytuacji nie mogę oprzeć się wrażeniu, że pełniąca polityczny obstalunek Prokuratura, po to, aby „uderzyć” we mnie, nie waha się zastosować takiej, krzywdzącej dla całego Wojska manipulacji”. W podsumowaniu tego wątku mówił -„Niech mi wolno będzie, jako byłemu przełożonemu wszystkich oskarżonych tu osób wojskowych- z całym poszanowaniem dla ostatecznego werdyktu Wysokiego Sądu- oświadczyć, iż nie widzę ich winy. Działali w ramach istniejących okoliczności oraz postawionych im zadań, i jak wynika ze znanych mi materiałów i faktów, oskarżenie tych osób jest niesprawiedliwe i krzywdzące. Jeśli zaś jakaś wina miałaby im być przypisana – to ja biorę ją na siebie”.

Refleksja…

Od 40 lat ofiary Wydarzeń Grudniowych upamiętnia pomnik w Gdańsku. Odsłonięty 16 grudnia 1980 r., jako jeden z postulatów powstałej Solidarności, przy ogromnym udziale jej członków. Kto z Państwa pamięta tę uroczystość? Proszę sobie przypomnieć, jakie wtedy i dziś wywołuje skojarzenia i refleksje. Generał wspominał tak-„Dla mnie jednak, przy całym szacunku dla poległych w 1970 roku robotników, było to nie tylko gorzkie „requiem”, lecz i „larum”. Nigdy nie wzniesiono pomnika 400 Polaków, poległych podczas zamachu majowego. Nie uczczono nawet obeliskiem małopolskich chłopów zastrzelonych przez policję, ani ofiar zajść krakowskich, lwowskich i wielu innych. Zaczynało wyglądać na to, że tylko Polska Ludowa dopuszczała się przemocy wobec robotników i chłopów. Nie mogłem się z tym wewnętrznie pogodzić. To było następne kłamstwo historyczne, a przecież miało ich już nie być”.

Mam świadomość skrajnego niedosytu tego tekstu, pewnego rodzaju ułomności. Wywoła on szereg pytań i wątpliwości. Skala złożoności „problemu” oraz ograniczone ramy publikacji na krótki, hasłowy opis nie pozwalają, gdyż zubożyłyby istotę sprawy. Do tego nie mogę dopuścić. Będę starał się odpowiedzieć na Państwa pytania, sugestie i wnioski w następnym tekście.

Na zakończenie

Słowa podziękowania i uznania kieruję do Pana Ministra Rafała Skąpskiego, za krótkie ale dobitne zwrócenie uwagi- powiem oględnie- na frywolność porównań sytuacji wewnętrznej obecnie i „medialnych polityków” do sytuacji z okresu stanu wojennego i Generała.

Zwrócił moją uwagę tekst „Każdy sukces ma swoją cenę” Pana Dawida Kopy. Nie tyle treścią, co argumentami Autora. Artykuł prof. Zbigniewa Wiktora w 102 rocznicę Rewolucji Październikowej faktycznie jest osobliwy, trudny w ocenie z dzisiejszej perspektywy. Pana ocena polemiki prof. Jerzego Wiatra z tym tekstem, zdumiała mnie. Przecież Profesor przystępnie i krótko zwraca uwagę na istotę wydarzenia sprzed 102 lat i jego następstwa. Pan ma pełne prawo z tą polemiką- jej argumentami, ocenami i wnioskami, nie zgadzać się! Ale, czy one świadczą o „obronie życiorysu”, oczywiście swojego przez prof. Wiatra? Zachęcam Pana – i to poważnie, by wnikliwie poznał życiorys Profesora i skrupulatnie wynotował gdzie, na jakich zagranicznych uczelniach na Zachodzie Profesor prowadził wykłady, do jakich naukowych stowarzyszeń oraz organizacji należał, nie tylko w Polsce. To pierwszy etap. Drugi- dla Pana trudniejszy. Proszę się zastanowić, czy tam właśnie na Zachodzie nikt nie wiedział, że Profesor był członkiem PZPR, zajmował ważne stanowiska w „centrali”, nie tylko dyrektora „wrażego” Instytutu. Czy z powodu „takiego członkostwa” spotkały Profesora na Zachodzie afronty, gesty dezaprobaty? I trzeci- też chyba dla Pana trudny. 26 marca 1981 r. gen. Wojciech Jaruzelski w Natolinie spotkał się z Prymasem Tysiąclecia. Generał pisze- „Na pewno to zdziwi czytelników, ale mówiąc o Rewolucji Październikowej w listopadzie 1917 roku, prymas stwierdził, że „elementy wspólnotowe, komunistyczne, egalitarne tej rewolucji stanowią trwały wkład do dorobku kultury ogólnoludzkiej. Wzbogaciły jej rozwój, dały pożyteczne impulsy””… Zachęcam do poznania drugiej wypowiedzi. Generał pisze- „Kiedy mówiliśmy o newralgicznym politycznie i strategicznie położeniu kraju- prymas użył bardzo plastycznej metafory: „Jeżeli człowiek stoi w jakimś pomieszczeniu to nie może jednocześnie opierać się o dwie przeciwległe ściany. Kraj nasz znajduje się jak gdyby między dwiema ścianami – germańską i słowiańską. Polska w tej sytuacji powinna opierać się o ścianę słowiańską””. Po przeanalizowaniu obu wywodów Prymasa, uprzejmie Pana proszę o ich interpretację, wykładnię dla obecnych Czytelników Trybuny. Będę prosił Panów-Redaktora Naczelnego i Zastępcę o publikację Pana tekstu. Z ciekawością i uwagą zapoznam się nie tylko ja. By ułatwić Panu pracę, proponuję przeczytać tekst Generała z tej jedynej rozmowy obu Mężów Stanu, pt. „Spotkanie z wielkością”. Jest w książce Generała „Stan wojenny. Dlaczego” (str. 81-92), Wyd. BGW 1992. I proszę nie zapomnieć- konicznie zamieścić „wyciąg” z życiorysu prof. Jerzego Wiatra i jego „wpływie” na „zachodnie wojaże” naukowe. Powiem Panu całkiem prywatnie – tym życiorysem i uznaniem dorobku Profesora na Zachodzie, można obdzielić nie jednego 38- letniego uczonego, który na pierwszym miejscu powinien mieć szacunek dla nauki. I prywatnie – proszę podać na jakiej Uczelni nauczono Pana „zaglądania” do cudzego życiorysu, by czynić z tego podstawę oceny treści publikacji. Czy nie wstydzi się Pan? Proszę się zastanowić, czy za 30-40 lat młodzi uczeni właśnie od życiorysu nie będą rozpoczynać oceny Pańskiego dorobku naukowego- już życzę dobrego samopoczucia. Pana teza o „doborze faktów” jest błędna, nie do przyjęcia. Czy na podstawie „dobranych faktów” jest możliwa ocena obiektywna wydarzenia, okresu historycznego, itp. Od kogo, jeśli nie od uczonego, naukowca oczekiwać prawdy, obiektywizmu?

Gabriel Zmarzliński

Poprzedni

Flaczki Tygodnia

Następny

Sadurski na dzień dobry

Zostaw komentarz