W ekipie Stali Gorzów, aktualnych wicemistrzów Polski w jeździe na żużlu, znów zrobiło się nerwowo. Miejskie władze przyznały klubowi roczną dotację w wysokości 2,3 mln złotych. To o 1,7 mln zł mniej niż wnioskował klub.
Pod koniec lutego atmosfera wokół Stali Gorzów zgęstniała z powodu kolportowanych w internecie wieści o rzekomo niestosownym zachowaniu działaczy klubu, w tym prezesa Marka Grzyba, w trakcie pobytu na przedsezonowym zgrupowaniu zespołu w Hiszpanii. Za nagłośnieniem tej sprawy stał ponoć gorzowski radny Jerzy Synowiec, w przeszłości prezes Stali, a dzisiaj największy oponent obecnego szefa klubu.
Co naprawdę zdarzyło się w hiszpańskim hotelu trudno jednoznacznie stwierdzić, bo jedna strona mówi, że działacze Stali ostro tam balowali, a prezes Grzyb stanowczo temu przeczy i grozi pozwami do sądu za publikowanie nieprawdziwych według niego informacji w tej sprawie. Ale fali oburzenia jaka wezbrała wśród mieszkańców Gorzowa powstrzymać nie zdołał, a to odbiło się natychmiast na decyzji radnych w dyskutowanej akurat w tym czasie debacie o wysokości tegorocznej dotacji dla Stali z budżetu miasta przyznawanego z puli środków na promocję Gorzowa. Żużlowy klub, który jest dumą i wizytówką tego miasta, złożył wniosek o przyznanie dofinansowania w wysokości czterech milionów złotych.
Rozkolportowane opowieści o imprezach w hiszpańskim hotelu raczej nie wpłynęły na decyzję rady miasta i prezydenta Jacka Wójcickiego o obcięciu dotacji dla Stali o 1,7 mln złotych. I bez tego zostałaby zmniejszona, bo miejski budżet ma poważniejsze wydatki związane z pandemią, ale może nie aż tyle. „Szanuję decyzję prezydenta i komisji sportu. Nasz wniosek opiewał na wyższą kwotę, a dostaliśmy mniejszą. Rozumiemy, że to z powodu trudnej sytuacji gospodarczej w okresie pandemii. Przyjmujemy decyzję do wiadomości i działamy dalej” – skomentował decyzję prezes Grzyb. Teraz musi jednak znaleźć te 1,7 mln złotych, bo przecie sam Bartosz Zmarzlik ma kontrakt w wysokości 3 mln zł.