Jarek Ważny
Niewiarygodna jest ta Polska. Nawet w tak ważnych i istotnych sprawach jak skażenie Wisły ściekami na dużą skalę, można mówić w niej w dwóch różnych dialektach. Jedni twierdzą, że jest katastrofa ekologiczna i że winna jest tęczowo zarządzana Warszawa, a drudzy, że owszem, coś się tam niby zdarzyło, ale nie ma co bić piany, bo to na dobrą sprawę nic takiego. A ludzi zostawia się samych sobie, że wyciągnęli wnioski, takie, jakie im pasują i w zależności od preferencji politycznych, zabezpieczyli się na czas braku wody pitej lub nie. Ale ja dziś nie o tym…
Wracałem wczoraj kolejką z lotniska do Śródmieścia. Gdzieś na wysokości Dworca Zachodniego dosiadł się człowiek. Zajął miejsce obok mojego. Nie zwracałem nań specjalnie uwagi, bo czytałem książkę. On w tym czasie zatopiony był w komórce i internecie. Tak przynajmniej wyglądał. Między stacjami Ochota a Dworzec Centralny przyszedł konduktor. Zażądał biletów. Wydałem. Pan obok mnie na żądanie konduktora zaczął coś pilnie sprawdzać w komórce. Konduktor go ponaglał; pan twierdził, że ma bilet, ale akurat dopadł go pech, bo zawiesił się mu system w telefonie i nie może go mu pokazać. Tego biletu znaczy. Konduktor poszedł dalej, sprawdzać bilety innym pasażerom. Wrócił po paru minutach. Człowiek okazał bilet w komórce. Bilet, który kupił minutę wcześniej, zgodnie z informacją na ciekłokrystalicznym wyświetlaczu. Nie uszło to uwadze konduktora. – Oszukał mnie Pan, powiedział konduktor. Twierdził Pan, że ma Pan bilet, gdy tymczasem jechał Pan bez, bo gdy zażądałem okazania, Pan wykpiłeś się awarią komórki, a tak naprawdę dopiero rozpocząłeś procedurę kupna. Facet-oszust siedział ze spuszczoną głową, jak mały Jasio, którego gospodarz przyłapał na kradzieży jabłek z sadu. Wyglądał w tym swoim zawstydzeniu dość poczciwie. – No słucham, zapytał konduktor, co ma mi Pan do powiedzenia? – Proszę mi wybaczyć-z rozbrajającą szczerością, bąknął pod nosem skruszony pasażer.
Czytam dziś kolejne doniesienia o tym, jak w Ministerstwie Sprawiedliwości działał specjalny, tajny pion do spraw „wsparcia medialnego” reformy sądownictwa made by dobra zmiana. Posługiwali w nim urzędnicy i sędziowie oraz pani Emilia. Wymieniali się regularnie wskazówkami i obserwacjami. Pod koniec „dnia pracy” kasowali całą korespondencję. Pracowali na jednym komunikatorze. Dochodziło wewnątrz grupy do nawiązywania relacji intymnych, cokolwiek to znaczy, choć cyberseks znany jest nie od dziś. Wszystkie te fakty, po pobieżnym przeanalizowaniu, dają podstawy do przypuszczenia, że taka „zorganizowana akcja” nie mogła być finałem oddolnego działania największych w ministerstwie ideowców. Ktoś to musiał wymyślić, zaplanować, skoordynować i wprowadzić w czyn. I tym kimś był najprawdopodobniej minister P. Ale w to, że wiceminister działa solo, jako samodzielna grupa operacyjna, a jego pryncypał żyje w przekonaniu, że ma pod sobą samych prawych i sprawiedliwych, najlepszych i najmoralniejszych synów i córy polskiej palestry, to już chyba nawet konduktor z PKP nie uwierzy.
W popularnym programie publicystycznym, profesor Bugaj Ryszard wysnuł tezę, że Ziobro dlatego wciąż pozostaje na stanowisku, bo musi mieć jakieś kwity, i to na tyle mocne, że jest nie do ruszenia. W końcu jest tylko ministrem. Skoro można się było pozbyć przed wyborami Marszałka Sejmu, to co za kłopot wymienić ministra? A że szef koalicyjnego ugrupowania? Jak by przyszło co do czego, to zostałby w nim sam, żeby móc samemu wyprowadzić sztandar i się samorozwiązać. Naturalnie, zamieszanie z wymianą Ziobry jest w tym momencie dla Kaczyńskiego nie na rękę, bo gdyby zdecydował się jednak pójść z nim na wojnę, ten pokąsa po kostkach, a nie, jak Kuchciński, usunie się w cień. Także, coś pewnie jest na rzeczy, podług słów prof. Bugaja, że papiery ma Ziobro mocne i w razie zagrożenia, nie zawaha się ich użyć. Bo o honorowym rozwiązaniu mowy tu być nie może. I nie mam na myśli kodeksu Boziewicza. O elementarny, przyrodzony honor mi idzie. Ja jestem szefem. Moi najbliżsi podwładni dopuszczają się grubej przewiny, a ja nic o tym nie wiem, więc jaki ze mnie szef. Żeby móc spokojnie patrzeć sobie w twarz, rezygnuję, bo spaliłbym się ze wstydu, gdybym musiał firmować swoim nazwiskiem taki występek kolejny raz. U nas jednak, nawet przepraszam więźnie politykom w gardle, bo to takie niemęskie. Zwłaszcza w ustach prokuratora i ministra w jednym.
Jarek Ważny
Jarek Ważny – dziennikarz i muzyk w jednej osobie. Jest absolwentem dziennikarstwa UW, występował z takimi formacjami jak Większy Obciach, The Bartenders i deSka, Vespa, Obecnie gra na puzonie w grupie Kult a także z zespołami Buldog i El Doopa. prowadzi także bloga „PoTrasie”.