Reprezentacja naszych siatkarzy w niedzielę i poniedziałek miała rozegrać w Łodzi dwa mecze towarzyskie z Estonią, ale rywale odwołali przyjazd. W zamian kadrowicze rozegrali dwa wewnętrzne sparingi. Tak zakończył się najdziwniejszy i najkrótszy w historii reprezentacyjny sezon biało-czerwonych.
Przełożenie z powodu pandemii igrzysk na 2021 rok oraz odwołanie zmagań w Lidze Narodów sprawiło, że w tym roku nie było rywalizacji na poziomie reprezentacji narodowych. PZPS zorganizował jednak w czerwcu i lipcu zgrupowania drużyn narodowych – siatkarze trenowali w Spale, a siatkarki w Szczyrku. Zwieńczeniem tych letnich treningów miały być mecze towarzyskie. Ekipa trenera Vitala Heynena w Zielonej Górze zagrała dwa spotkania z reprezentacją Niemiec (oba wygrała), a w niedzielę i poniedziałek w Łodzi miała jeszcze zagrać z ekipą Estonii. Rywale w ostatniej chwili odwołali jednak swój przyjazd, a ponieważ PZPS miał już zawarte umowy z Polsatem na transmisje z tych spotkań, postanowiono rozegrać w miejsce odwołanych potyczek z Estończykami dwa wewnętrzne sparingi. Trener Heynen podzielił kadrę na cztery zespoły, a do ich poprowadzenia wyznaczył swoich asystentów – Sebastiana Pawlika i Michała Gogola. Umówiono się też z telewizyjnym nadawcą, że w obu meczach siatkarze rozegrają tylko po trzy sety.
Wyniki spotkań nie były istotne, bo były to tylko treningowe potyczki, tyle że z udziałem telewizji i w oficjalnych strojach meczowych. Ich celem nie była rywalizacja o miejsce w olimpijskiej kadrze, bo na to przyjdzie jeszcze czas, lecz o sprawienie przyjemności fanom siatkówki, którzy w tym roku byli skazani na oglądanie powtórek spotkań kadry Polski z poprzednich lat.