8 listopada 2024

loader

Zanim rzucę Ukraince szmatę…

… wskażę szmatę i warknę: sprzątaj…

W swobodnej wymianie zdań nt. Ukraińców w Polsce, pewna internautka z wyższym, niewątpliwie wykształceniem, zanurzona z racji zawodu w tzw. sferach artystycznych, napisała:
„Tylko że na szczęście „braciom z Ukrainy” mówi się krótko i wyraźnie: stąd dotąd, od siódmej do szesnastej, wiadra są tam” a potem im się płaci. Kogo interesują ich „spojrzenia”. Schody wymyte? Wymyte. Wszystko.”
„Mnie wystarczy praca, jaką wykonują i jej efekt, za który płacę i czy wykonuje ją „przybyszka” czy automat, nie ma to żadnego znaczenia dla moich emocji. Czy jest miła czy odrażająca też nie ma wpływu na stan moich podłóg i szyb a tego tylko oczekuję i za to płacę. Do stołu nie zapraszam i nie interesuje mnie czy to osoba miła czy niemiła. Schody czyste, praca wykonana, zapłata, do widzenia”.
2.
W wyniku wielkiej kontrrewolty 1989 roku, Zachód przejął wschodnioeuropejski przemysł i handel. Lwią część obrócił w gruzy, na gruzowisku postawił swe nowe „świątynie”. Nie obyło się bez wybuchu gigantycznego bezrobocia wśród miejscowych. Jedynym dla nich wyjściem było sprzedać swe siły i umiejętności Zachodowi. Tam zatem pojechali. Nie czekały na nich biurka prezesów, a pakowanie ryb do puszek w Irlandii, zmywak u Chińczyka w Londynie, wymiana pampersów staruszkom niemieckim, holenderskim… etc.
Nikt nie pytał, co umieją i co mogliby wnieść do firmy. Szło o objęcie posad, do jakich tubylcy nie chcieli już aspirować. Kazano im spać w ponurych piwnicach na wynajem, pracować po 10-12 godzin, płacono mniej, bo tak wyszło w wyniku nadmiaru siły roboczej.
I tak Polacy pojechali na „arbajt” do Niemiec, a w ich miejsce do Polski przybyli Ukraińcy, z których – dodam od razu – żaden w mordach wołyńskich nie brał udziału, choćby dlatego, że go wtedy jeszcze na świecie nie było.
3.
Jak traktowano Polaków w Niemczech, od czasu do czasu możemy usłyszeć. Czasami dobrze, najczęściej jak ludzi podlejszej kategorii.
Rzadko kto pytał: Co umiesz? Jakie masz zdolności? Co możesz zrobić, aby moja firma kwitła. Od skolonizowanych nikt nie oczekuje talentów. Wiadomo, są ich pozbawieni. Inaczej nigdy nie zostaliby skolonizowanymi. Takie traktowanie – ponad wszelką wątpliwość – nie przynosi korzyści. Warto niewolnika zaprosić do stołu, kto wie, może nazywa się Louis Armstrong i gra na trąbce.
Podobnie rzecz ma się z Ukraińcami w Polsce. Są do sprzątania, prostytucji, ciężkiej fizycznej orki. Innych ról dla nich nie przewidujemy. Dlaczego? Wiadomo, niczego więcej nie umieją.
Na pewno?
4.
W latach 70-tych poszłam na spektakl Gounoda „Faust”. Grano go w kijowskiej operze. Do czasu podniesienia kurtyny byłam jak najgorszego zdania o radzieckich teatrach. Fotele stały w pochyleniu, odór z toalet docierał aż na widownię. Ale wkrótce kurtyna się podniosła i byłam świadkiem najcudowniejszego spektaklu operowego, jaki tylko można sobie wyobrazić. Czyste, dźwięczne, muzykalne, o ogromnej skali głosy, orkiestra dostosowująca się do namiętności śpiewaków, sprawny, utaneczniony zespół chóralny. No i dyrygent. Ani na sekundę nie stracił kontroli nad swym zespołem.
I żeby było jasne: żaden że ze śpiewaków nie przekroczył 20 roku życia, muzycy byli uczniami kijowskiego konserwatorium, a dyrygent miał… 17 lat.
Nie było wtedy w Polsce zespołu operowego, który by młodym kijowianom dorównywał.
5.
Innego dnia pojechaliśmy na wycieczkę po Kijowie, na końcu dotarliśmy do słynnej „ławry”. Oprowadzał nas po niej facet jak ze złego snu – fryzura przetłuszczona i dawno nie strzyżona, prochowiec z brudnymi korytarzami wiodącymi do kieszeni, podarte mokasyny. Estetyczne obrzydzenie szybko nam jednak przeszło, bo gdy rozpoczął się wykład, na tle zasuszonych przed wiekami zakonników, tkwiących w słabo oświetlonych załomach muru, tłumaczony biegle na trzy języki (polski, niemiecki, francuski) zapomnieliśmy i o prochowcu i o nieszczęsnych mokasynach.
Za to szczęki długo stukały nam o kamienną posadzkę. Z zadziwienia. Że można tak biegle poruszać się po historii, znać tyle anegdot, logicznie w całość łączyć tyle wątków.
6.
To wszystko byli Ukraińcy, których potomkowie – z biedy, rzadko z wyboru – przyjechali nie tak dawno za „arbajtem” do Polski.
Zanim „rzucimy im szmatę, wskażemy wiadro i rzucimy przez ramię: Ma być wysprzątane” – zaprośmy ich do stołu.
Kto wie, może potrafią coś więcej niż wymycie nam kibelka na błysk?

Małgorzata Kulbaczewska-Figat

Poprzedni

Jak Jarek Jarkowi

Następny

Niech wszyscy noszą maseczki!

Zostaw komentarz