8 listopada 2024

loader

Klęska Kamila Stocha w 70. Turnieju 4 Skoczni

Nie udało się zatrzymać niewytłumaczalnego kryzysu formy Kamila Stocha. Trzykrotny mistrz olimpijski poddał się w trzecim konkursie, gdy na skoczni w Innsbrucku nie zdołał nawet przebrnąć przez kwalifikacje. Został odesłany do kraju, gdzie ma najpierw popracować nad motoryką, a dopiero potem wróci na skocznię.

W przypadku Stocha najdziwniejsze jest to, że tak naprawdę nikt nie wie jakie są przyczyny jego tak katastrofalnego załamania formy. Przecież na początku sezonu on tylko z naszych skoczków był w stanie nawiązać walkę ze światową czołówką, a nawet wywalczyć miejsce w podium. Pierwsze symptomy kryzysu pojawiły się juz jednak podczas przedświątecznych zawodów Pucharu Świata w Engelbergu. Jeszcze w sobotnim konkursie Stoch trzymał poziom, zajmując szóstą lokatę, ale dzień później wywalczył juz tylko 16. lokatę. Od tamtej pory nasz trzykrotny mistrz olimpijski nie oddał już skoku dającego mu miejsce w pierwszej dziesiątce, wliczając w to także skoki treningowe i kwalifikacyjne.
W sumie było tego dwanaście prób, a ten zjazd po równi pochyłej zakończył kompromitujący dla takiego mistrza występ w kwalifikacjach konkursu w Innsbrucku, w którym skoczył ledwie 114 metrów i zajął ostatecznie dopiero 59. lokatę i jako jedyny z szóstki naszych skoczków nie uzyskał kwalifikacji do konkursu. Najlepszy z Polaków był w kwalifikacjach Andrzej Stękała – 18. pozycja (122,5 m). Do konkursu awansowali też Piotr Żyła 117 m (26. miejsce), Paweł Wąsek 118 m (32), Jakub Wolny 119 m (34) i Dawid Kubacki 115 m (36). Kwalifikacje wygrał lider Turnieju Czterech Skoczni i klasyfikacji generalnej Pucharu Świata Japończyk Ryoyu Kobahashi uzyskując 126,5 m.
Stoch był wyraźnie podłamany swoją fatalną formą już po pierwszym konkursie TCS, w Oberstdorfie, w którym zajął dopiero 41. miejsce i nie zakwalifikował się do drugiej serii konkursowej, czym zaprzepaścił swoje szanse na obronę wywalczonego w poprzedniej edcyji trofeum. Ale w tych zawodach fatalnie wypadli wszyscy Polacy, bo do serii finałowej awansował jedynie Dawid Kubacki, lecz zakończył zmagania dopiero na 28. pozycji.
W drugim konkursie, w Garmisch-Partenkirchen, Stochowi poszło jeszcze gorzej, bo zajął dopiero 47. lokatę. W mediach rozgorzała dyskusja, czy nie lepszym rozwiązaniem byłoby wycofanie lidera naszej kadry z konkursu. Za takim rozwiązaniem otwarcie optował między innymi dyrektor sportowy związku Adam Małysz. „Widzieliśmy, co się stało. Wczoraj trenerzy mówili mi, że poustawiali Kamila. On mówił, że jest zadowolony, że powinno być lepiej, że poczuł to i wie, w czym jest problem. Niestety, na skoczni nie było tego widać. Zobaczymy, co teraz postanowią trenerzy. My jako związek gdzieś tam swoją opinię wydaliśmy, ale widać było, że brakuje czegoś cały czas. Kamil według mnie potrzebuje treningu, żeby mógł oddać parę stabilnych skoków. Ciężko powiedzieć, czy kilka skoków pomiędzy konkursami, np. w Seefeld coś by dało. Trzeba wskakać się po prostu w technikę, poczuć odpowiednią pozycję najazdową i wykorzystać to w locie. Widzimy, że on się bardzo męczy. Nie dziwię się, że jest teraz trochę pogubiony, bo wciąż miał nadzieję, że trenerzy wiedzą, co jest z jego skokami nie tak i zdołają temu zaradzić. Tak też i my uważaliśmy, ale teraz już wiemy, że nic w skokach Kamila nie wróciło do normy” – stwierdził Małysz po nieudanym występie Stocha w kwalifikacjach w Innsbrucku.
Ostatecznie Polski Związek Narciarski zdecydował się wycofać Stocha z Turnieju Czterech Skoczni i odesłał go do kraju. „Sztab szkoleniowy podjął decyzję o wycofaniu Kamila Stocha z TCS i kolejnych zawodów PŚ. Jutro Kamil wróci do Polski. Do końca tygodnia ważny będzie odpoczynek, a później trening motoryczny. Trening na skoczni w następnej kolejności” – napisano w oficjalnym komunikacie.
W komentarzach ekspertów pojawiało się mnóstwo diagnoz dotyczących przyczyn załamania formy Stocha. Podkreślano, że nasz mistrz stracił radość ze skakania, co w jego przypadku jest zachowaniem trudnym do uwierzenia, bo on autentycznie uwielbia ten sporti nawet często powtarza, że po zakończeniu kariery celowo będzie dbał o linię, żeby móc skakać rekreacyjnie. Tymczasem po dwóch konkursach TCS sprawiał wrażenie kogoś, kto ma już dosyć skoczni narciarskich i wszystkiego, co się z tym sportem wiąże. W dyskusjach z trenerem Michalem Doleżalem twierdził jednak, że nie chce jeszcze się poddawać, że spróbuje coś zmienić w Innsbrucku, bo to miejsce, które lubi, a na skoczni Bergisel wcześniej zawsze szło mu lepiej niż na innych obiektach, nawet gdy był w gorszej dyspozycji. Może właśnie dlatego Doleżal wstrzymał się z decyzją o odesłaniu swojego najlepszego zawodnika.
„W sztabie szkoleniowym kadry nie widzę wielkiej sympatii do moich opinii, ale też nie ma wielkiego wkurzenia z ich strony. Mówiłem im już, że czy to się komuś podoba czy nie, niestety dla nich to ja jestem szefem i mam prawo wyrażać swoje opinie. Wskazuję im po raz kolejny, żeby przemyśleli pewne sprawy, ale to do nich nie dociera. Dlatego zacząłem o tym mówić w mediach, żeby moja opinia była znana. Nie wstydzę się tego i nigdy się ze swoich słów nie wycofam. Tak więc przekazałem, że moim zdaniem wyjazd do Bischofshofen w przypadku Kamila nie ma wielkiego sensu. Do igrzysk olimpijksich został miesiąc, a to mimo wszystko sporo czasu, żeby coś jeszcze zmienić na lepsze” — zapewnia Adam Małysz.
Stoch startował w TCS po raz siedemnasty i nigdy wcześniej nie zaliczył tak słabego występu jak w tej edycji. I już nie poprawi tego katastrofalngo w przypadku trzykrotnego zdobywcy „Złotego Orła” bilansu, bo już wiadomo, że w ostatnim konkursie, w Bischofshofen, zabraknie go w stawce. Okazuje się, że od 17 sezonów nie było zwycięzcy Turnieju Czterech Skoczni, który broniąc tytułu, nie zakwalifikował się do któregoś z konkursów w kolejnym sezonie. Ostatni raz taka sytuacja miała miejsce w sezonie 2004/2005. Wtedy do zawodów w Oberstdorfie nie dostał się broniący tytułu Sigurd Pettersen. Potem wprawdzie mieliśmy przypadek Janne Ahonena, ale sytuacja była zupełnie inna, bo słynny Fin w sezonie 2008/09 w ogóle nie wystartował w TCS.
Niestety, pozostali Polacy w Innsbrucku skakali tylko trochę lepiej od Stocha, ale ich postawa na treningach i w kwalifikacjach nie dawała wielkich nadziei, że któryś z nich wywalczy miejsce choćby w czołowej dziesiątce. Na szczęście dla nich z powodu fatalnych warunków pogodowe wtorkowy konkurs został ostatecznie odwołany, ponieważ jury uznało, że porwisty wiatr zagraża bezpieczeństwu zawodników. Konkurs ma się odbyć w środę, jeśli nie w Innsbrucku, to na skoczni w Bischofshofen.

Jan T. Kowalski

Poprzedni

Kolejka chętnych do pracy z piłkarską kadrą Polski

Następny

Szykuje się rok wielkich piłkarskich transferów