Skoro pan ministroprokurator Ziobro tak bardzo chce ułatwić życie samodzielnym rodzicom, to może zamiast robić pozorowane ruchy wokół Funduszu Alimentacyjnego, niech przyjrzy się stowarzyszeniu Dzielny Tata, które formalnie walczy o to, by po rozwodach ojcowie mogli być częściej obecni w życiu swoich dzieci, a półformalnie spełnia funkcję grupy wsparcia dla osobistej, nienawistnej wobec kobiet wendetty.
Tatowie lubią w wolnych chwilach porównywać się do więźniów Auschwitz, choć na drugą nóżkę świadomi są światowego spisku żydokomuny, z rozmysłem odbierającej im „spadkobierców” (kliknijcie w link, nie zmyślam). Z ogromem ucisku walczą metodami należącymi do klasycznego repertuaru terrorystów: zachęcają do rodzicielskich porwań i niepłacenia alimentów, bo alimenty to przecież nie pieniądze na dzieci, tylko na wredne baby, „pasożyty”, które „bezczelnie ich okradają”. Mam trzysta procent pewności, że dzielni tatowie stanowili i zapewne nadal stanowią doskonałą klientelę dla prawników, których mizoginistycznego bloga namierzyłyśmy z Aleksandrą Bełdowicz kilka miesięcy temu.
Teraz okazuje się, że Dzielny Tata murem staje za mężczyzną, który na sali zabaw na warszawskim Bemowie podczas widzenia odebrał życie sobie i swojemu czteroletniemu synowi. I tutaj panu Zbyszkowi, albo komukolwiek u władzy, nieważne z której opcji, naprawdę powinna zapalić się czerwona lampka, bo stowarzyszenie w swoich (usuniętych już z Facebooka) wpisach wprost daje zdesperowanemu mężczyźnie prawo do zabicia dziecka – a choćby i na złość kobiecie („dał życie, to i je zabrał”). Dodatkowo do redakcji Onetu Tatowie przesłali rzewny list, gdzie zapewniają, iż „cała brać ojców zna i rozumie sytuację Tomasza M.”. Znacie i rozumiecie sytuację, kiedy człowiek planowo przeprowadza akcję rozszerzonego samobójstwa i podaje czterolatkowi truciznę w toalecie? Jest to dla was wytłumaczalne i oswojone? Zgłoście się na terapię.
Tragedia, która wydarzyła się na Bemowie, ma wiele wątków, w tym jeden, o którym dzielni tatowie nie lubią wspominać: partnerka mężczyzny miała wielokrotnie alarmować sąd i media o tym, że Tomasz M. stanowi zagrożenie dla swoich dzieci. Sytuacja ta na pewno ma swoje odcienie i teraz zadaniem sądu i psychologów, a nie internetowych nienawistników jest zbadać, kto i na jakim etapie przyczynił się do takiego finału. Rozszerzone samobójstwo to najczęściej domena ludzi z depresją i cierpiących na urojenia bądź psychozy. Ten czyn z pewnością wskazywał na ogrom problemów, z którymi zmagał się mężczyzna. Tym bardziej branie go na sztandary i robienie z niego męczennika na zasadzie „zrobił co zrobił, bo czuł się ofiarą sytuacji” jest po prostu niebezpieczne. Organizację wydającą tak kategoryczne sądy należałoby rozwiązać w trzy do pięciu minut.
Zwłaszcza, że tragedia z Bemowa posłużyła dzielnym tatom do wylania tony kolejnych antykobiecych ścieków. Zabił, no może i zabił, ale za to aborcjonistki zabijają codziennie i na masową skalę! Bo dzielni tatowie są również obrońcami zarodków. Co zrozumiałe, w końcu żydowski spisek obliczony na odebranie im potomków kwitnie.
Stowarzyszenie ma jedną złotą radę na wszystko: opiekę naprzemienną. I najwyraźniej domaga się tego nawet w sytuacji, kiedy jedna ze stron stanowi zagrożenie dla siebie i innych. Jako organizacja faktycznie wspierająca zdrowe ojcowskie więzi Dzielny Tata stracił twarz już dawno. Teraz jest grupą mizoginistycznych, antysemickich, nawołujących do działań na granicy prawa terrorystów, z którymi – jak powszechnie wiadomo – nie należy negocjować.