Jarek Ważny
Nieźle się nawywijało z oczyszczalnią i kupą w rzece; myślał pan prezydent Warszawy, że na początku września, przed wyborami, będzie świętował w związku z otwarciem nowej linii metra, a tu, jak na złość, wybiło szambo i nie ma widoków na to, że uda się wyciek szybko załatać. Mało tego, są widoki, że będziemy mieć na lata najbardziej gównianą rzekę w Europie, którą przy okazji podtrujemy Bałtyk innym nacjom, bo ktoś kiedyś spartaczył robotę, a dziś nikogo nie można za to nawet posadzić.
Mój znajomy opowiadał mi niedawno, że na początku lat dziewięćdziesiątych, kiedy otworzył w jednej z podwarszawskich miejscowości klinikę dla małych zwierząt, jego pierwszym klientem był miejscowy menel, który przyszedł zapytać, czy w ramach sąsiedzkiej przysługi mój kolega nie usunie mu z barku wszywki z esperalem. Pan menel był przekonany, że jak ktoś zasadza się na tak bezsensowny interes w jeszcze bardziej bezsensownych czasach, to musi to być przykrywka pod coś grubszego. Przypomina mi to jako żywo sytuację z oczyszczalnią „Czajka”. Ogromną inwestycję za ogromne pieniądze powierzono firmie, która chwilę po wygraniu przetargu ogłosiła upadłość. Chyba tylko ostatni naiwny w tym kraju mógł pomyśleć, że przy takich przelotach finansowych i sumach którymi operowano przy okazji przebudowy oczyszczalni, nie wyjdzie z tego przekręt, za który nikt nie poniesie odpowiedzialności.
Zbudowano byle jak, za to drogo. Co niektórzy ostrzegali, że buduje się źle i że warto rzecz przemyśleć, ale zwyciężyła opcja pt. „stać nas”. Teraz, kiedy kupa wylewa się na powrót do Wisły, nie można znaleźć odpowiedzialnego. Firmy poupadały, podwykonawcy się rozpłynęli. No ale chyba przecież jakieś dokumenty po przetargach się uchowały. Ktoś musiał zaaprobować tę decyzję i choćby politycznie, powinien ponieść odpowiedzialność. Niestety, dziwnym trafem, winnych jakoś nie ma. Z powodu braku lepszych kandydatów na kozła ofiarnego, próbuje się zeń zrobić prezydenta stolicy. Obecnego prezydenta, choć to raczej poprzedniczka Trzaskowskiego powinna być wzywana do odpowiedzi, bo to za jej rządów przebudowano „Czajkę” pod kątem oczyszczania ścieków z lewobrzeżnej części miasta, które to teraz lecą sobie wartkim nurtem wprost do Bałtyku. Przy okazji tego, był nie było, skandalu, bo inaczej nazwać całej sprawy nie potrafię, utwierdzam się w przekonaniu, że Polska tu i teraz, to kraj ustrojowo zawieszony gdzieś pomiędzy liberalną demokracją a bantustanem; niby obowiązują procedury i urzędnicza odpowiedzialność, ale i tak każdy wie, że najlepsze interesy robi się na państwowym, i za przekręty jeszcze żaden polityk nie poszedł u nas siedzieć, to i czym tu się ryzykuje. Dobrym imieniem, honorem? Może w XIX wieku, ale nie na dzisiaj.
Sprawa Czajki pokazuje jak na dłoni, że młody pan prezydent Warszawy kompletnie sobie nie radzi z kryzysem-i tam faktycznym, ekologicznym i wizerunkowym. Cały czas jest w regresie i mam wrażenie, że stara się uciec od komentarza, żeby czasem kupa z wody do niego nie przylgnęła na dłużej, ale na to już chyba za późno. Opozycja miejska wyciąga mu też kwestię zalegających opłat za przekształcenie użytkowania wieczystego we własność, co jest prawdą i też idzie na jego konto. Sam zapłaciłem pieniądze za bieżący rok. Przyszły pisma, żeby czekać, że oddadzą na konto. Daj Boże i oddadzą; tymczasem kasa moja i innych legalistów z miasta, krąży sobie po stołecznych ratuszowych kontach, a mogłaby leżeć na mojej lokacie, ale jakem głupi, że zapłaciłem bez przymusu, to teraz mam. Ratusz z oddawaniem się nie spieszy, zostając w dalekim ogonie miast polskich, które nie mogą wciąż uporać się z wieczystym użytkowaniem. A to wszak sprawa dość prosta, w przeciwieństwie do roszczeń reprywatyzacyjnych, gdzie w Warszawie doszukać się prawdy nie potrafi chyba już nikt, poza nieżyjącymi szmalcownikami z Kercelaka. Tu też miasto stołeczne leży na łopatkach i czeka, co też wysmaży mu komisja śledcza śledcza i kto w końcu za to beknie, choć prawdopodobnie pewnie nikt, jak to u nas.
No i tylko to metro na Targówek, które się Trzaskowskiemu udało, bo przy tak zaawansowanych pracach, ciężko było tu coś sknocić, może mu osłodzić odrobinę ten ciężki los prezydenta Warszawy, pachnący dziś wiślanym stolcem. A jeszcze niedawno były plany, że ze stolca stołecznego Trzaskowski przesiądzie się na Krakowskie Przedmieście, jak ongiś Lech Kaczyński. Coś jednak czuję, a woń bije od rzeki mocna, że po takim starcie, za rok smród wciąż jeszcze pozostanie…
Jarek Ważny