29 marca 2024

loader

Chcemy wyjść z grupy

fot. laczynaspilka

„Najbardziej szkoda mi porażki młodzieżówki w eliminacjach Euro” – przyznał prezes PZPN Cezary Kulesza, który w wywiadzie podsumowuje pierwszy rok urzędowania. „Cel na mundial? Wyjdźmy wreszcie z grupy, a później… Marzy mi się, żebyśmy byli czarnym koniem turnieju” – dodał.

Maciej Białek: 18 sierpnia mija rok od czasu zwycięskich dla pana wyborów na prezesa PZPN. Sporo się w tym czasie wydarzyło. Było jak u Hitchcocka – zaczęło się od trzęsienia ziemi, a później napięcie jeszcze rosło. To „trzęsienie ziemi” to historia z Paulo Sousą. Miał pan kontakt z Portugalczykiem od czasu jego odejścia z kadry?
Cezary Kulesza: Nie, żadnego.

Co było dla pana najtrudniejsze w ciągu tych 12 miesięcy?
Rzeczywiście, poważnych wyzwań nie brakowało. Można nawet powiedzieć, że jedno goniło drugie. Na pewno do takich należały negocjacje z Paulo Sousą. Szczególnie jeśli chodzi o rozwiązanie jego kontraktu. Portugalczyk miał wpisaną pokaźną premię w przypadku awansu na mundial i ona po rozwiązaniu kontraktu nadal mu przysługiwałaby, z racji tego, że większość eliminacji kadra rozegrała z nim na ławce trenerskiej. Wybraliśmy skuteczną taktykę negocjacyjną i udało się porozumieć z obozem Sousy na naszych zasadach. Kolejną ważną decyzją był wybór nowego selekcjonera, który wzbudził emocje w mediach i u kibiców, ale ostatecznie obronił się pod względem sportowym. A to było dla mnie od początku najważniejsze. Celem był awans na mundial i go zrealizowaliśmy.
– Wielkie emocje wywołała także sprawa baraży, w półfinale mieliśmy grać z reprezentacją Rosji. Po 24 lutego i rosyjskiej agresji na Ukrainę było dla mnie oczywiste, że do takiego meczu dojść nie może. Bardzo mocno wyraziliśmy nasze stanowisko. Jednocześnie cały czas zabiegaliśmy o wparcie innych federacji. I udało się taką grupę kilkunastu federacji – z Anglią, Szwecją czy Czechami zbudować. To był nasz duży sukces, który musiał zrobić silne wrażenie na UEFA i FIFA. W tle mówiło się przecież o poważnych konsekwencjach w wypadku odmowy rozegrania meczu, czyli nawet kilkuletniej dyskwalifikacji.

Najpierw była mowa o graniu na neutralnym terenie.
Tak, ale my twardo broniliśmy swoich racji. Nie chcieliśmy grać nawet na neutralnym boisku, w żadnym zakątku świata. Zapowiedzieliśmy, że zbojkotujemy mecz z Rosją. Zbudowaliśmy grupę silnych federacji, które nas popierały i także odmówiły ewentualnej rozgrywki z Rosją. Później czekaliśmy na decyzję FIFA. Dziś już na chłodno, choć oczywiście Ukraińcy wciąż walczą z Rosjanami, widzimy, że nasza determinacja miała sens. Zachowaliśmy się godnie i jednocześnie mieliśmy duży wpływ na to, jak Rosja zaczęła być traktowana na europejskiej arenie piłkarskiej.

Czy właśnie z tego powodu ma pan największą satysfakcję po pierwszym roku urzędowania?
Moja największa satysfakcja i radość to awans na mistrzostwa świata. Każdy, kto kocha futbol i kibicuje reprezentacji wie, że zwieńczeniem całej pracy są duże imprezy, a mundial jest największą. A łatwo przecież nie było – po listopadowej porażce z Węgrami pojawiło się mnóstwo krytyki. Po części zasłużonej. Wydawało się, że bardzo utrudniliśmy sobie drogę do Kataru. Pamiętam, że frustracja była w nas jeszcze długo po tym meczu.

Czego pan najbardziej żałuje z ostatnich dwunastu miesięcy?
Porażki reprezentacji U-21 w eliminacjach mistrzostw Europy. Była duża szansa awansu. A wiadomo, że najbliższe młodzieżowe Euro będzie również kwalifikacją do igrzysk 2024 w Paryżu. Mieliśmy mocną drużynę, wielu utalentowanych piłkarzy – z Kozłowskim, Kamińskim, Kiwiorem, Skórasiem, Benedyczakiem. To była naprawdę ciekawa grupa. Niestety, nie udało się, trochę na własne życzenie. Szkoda, bo dzięki wygranej Łotwy z Izraelem mogliśmy do końca walczyć o miejsce w barażach. Była szansa na piękny dublet – udział w dorosłych mistrzostwach świata i młodzieżowych ME.

Zostaje więc nam mundial w Katarze. Jaki cel stawia PZPN przed reprezentacją?
Chcemy wyjść z grupy. W Korei Południowej w 2002 roku nie wyszliśmy, podobnie w 2006 w Niemczech i w 2018 w Rosji. Oczekiwania federacji, ale też selekcjonera, piłkarzy, kibiców są takie, żeby wreszcie – po raz pierwszy w XXI wieku – znaleźć się w fazie pucharowej mundialu.

Załóżmy, że kadra Michniewicza tego dokona. Co później – sięga pan tak daleko myślami?
Jeżeli awansujemy do 1/8 finału, oczekiwania staną się oczywiście jeszcze większe. Ze strony kibiców, ale również naszej, selekcjonera i samych piłkarzy. Apetyt rośnie w miarę jedzenia. Jeśli rzeczywiście udałoby się wyjść z grupy, to walczmy, nie oglądajmy się za siebie. Udział w mundialu nie zdarza się codziennie.

A co pan pomyślał, gdy Polska trafiła na Argentynę, Meksyk i Arabię Saudyjską?
Na pewno były trudniejsze grupy, natomiast oczywiście nikogo nie lekceważymy. Mamy ciekawą drużynę, której przewodzi najlepszy piłkarz na świecie – Robert Lewandowski. Czesław Michniewicz jest ponadto trenerem, który jak mało kto umie przygotować drużynę do konkretnych spotkań decydujących o dużych rzeczach. Mam nadzieję, że nie będzie kolejnych kontuzji. Żałujemy, że wypadł Jakub Moder, bo stanowił bardzo ważne ogniwo reprezentacji.

Kto jest dla pana faworytem mundialu?
Zawsze oczy są skierowane na Brazylię, a teraz mają bardzo silny zespół. Oczywiście również Francja, która broni tytułu. Na pewno wicemistrzowie Europy Anglicy czy nasi grupowi rywale Argentyńczycy, którzy wygrali Copa America. Jest grupa drużyn, które zawsze są faworytami. Niemniej jednak może zdarzyć się niespodzianka, czarny koń turnieju, bo akurat ktoś będzie miał zwyżkę formę i przy odrobinie szczęścia zaskoczy wszystkich. Chciałbym, żeby to była nasza reprezentacja.

Trener Michniewicz chce tuż przed mundialem rozegrać kontrolny mecz. Praktycznie przesądzona jest sprawa meczu z Chile?
Organizacja spotkania z Chile właśnie się krystalizuje. Zostały nam do ustalenia jedynie drobne szczegóły. Zdecydowaliśmy się na Chile, ponieważ to zespół, który w wielu elementach przypomina reprezentacje Argentyny i Meksyku. Razem z selekcjonerem i jego sztabem chcieliśmy, aby zawodnicy jeszcze przed wylotem do Kataru zagrali z drużyną preferującą podobny styl do naszych mundialowych przeciwników.

Mecz odbędzie się 16 listopada w Warszawie?
Tak. To miejsce też nie jest przypadkowe. To nasz ostatni mecz przed mundialem, więc tym bardziej jestem przekonany, że wielu kibiców zechce zobaczyć kadrę, gorąco jej kibicować i życzyć sukcesu w Katarze. To dom kadry i o tym nie zapominamy. PGE Narodowy jest idealny również ze względu na trudną przedmundialową logistykę. To będzie ostatni tydzień przed mistrzostwami. Kadrę czeka tylko krótkie zgrupowanie, mecz z Chile i od razu po nim wylot do Kataru. Wszystko będzie działo się bardzo szybko. Dlatego chcieliśmy stworzyć zawodnikom oraz sztabowi jak najlepsze warunki, nie przemęczać ich niepotrzebną zmianą lokalizacji.

bnn/pap

Redakcja

Poprzedni

Deja vu niekompetencji

Następny

Trzy medale Polek